Prywatna prywata

Życie towarzyskie mediów w każdym kraju podlega swoistym cyklom rozwojowym. Wygląda na to, że obecnie w prasie komputerowej mamy cykl poświęcony prywatności. Został on wywołany drobnym szczegółem, jakim była zapowiedź umieszczania numerów seryjnych w procesorach Pentium III. Niby nic takiego, a ile szumu!

Życie towarzyskie mediów w każdym kraju podlega swoistym cyklom rozwojowym. Wygląda na to, że obecnie w prasie komputerowej mamy cykl poświęcony prywatności. Został on wywołany drobnym szczegółem, jakim była zapowiedź umieszczania numerów seryjnych w procesorach Pentium III. Niby nic takiego, a ile szumu!

Zaczęli przeciwnicy technologii spod zielonego sztandaru. Opisywali, że posiadacze komputerów z PIII będą obnażeni przed światem, udostępniając wszystkie dane natrętnym reklamodawcom. Następna salwa przyszła od dziennikarzy. Ci zawsze lubują się w kasandrycznych tematach. Jak się dobrze postraszy, to czytelnik będzie zadowolony. Wszyscy lubimy się bać. Podawano więc jak to penetrując Internet, można znaleźć informacje o panu X, który był na tyle nierozważny, że umieścił swoje CV na stronie WWW. Notabene każdy Czytelnik, który nieco wysili inteligencję i spostrzegawczość, łatwo może znaleźć CV na mojej stronie (http://www.apple.com.pl/kuba), ale nie uważam tego za utratę prywatności. Ostatecznie wiedziałem co robię, umieszczając je tam (może ktoś zechce mnie zatrudnić, poważne propozycje mile widziane).

Tu dotykamy sedna sprawy. Otóż ludzie przyzwoici nie mają powodów obawiać się utraty prywatności! Nie byłem nigdy skazany ani nawet podejrzany o żadne przestępstwa. Z wyjątkiem jednego, gdy z kalendarzyka zamordowanej koleżanki wzięto i mój numer telefonu, aby przesłuchać na okoliczność tej ponurej sprawy. Pewnie do dziś gdzieś w centralnym rejestrze są moje odciski palców. Ale nie przejmuję się tym, tak jak nie przejmuję się posiadaniem dossier w kilkunastu co najmniej bankach danych. Sądząc po tzw. junk mail, czyli masowo rozsyłanej korespondencji seryjnej, jestem znany pod kilkoma różnymi nazwiskami (ze śmiesznymi błędami) i adresami. Można nawet prześledzić rozchodzenie się tych "osobowości". Ale przecież od tej utraty prywatności nic mi nie ubyło. Jak wyrzucałem wszystkie listy seryjne do kosza, tak wyrzucam je dalej.

Myślę sobie, że od bardzo dawna jesteśmy w różnego rodzaju bazach danych. PESEL, bank, prawo jazdy, ZUS to tylko pierwsze lepsze przykłady. Czy z faktu, że ktoś zna numer mego konta, wynika cokolwiek poza możliwością otrzymania niespodziewanej darowizny? Chętnych do wykonania takowej w wysokości ponad 10 tys. USD muszę jednak przestrzec, że będę ją musiał zgłosić do tutejszych władz finansowych, co może narazić darczyńcę na utratę prywatności. Kwoty mniejsze niż 9999 USD są mile widziane na moim rachunku - numer 38973134 w BankBoston, SWIFT FNBBUSS33. Kosztami przelewu proszę obciążyć swój bank.

Gdy się bardzo wysilę, to mogę podać kilka przykładów "strasznych" skutków utraty prywatności z mego życia. Na przykład koleżanka z liceum wiedziała wcześniej niż ja, że będę musiał mieć operację. Pracowała bowiem w laboratorium, gdzie badano jawnie oznaczone próbki krwi, i znała nazwiska wszystkich pacjentów. Często także zdarzało mi się, że księgowe z firm, z którymi współpracowałem, wiedziały lepiej ode mnie, iż muszę zacząć płacić podwyższone podatki. Ale czy jest to powód do paniki?!

Myślę, że to nie utrata prywatności jest największą bolączką naszych czasów, a prywata ludzi, którzy powinni być czyści jak łza ze względu na zajmowane stanowiska. Dlatego uważam, że każda osoba publiczna powinna z mocy prawa udostępniać wszystkie informacje o sobie. Opinia publiczna czeka, panowie i panie!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200