Donos

"Ktoś niestety zarządowi zadenuncjował; pewnie ten rudy w okularach z sąsiedniego pokoju; że też zawsze się taki znajdzie" - uskarżał się Lokalny Informatyk Serwisowemu.

"Ktoś niestety zarządowi zadenuncjował; pewnie ten rudy w okularach z sąsiedniego pokoju; że też zawsze się taki znajdzie" - uskarżał się Lokalny Informatyk Serwisowemu.

"Doniósł, że jakiś pismak w Computerworldzie na zarządy bardzo nadaje i wygląda to nieco podobnie do sytuacji w naszej firmie. W związku z powyższym są przypuszczenia, że ja temu z gazety naopowiadałem, a on to przelał na papier i obwieścił wszem i wobec. A ja mogę przysiąc, że nie znam żadnego Jana Kowalskiego, co wypisuje te rzeczy. Owszem, Computerworlda kupuję i czytuję, ale temu rudemu już na pewno nigdy nie pożyczę do poczytania". Serwisowy starał się przeniknąć sytuację: "A skąd wiadomo, że w ogóle ktoś doniósł, a jeśli tak, to dlaczego niby on?" Lokalny Informatyk pospieszył z wyjaśnieniem: "Bo mnie zarząd wezwał i kazał zrobić ksero z tych wszystkich artykułów, nie omieszkał zresztą zasygnalizować o co chodzi. Oni wiedzą, że ja kupuję tę gazetę. I jedyną osobą, która ode mnie pożycza, jest właśnie typowany przeze mnie kapuś. On zawsze lubił przysługiwać się przełożonym".

Minął tydzień. Zarząd otrzymał odbitki kilkunastu artykułów, które miały jego zdaniem, a konkretnie zdaniem donosiciela negatywnie wpływać na image zarządu. Lokalny Informatyk był w tym czasie nieco spięty, albowiem nie bardzo wiedział, jak w razie czego ma się tłumaczyć. Zawsze najtrudniej udowodnić, że nie jest się wielbłądem. Jego zdaniem, podobne sprawy mogły przebiegać w co drugiej firmie. Sam wiele słyszał przekomicznych historii od kolegów po fachu. "Ciekawe, czy ich też zarządy ścigają, podejrzewając kooperację z prasą, a zarzuty opierając jedynie na podobieństwie faktów" - zastanawiał się Lokalny Informatyk.

W końcu został po miesiącu wezwany przed oblicze, a w zasadzie oblicza członków zarządu. "Zapoznaliśmy się z materiałami źródłowymi. Nie ukrywamy, że w pierwszej chwili, gdy usłyszeliśmy od pewnej osoby, co też w tych gazetach wypisują, byliśmy mocno zbulwersowani. Okazuje się, że przedwcześnie. Chcieliśmy tobie, Informatyku, podziękować za udostępnienie nam materiałów, bo my tego nie kupujemy. Wybawiłeś nas z kłopotu, jednym słowem. Rzeczywiście ktoś w tych artykułach wzmiankuje o zarządzie pewnej firmy. Ale nie uważamy, aby w najmniejszym stopniu uwagi te dotyczyły naszej sytuacji. Poza tym chcieliśmy zauważyć, że nie ma potrzeby robienia problemu z tekstów, które w 90% są niezrozumiałe". Tym sposobem Lokalny Informatyk uniknął ponoszenia przykrych konsekwencji za nie swoje winy.

Piotr Schmidt

(agent zakładowy)

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200