Wacław

Mam na imię Wacław. Jestem dyrektorem firmy średniej wielkości. Uważam, iż jestem człowiekiem takiego formatu, że mógłbym zarządzać znacznie większym przedsiębiorstwem.

Mam na imię Wacław. Jestem dyrektorem firmy średniej wielkości. Uważam, iż jestem człowiekiem takiego formatu, że mógłbym zarządzać znacznie większym przedsiębiorstwem.

Jeśli chodzi o moją karierę zawodową, przebiega ona bez specjalnych zaburzeń. Firma prosperuje nieźle, aczkolwiek mamy pewne utarczki i problemy z naszymi informatykami. W zasadzie z nimi ciągle są jakieś problemy i czego się tylko dotkną, generują następne - finansowe lub organizacyjne. Śmiem twierdzić, że gdyby nie informatyka, stojąca mi ością w gardle, moja praca przebiegałaby rzeczywiście nieskazitelnie.

Chciałbym więc z tego miejsca nieco uzewnętrznić się i korzystając z okazji przedstawić kilka najistotniejszych zarzutów, jakie - moim zdaniem - ciążą na naszych komputerowcach. Po pierwsze, używają systemów, które są zawodne. Jak to możliwe, aby komputer zawieszał się, a oni nie wiedzą dlaczego! Kilka razy w miesiącu zdarzają się podobne sytuacje, co prawda za każdym razem na innym komputerze, ale to nie przelewki. Przecież to o pomstę do nieba woła! Pewnego razu sekretarka nie mogła skończyć pisma, które miała mi terminowo przygotować, bo komputer jej się wyłączył i pisma ani śladu.

Podobnie jest z Internetem. Niektóre obrazki ładują się szybko, na inne trzeba czekać bardzo długo - a czas to pieniądz. Mogliby ci moi informatycy tak skonfigurować komputery, aby prędkość pracy była zawsze stała. Chyba im się nie chce lub nie potrafią. Albo też naprodukują tych okienek bez liku, albo znowu zrobią je takie wielkie. Przecież każde dziecko wie, że im coś większe, tym cięższe. A jak cięższe, to zużywa więcej energii i dłużej w przypadku oprogramowania się wykonuje. Nie dziwi mnie więc, że z każdym nowym programem komputery działają coraz wolniej i znowu trzeba wydawać pieniądze na nowy sprzęt. Optymalizacja - to jest to! Oni prawdopodobnie w życiu nie słyszeli terminu optymalizacja.

Stworzyli ostatnio witrynę internetową firmy, a na niej byli łaskawi zamieścić zegar. I ten właśnie zegar "chodzi" i odmierza czas. I mnie się zdaje, że między innymi ten właśnie czasomierz jest powodem marnowania energii. Przecież jeśli zegar ma działać, musi być zasilany. A skąd jest zasilany? No właśnie, poprzez komputer prądem, który bierzemy z gniazdka elektrycznego. A czyje jest gniazdko? Wiadomo - firmowe jest. I kto płaci za prąd? Na pewno nie nasi informatycy. I wcale w tym kontekście nie dziwią mnie coraz większe rachunki za energię elektryczną, które nasza firma jest zmuszona pokrywać.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200