Skrzyżowana para

Zapytał Czytelnik, dlaczego chętnie opisuję swoje i cudze przypadki nieszczęść komputerowych, zamiast być pozytywnym. Ano dlatego, Panie Jacku, że pozytywne wiadomości widzi Pan na pierwszej stronie Computerworlda. Także wszystkie wywiady przedstawiają wspaniały świat, gdzie wszystko działa, a zadowoleni klienci walą drzwiami i oknami, kupując produkty i usługi.

Zapytał Czytelnik, dlaczego chętnie opisuję swoje i cudze przypadki nieszczęść komputerowych, zamiast być pozytywnym. Ano dlatego, Panie Jacku, że pozytywne wiadomości widzi Pan na pierwszej stronie Computerworlda. Także wszystkie wywiady przedstawiają wspaniały świat, gdzie wszystko działa, a zadowoleni klienci walą drzwiami i oknami, kupując produkty i usługi.

Tylko gdy się porozmawia z szarym konsumentem, szczególnie gdy jest on zarządcą większej firmy, to nagle okazuje się, ile czasu trzeba poświęcać na usuwanie szkód i naprawianie rzeczy, które podobno nigdy się nie psują.

Aby nie być gołosłownym, podam przykład z własnego podwórka. Pewien czas temu szef zarządził, że systemy informacyjne mają działać niezawodnie. Takie jego prawo, a mój obowiązek, aby te wymagania zrealizować. Na wszystkich serwerach mamy UPS-y, dokupiłem więc zmyślne urządzenie, które forsuje wznowienie pracy, jeśli system nie odpowiada przez kilka minut. Ten prosty gadżet spowodował, że w tej chwili serwer sieciowy jest praktycznie czynny cały czas, a w weekendy nie muszę go odwiedzać. Niestety, urządzenia komunikacyjne firmy, czyli telefony, nie mogą być usprawnione takim dodatkiem.

Od czasu przeniesienia się do nowego biura walczyliśmy z centralką. Dzisiejsze telefony są tak samo skomputeryzowane, jak reszta biura, ale nie widać tego gołym okiem. Otworzenie skrzynki centralki ujawnia jednak dysk, na który nagrywane są wiadomości. Taki komputer programuje się, aby uaktywnić nowy numer wewnętrzny lub zmienić parametry połączeń. Po każdym przeprogramowaniu powinno się wznowić pracę. Niby proste, ale w biurze za każdym razem traciliśmy T1. Trzeba było dzwonić do dostawcy, który zdalnie, gdzieś z drugiego końca kraju, wznawiał pracę linii.

Technik, który poprawiał drobną skazę na tak perfekcyjnie działającym systemie, usuwając sekundę przerwy między zapowiedzią firmową a połączeniem nocnym bezpośredniego nagrywania, zapomniał, że trzeba zadzwonić. Szybko spakował narzędzia i wyszedł. W rezultacie w sobotę, zamiast rozkoszować się wolnym czasem, siedziałem w firmie i patrzyłem na naprawiających awarię. Po czterech godzinach uznali oni, że trzeba wezwać fachowca od linii. Ten pojawił się następnego dnia, zamienił kilka drutów, które łączą naszą sieć ze światem, i oświadczył, że teraz wszystko będzie OK. Nie było. Przedstawiciel telefonii zauważył jednak, że gdy on podłączy swoją skrzynkę bezpośrednio do T1, to wszystko działa. W nowy tydzień weszliśmy z działającymi telefonami, ale bez dostępu do sieci.

Kto używa poczty elektronicznej, wie co to znaczy być jej pozbawionym. Nagle kilkadziesiąt osób zaczęło mnie molestować, kiedy dostaną listy. Zaczęły przychodzić faksy z zagranicy, że współpracownicy nie mają poczty. Koszmar... Wstawiono nowy rozdzielacz i jakoś na tak łatanym systemie dotrwaliśmy do piątku. Okazało się, że naprawiający T1 zamienił polaryzację drutów, co telefonom specjalnie nie szkodziło, ale uziemiło rozdzielacz cyf-rowo-analogowy. Zastosowanie tzw. kabelka skrzyżowanego rozwiązało problem, a przy okazji technicy zaprogramowali rozdzielacz tak, że wreszcie wznowienie telefonów nie zawiesza ich. Nie ma więc tego złego, co by na dobre nie wyszło.

Tylko dlaczego od początku nie dało się wszystkiego zrobić porządnie? I skąd zwykły człowiek ma wiedzieć, że mu technicy krzyżują druty?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200