Stawka

Dzwonek u drzwi oderwał mnie od zajęć gospodarczych w mieszkaniu. Otworzywszy je, nie ujrzałem nikogo na wysokości, na jakiej zwykłem wypatrywać przybyszów. Po chwili wzrokowego badania przestrzeni w szerszym nieco otoczeniu, ujrzałem bardzo małego człowieka. Miał chyba z metr wzrostu, a może nawet nie. Jego niepozorna postura była w sprzeczności z dorosłą twarzą, czarnym wąsem i grubym, aczkolwiek aksamitnym głosem.

Dzwonek u drzwi oderwał mnie od zajęć gospodarczych w mieszkaniu. Otworzywszy je, nie ujrzałem nikogo na wysokości, na jakiej zwykłem wypatrywać przybyszów. Po chwili wzrokowego badania przestrzeni w szerszym nieco otoczeniu, ujrzałem bardzo małego człowieka. Miał chyba z metr wzrostu, a może nawet nie. Jego niepozorna postura była w sprzeczności z dorosłą twarzą, czarnym wąsem i grubym, aczkolwiek aksamitnym głosem.

Był mały, niezwykle mały, chociaż zbudowany dosyć proporcjonalnie, co rzadko spotyka się w chorobach zaburzających wzrost. Z postury sprawiał wrażenie przedszkolaka. Poprosił o wsparcie. Zbierał fundusze na operację przysadki mózgowej. Wyciągając rękę jak tylko daleko był w stanie, podsunął mi oprawione w folię zaświadczenie - dowód jego czystych intencji, czego i tak nie mogłem dokładnie dojrzeć ze względu na odległość. Zresztą, jaki tu jeszcze dowód potrzebny.

Zbytnio przyzwyczailiśmy się do mocy słowa pisanego, wzmocnionego urzędowymi pieczęciami. Za bardzo wierzymy w papier, za mało patrzymy na ludzi. Podchodzimy nieraz obojętnie do nieszczęść ludzkich - czasami nie ze złej woli, ale z ich nadmiaru - opędzamy się wręcz od szukających pomocy. Trudno podołać takiemu balastowi, zważywszy że nie wszyscy proszący o wsparcie rzeczywiście go potrzebują. Przykro odmawiać, ale z drugiej strony nie sposób zadośćuczynić wszystkim potrzebującym, bo wówczas role mogłyby się odwrócić.

Dokument urzędowy, czegokolwiek by dotyczył, zazwyczaj niełatwo uzyskać. O tym wiemy z doświadczenia. Ostatnio np. musiałem zdobyć wypis z urzędu odległej gminy, świadczący o budowlanym przeznaczeniu działki. Wydawałoby się, że znając numer działki przydzielony na stałe w rejestrze gminnym, będzie to sprawa szybka i łatwa - w zasadzie na telefon. Nic bardziej błędnego. Należy bowiem znaleźć kartografa, który odpłatnie sporządzi mapę sytuacyjną w odpowiedniej, ściśle określonej skali. Po naniesieniu na mapce lokalizacji, składa się w urzędzie podanie, uiszcza regulaminową kwotę i czeka tydzień na wypis, który jest w zasadzie jednozdaniowy, ale uwiarygodniony pieczęciami. Jak widać, plan zagospodarowania przestrzennego i rejestr terenów chodzą różnymi ścieżkami. A mnie naiwnemu wydawało się to tak proste - wystarczyłby komputerowy rejestr i wszystko jasne. Nie w tym rzecz jednak, by było łatwe, chodzi o to, by kosztowało. O zdalnym - przez Internet - udostępnianiu tego typu bezosobowej informacji, w obliczu powagi procedury urzędowej nawet nie śmiem myśleć.

Jest mi przykro. Za późno zreflektowałem się, że wsparcie, jakiego udzieliłem małemu człowiekowi, było śmiesznie niskie. Odruchowo sięga się po drobne, nie zastanawiając się w pierwszej chwili nad rangą potrzeb. Urzędy mają wyznaczone stawki, które egzekwują bez żenady. Bezbronny, proszący człowiek - wobec urzędu, wobec drugiego człowieka. Urząd nie ucieszy się, biedny człowiek z radością przyjmie każdy datek.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200