Wieści z terenu

W firmie zalęgły się myszy, nie komputerowe rzecz jasna, których i tak jest mnóstwo, ale się nie mnożą same z siebie, tylko te normalne, sympatyczne zwierzątka. Cóż z tego, że sympatyczne, skoro obrały sobie za przysmak kable sieciowe i dewastują dorobek człowieka.

W firmie zalęgły się myszy, nie komputerowe rzecz jasna, których i tak jest mnóstwo, ale się nie mnożą same z siebie, tylko te normalne, sympatyczne zwierzątka. Cóż z tego, że sympatyczne, skoro obrały sobie za przysmak kable sieciowe i dewastują dorobek człowieka.

Ktoś wymyślił, aby pozastawiać łapki, ale pomysł nie okazał się skuteczny. Po pierwsze, był problem z podkładaniem sera - kto i kiedy ma się tym zajmować? Po drugie, jak rozliczać kilogramy sera w budżecie firmy? A po trzecie, okazały się niebezpieczne dla personelu, od czasu, gdy Księgowa w trakcie szperania po dokumentach sama została łapką przytrzaśnięta. Chciała nawet podciągnąć ów incydent pod wypadek przy pracy i wystąpić o odszkodowanie z tytułu opuchniętego palca. Kwestia rozwiązania problemu myszy stała się więc zagadnieniem priorytetowym.

Pewnego razu przeprowadzono więc dyskusję w stylu "brainstorming", gdzie wszyscy doraźnie biorący w niej udział mogli równo, bez względu na piastowane stanowisko, wyrażać swoje zdanie. "Kota by trzeba" - zapoczątkowała Administracyjna. "Był kiedyś kot, to kazaliście go przegonić, bo zanieczyszczał piwnicę" - przyczepił się Lokalny Informatyk. "Bo Portierniana go nie wypuszczała na pole" - zripostowała Administracyjna. - "Teraz jednak musi być i koniec". "A kto go będzie karmił?" - zapytał Zarząd. "Myszy się naźre, to mu wystarczy" - przyszedł z poradą Inwestycyjny. "No, a jak myszy się skończą, to co dalej? Znowu na ulicę go wyrzucicie?" - chciał mieć jasność Lokalny Informatyk. "Nie. Będziemy go dożywiać" - zapewniał Zarząd. "A czym?" - rzucił ktoś kwestię. "Zakupimy jakieś pożywienie" - potwierdził Zarząd. "Zaraz, zaraz, a z jakich funduszy i jak to będę fakturować?" - odezwała się Księgowa. "Może kota wpiszemy na ewidencję" - zaproponowała Sekretarka. "Jako środek trwały czy jako wyposażenie, a może jako etatowego stróża?" - chciał mieć jasność Inwestycyjny. "W żadnym wypadku etat. Trzeba będzie ZUS i podatki uiszczać" - oponowała Księgowa. "Poza tym na etacie będziemy musieli kontrolować jego godziny pracy. Nie wiem, czy można mu zaufać i dać nie normowany czas pracy. On może przesypiać i co wtedy? Będziemy utrzymywać darmozjada?" - uzupełnił Zarząd rzeczowo.

Wobec niemożności konstruktywnego rozwiązania sprawy myszy przy pomocy kota, zmieniono strategię. Poproszono Lokalnego Informatyka o rozwiązanie problemu innymi metodami. Oczywiście, ten nic mądrego nie wymyślił oprócz poprowadzenia nowego okablowania w rurkach gryzonioodpornych. Pomysł okazał się szczytem nieudolności i ze względu na koszty, z góry skazany był na porażkę. Zniecierpliwiony Zarząd postanowił więc, że skoro Lokalny nie potrafi dać sobie rady z tak prostą rzeczą, jak okablowanie, to niech weźmie miotłę od Administracyjnej i w ciągu dnia kilka razy może się przelecieć po budynku, zaganiając myszy do dziur - w końcu sieć komputerowa to jego działka.

Piotr Schmidt (agent zakładowy)

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200