Dylematy dwudziestolatków

Od kilku lat zmienia się model kształcenia informatyków na poziomie wyższych uczelni. Coraz więcej studentów kierunków informatycznych decyduje się na zakończenie studiów na poziomie licencjatu.

Od kilku lat zmienia się model kształcenia informatyków na poziomie wyższych uczelni. Coraz więcej studentów kierunków informatycznych decyduje się na zakończenie studiów na poziomie licencjatu.

Problemy środowiska akademickiego są znane od lat. Zbyt mała liczba miejsc na uczelniach, niskie nakłady na oświatę i badania naukowe, drenaż mózgów to główne czynniki utrudniające rozwój szkolnictwa wyższego - widoczne szczególnie w przypadku uczelni kształcących informatyków. Problemy te nie martwią jednak absolwentów, którzy co roku oblegają wydziały informatyczne.

Coraz większa grupa studentów kończy edukację na poziomie licencjatu. Wielu dydaktyków uważa ten trend za niekorzystny. Obawiają się, że za kilka lat zabraknie w Polsce nie tylko doktorów, lecz także magistrów informatyki, a mury uczelni będzie rok- rocznie opuszczać coraz większa liczba osób przygotowanych tylko do obsługi podstawowych aplikacji i programów. "Jeśli ta sytuacja się nie zmieni, wkrótce możemy stać się informatycznymi analfabetami. Będziemy potrafili posługiwać się narzędziami, ale nie będziemy wiedzieli co jest w środku. W ten sposób już niedługo może ulec zmianie sens słowa informatyk, pod którym będziemy rozumieli biegłego wdrożeniowca" - mówi prof. dr hab. Krzysztof Sapiecha, kierownik Katedry Informatyki Technicznej Politechniki Krakowskiej.

Problemy wiecznie żywe

W październiku tego roku naukę na magisterskich studiach na kierunkach informatycznych rozpocznie ok. 2,5 tys. absolwentów szkół średnich. O około 1 tys. uczniów więcej wybierze studia zawodowe na uczelniach państwowych. Ponadto 5 tys. studentów uczy się na kierunkach informatycznych na uczelniach niepaństwowych, a kilkuset studentów szkół ekonomicznych wybiera specjalizacje informatyczne.

Osoby trafiające na uczelnie państwowe na wydziałach zastaną taką samą sytuację, jak ich starsi o 5-7 lat koledzy. Podstawowym problemem wszystkich wyższych uczelni jest niedobór środków finansowych. "Nie chodzi tu nawet o takie sprawy, jak wyposażenie pracowni komputerowych - te są dosyć nowoczesne. Poza tym nauczanie niektórych zagadnień nie wymaga nowoczesnych rozwiązań sprzętowych. Problemem jest na pewno brak sal wykładowych i przede wszystkim brak pieniędzy na wynagrodzenia dla kadry naukowej" - mówi dr Janina Mincer-Daszkiewicz z Wydziału Matematyki, Informatyki i Mechaniki Uniwersytetu Warszawskiego.

Ten ostatni problem - szczególnie dotkliwy w przypadku najmłodszych pracowników uczelni - doprowadził do powstania luki pokoleniowej wśród nauczycieli akademickich. Pensja asystenta na wyższej uczelni nie przekracza zazwyczaj 700-1000 zł, czyli wynosi co najmniej 3 razy mniej niż na etacie w firmie informatycznej. Roli czynnika motywującego do pozostania na uczelni nie spełniają także granty. Najzdolniejsi asystenci uczestniczący w projektach badawczych, współfinansowanych przez KBN, otrzymują dodatkowe wynagrodzenie za udział w pracach zespołów badawczych. Na ogół nie przekracza ono jednak 400-500 zł miesięcznie brutto, a to zbyt mało, by zatrzymać na uczelni dobrego informatyka.

Wszystko to sprawia, że najzdolniejsi absolwenci zaraz po studiach wyjeżdżają za granicę, gdzie nierzadko na początku otrzymują pensję w wysokości 60-80 tys. USD rocznie, lub rozpoczynają pracę w przedstawicielstwach dużych zachodnich firm. Na pozostanie na uczelni decydują się nieliczni, nie zawsze najlepsi studenci, którzy i tak są zmuszeni do dorabiania. Problem ten jest najbardziej odczuwany w renomowanych ośrodkach akademickich, w dużych miastach, gdzie rynek pracy dla informatyków jest znacznie większy, a pensje oferowane przez firmy są wyższe niż w innych regionach kraju.

Na brak pracowników naukowych narzekają również przedstawiciele mniejszych ośrodków. Młodzież zainteresowana informatyką na ogół wyjeżdża na renomowane uczelnie warszawskie czy krakowskie i właśnie tam rozpoczyna karierę naukową. Szkoły w mniejszych miastach są w związku z tym zmuszone do angażowania nauczycieli specjalizujących się w innych dziedzinach, np. "przekwalifikowanych" automatyków.

Praca kontra nauka

Problem dorabiania poza uczelnią nie dotyczy zresztą tylko kadry naukowej. "Większość studentów już na czwartym roku rozpoczyna pracę zawodową, co jest chyba ewenementem na skalę europejską. Oczywiście ma to negatywny wpływ na ich osiągnięcia naukowe" - mówi dr hab. Piotr Tatjewski, dyrektor Instytutu Automatyki i Informatyki Stosowanej na Politechnice Warszawskiej. Ma to jednak pozytywne strony - dzięki pracy studenci mają możliwość zdobycia praktycznych umiejętności. Niestety, lekceważą przez to zajęcia. Problem jest na tyle dotkliwy, że coraz więcej uczelni wprowadza przepisy dyscyplinujące studentów.

Następstwem pędu do kariery jest także rosnąca popularność studiów licencjackich. "Spodziewamy się, że w najbliższych latach tendencja tego rodzaju nasili się, a studia trzyletnie będzie wybierać nawet ok. 80% naszych studentów" - mówi prof. dr hab. Leszek Pacholski, dyrektor Instytutu Informatyki Uniwersytetu Wrocławskiego. - "Prawdopodobnie większość z nich będzie obierała wariant pośredni. Będą kończyli studia licencjackie, szli do pracy, a po kilku latach wracali na studia magisterskie, by uzupełnić wiedzę". Wielu dydaktyków wątpi jednak w chęć powrotu na studia w ciągu kilku lat po założeniu rodziny i rozpoczęciu kariery zawodowej. Studenci sądzą na ogół, że dyplom licencjata wystarczy do znalezienia dobrze płatnej pracy, a ewentualny awans będzie uzależniony od doświadczeń praktycznych, a nie formalnego wykształcenia.

Powiększ

"Obecni studenci nie chcą podejmować trudnych problemów. Interesuje ich tylko to, co może się przydać w przyszłej pracy zawodowej. A przecież na całym świecie większa część badań naukowych jest prowadzona przy pomocy studentów" - mówi prof. dr hab. Krzysztof Sapiecha. W takiej postawie studentów wielu nauczycieli akademickich dostrzega zagrożenie dla rozwoju informatyki. "Studenci wybierający licencjat, patrzą tylko na doraźne korzyści, nie zdając sobie sprawy, że zarządzanie projektami czy rozwój nowych produktów wymaga ludzi z gruntownym przygotowaniem teoretycznym" - twierdzą. Ich zdaniem, wzrastająca popularność studiów licencjackich doprowadzi także do poważnych zmian w oświacie akademickiej. "Możliwe, że w najbliższej przyszłości pozostanie tylko kilka ośrodków kształcących na poziomie uczelni wyższej. Reszta, sprawując funkcję podobną do tej pełnionej przez amerykańskie college'e, ograniczy się do przekazywania wiadomości praktycznych" - przewiduje prof. dr hab. Krzysztof Sapiecha.

Współpraca tak, ale na korzystnych warunkach

Uczelnie nie wypracowały skutecznej metody na zdobycie dodatkowych środków finansowych. Ze względu na specyficzne wymogi dydaktyczne nie mogą nadmiernie zwiększać limitu liczby miejsc na odpłatnych studiach wieczorowych, jak to czynią wydziały humanistyczne.

Niewielkie środki przynosi także współpraca z firmami informatycznymi. Wiele z nich nie dostrzega długofalowych korzyści wynikających z kontaktów z uczelniami, a swoją pomoc ograniczają do sporadycznych darowizn w postaci sprzętu i oprogramowania. Jednym z niewielu udanych przykładów współpracy pomiędzy uczelniami wyższymi a firmami informatycznymi jest układ między Motorolą a Akademią Górniczo-Hutniczą. Uczelnia ta przed rokiem stworzyła specjalny kierunek inżynierii oprogramowania, na którym wykładają m.in. specjaliści z USA, a jego absolwenci znajdą zatrudnienie w zakładzie Motoroli w podkrakowskim Parku Technologicznym.

Niewiele uczelni myśli także o nawiązaniu współpracy z zagranicznymi pracodawcami, dla których polskie szkoły wyższe mogłyby stać się źródłem wykwalifikowanej kadry. "Do naszej uczelni kilkakrotnie przyjeżdżali przedstawiciele niemieckich firm, planujących zatrudnienie naszych absolwentów. Na razie nie ma jednak mowy o instytucjonalnej współpracy z zagranicznymi pracodawcami. Taka współpraca wymagałaby stworzenia co najmniej jednego nowego etatu, a na to nie ma pieniędzy" - mówi prof. dr hab. Leszek Pacholski, dyrektor Instytutu Informatyki Uniwersytetu Wrocławskiego. Wszelkie tego rodzaju sporadyczne kontakty mają charakter nieformalny i krótkotrwały.

O niektórych sposobach współpracy z niechęcią myśli kadra naukowa szkół wyższych. Wyższe uczelnie coraz częściej odwiedzają reprezentanci ośrodków edukacyjnych, którzy chcą wprowadzenia organizowanych przez nich kursów, jako przedmiotów fakultatywnych na wydziałach informatycznych. Przedstawiciele uczelni widzą w tym kolejne narzędzie marketingowe, służące zdobyciu nowych klientów dla koncernów informatycznych. Niechęć ma często również bardziej prozaiczne przyczyny. "Przedstawiciele firm obiecują bezpłatne przeszkolenie instruktorów wybranych spośród naszych asystentów. Może to jednak doprowadzić do odejścia z uczelni kolejnych doktorantów, którzy mogą zrezygnować z pracy w szkole na rzecz komercyjnych ośrodków edukacyjnych" - mówi prof. dr hab. Marek Kubale z Politechniki Gdańskiej.

Czekanie na prawodawcę

Zdaniem wielu wykładowców, realna zmiana sytuacji może nastąpić dopiero po wprowadzeniu nowej ustawy o szkolnictwie wyższym. Proponuje się w niej m.in. regulacje, utrudniające podejmowanie dodatkowych prac przez kadrę dydaktyczną uczelni. Podjęcie takiej pracy miałoby każdorazowo wymagać indywidualnej zgody rektora szkoły wyższej.

Pesymiści przypuszczają, że wprowadzenie takich regulacji spowodowałoby masowy odpływ kadr z uczelni i byłoby wbrew jej interesom. Podkreślają także, że do uczelni należy wprowadzenie bardziej motywujących systemów wynagrodzeń, które mogłyby przybrać formę dodatków za pracę w regionach, gdzie jest największe zapotrzebowanie na informatyków. Ich zdaniem, powinny zniknąć "nieżyciowe" przepisy, które uniemożliwiają zwiększenie wynagrodzeń dla najlepszych asystentów, bez podwyżki dla wszystkich pracowników naukowych.

"Kolejnym krokiem, podjętym przez MEN, powinno być powołanie specjalnego organu do kontroli nad poziomem kształcenia w szkołach wyższych, publicznych i niepublicznych" - twierdzą przedstawiciele uczelni. Ich zdaniem, obecnie ministerstwo przywiązuje niewielką wagę do jakości kształcenia, przez co wiele szkół, zwłaszcza niepublicznych, stało się tylko miejscami, w których można bez większych problemów uzyskać dyplom ukończenia szkoły wyższej.

Wydaje się jednak, że żadne regulacje prawne nie rozwiążą problemów finansowych uczelni, jeśli one same nie zatroszczą się o dodatkowe środki. Ustawy nie poprawią także poziomu kształcenia w poszczególnych szkołach. Źródłem dodatkowych środków powinny stać się badania wykonywane na zlecenie przemysłu i firm informatycznych. Zyski mogłaby przynieść także współpraca z pracodawcami, którzy z coraz większą desperacją poszukują wykwalifikowanych informatyków.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200