Computerworld TOP 200

Duże projekty informatyczne w administracji wzbudzają wiele kontrowersji. Z jednej strony są to bardzo potrzebne i zazwyczaj ambitne przedsięwzięcia organizacyjne i techniczne, z drugiej - zawsze rozgrywają się w atmosferze skandalu, a przynajmniej podejrzeń zarówno wobec zlecających projekty, jak i je wykonujących.

Duże projekty informatyczne w administracji wzbudzają wiele kontrowersji. Z jednej strony są to bardzo potrzebne i zazwyczaj ambitne przedsięwzięcia organizacyjne i techniczne, z drugiej - zawsze rozgrywają się w atmosferze skandalu, a przynajmniej podejrzeń zarówno wobec zlecających projekty, jak i je wykonujących.

Dotychczas zaledwie dwa, trzy skończyły się pomyślnie, kilka przerwano, inne z mozołem są kontynuowane, a ich końca nie widać. O tych, związanych właśnie z wdrażaniem reform, można powiedzieć tylko tyle, że ich wynik jest wielką niewiadomą, a stawka jest najwyższa z możliwych: "wszystko albo nic". Albo branża informatyczna po raz kolejny zblamuje się w oczach opinii publicznej, albo zbuduje swoją potęgę finansową i przyjazny wizerunek w oczach podatników i swoich potencjalnych klientów. To trzeba mocno podkreślić: gra idzie na równi o pieniądze i wizerunek. Informatyzowane instytucje i urzędy w zasadzie mogą stracić tylko pieniądze w wyniku nieudanych wdrożeń. Ich wizerunek nigdy nie był dobry i raczej nie będzie dużo lepszy, bo każdy i tak czuje się w nich petentem, a to nie jest miłe uczucie. Ale urzędy i instytucje - nawet nie lubiane - mają państwową gwarancję przetrwania, a okryte niesławą firmy, niestety, nie. Toteż wykonawcy wielkich przedsięwzięć w administracji - czy im się to podoba, czy nie - muszą w dwójnasób, bardziej nawet niż ich zleceniodawcy, dbać o interes publiczny i powodzenie reform.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200