Z niewielką pomocą przyjaciół

Przed kilkoma dniami, przeglądając, jak co dzień, internetową stronę telewizyjnej sieci CNN, natrafiłem na wiadomość, która zwarzyła mi trochę humor. Otóż, jak przewiduje firma RHI Consulting z Menlo Park, pensje dla początkujących programistów aplikacji C, C++ i Visual Basic wzrosną w tym roku przeciętnie o 18,4%, wynagrodzenie zaś otrzymywane przez "świeżych" administratorów banków danych - o 16,3%. Ja będę szczęśliwy, gdy otrzymam 3% podwyżki...

Przed kilkoma dniami, przeglądając, jak co dzień, internetową stronę telewizyjnej sieci CNN, natrafiłem na wiadomość, która zwarzyła mi trochę humor. Otóż, jak przewiduje firma RHI Consulting z Menlo Park, pensje dla początkujących programistów aplikacji C, C++ i Visual Basic wzrosną w tym roku przeciętnie o 18,4%, wynagrodzenie zaś otrzymywane przez "świeżych" administratorów banków danych - o 16,3%. Ja będę szczęśliwy, gdy otrzymam 3% podwyżki...

Z programistami biegłymi w C++ nie mogę jednak konkurować, bo - jeśli mam być nierozważnie szczery - wyznać muszę, że moja wiedza techniczna z zakresu "komputerologii" jest zaledwie wystarczająca, by spełniać rolę kulturalnego komentatora w piśmie komputerowym. Z pewnością nie jest jednak dość głęboka, bym mógł podjąć się np. funkcji komputerowego komentatora w czasopiśmie kulturalnym.

Wielu entuzjastom nowoczesnej technologii informatycznej wyznanie to może wydać się szokujące lub przynajmniej nieco wstydliwe. Muszę więc powołać się na pewne okoliczności łagodzące. W rubryce "zawód wykonywany" mógłbym zupełnie zgodnie z prawdą wpisać "specjalista od znajdowania i przetwarzania informacji" (ten felieton jest też, w końcu, zbiorem przetworzonych informacji) i jako taki spędzam większą część mego dnia roboczego przed monitorem komputera. Kiedy jednak przed piętnastu laty wchodziłem na ten nowy etap zawodowej kariery, sporo informacji było zapisanych na papierze i korzystanie np. z komputerowych banków danych było przywilejem wtajemniczonych - do których grona zresztą pragnąłem dołączyć. W tym właśnie mniej więcej czasie Rewolucja Informatyczna "trafiła pod strzechy," co sprawiło, że stanąłem wobec doniosłego wyboru. Profesja "informatyczna" wyraźnie rozszczepiała się na dwa nurty - w jednym znaleźli się ci, których interesowała głównie merytoryczna zawartość niezliczonych już dziś "banków danych", w drugim zaś techies, czyli specjaliści od techniki. Nie muszę wspominać, że znalazłem się wśród tych pierwszych.

Mój wybór miał pewne konsekwencje społeczne, czyli towarzyskie. Wciąż trwa wielka debata na temat tego, czy inwazja komputerów w nasze codzienne życie prowadzi do wzrostu społecznej izolacji, czy przeciwnie, do powszechnego międzyludzkiego zbliżenia. Jeśli o mnie chodzi, to zdecydowanie moje stosunki towarzyskie uległy dzięki niej wzbogaceniu. Od czasu gdy moja zawodowa efektywność jest krytycznie uzależniona od tego, czy moje stosunki ze stojącą na biurku maszyną - jest to, jak właśnie sprawdziłem, Dell OptiPlex XL 575, który jest już rzekomo przestarzały i wkrótce mam otrzymać nowy - układają się "w duchu wzajemnego zrozumienia i współpracy", życie moje byłoby pasmem frustracji, gdyby nie (przysięgam, całkiem bezinteresowna) przyjaźń z naszym "menedżerem systemowym" imieniem Joe.

Komputer mój, jak każda myśląca istota, cierpi na okresowe zaniki pamięci lub ataki nerwicy (zawsze to lepsze niż starczy uwiąd mego domowego Macintosha IIsi), i w takich przypadkach albo składa mi jakieś tajemnicze oświadczenia - w rodzaju "system dokonał właśnie nielegalnej operacji i za chwilę się zamknie" - albo w ogóle milczy jak pień i gapi się we mnie martwym ekranem. Wtedy dzwonię do Joe'ego, z którym zawsze i tak lubię porozmawiać. Joe zjawia się w mym pokoju zwykle już po 3 minutach i - nie przerywając towarzyskiej konwersacji - wykonuje kilkadziesiąt prostych czynności, po których mój Dell czuje się rześki i odmłodzony. Podczas tego magicznego rytuału próbowałem początkowo oczywiście udawać, że staram się dokładnie zapamiętać wszystkie kolejne, podejmowane przez niego działania. Do czasu, kiedy Joe przekonał mnie, że mogę sobie oszczędzić tej farsy. Po pierwsze, stwierdził, gdyby wszyscy użytkownicy komputerów znali się na technice tak dobrze jak on, musiałby zaraz poszukać sobie innej pracy. Po drugie, technika zmienia się tak szybko, że - jak wykazały niedawne badania - do kariery komputerowej, zamiast wkuwania kolejnych procedur operacyjnych, młodych ludzi najlepiej przygotowuje wykształcenie muzyczne.

A ja jestem zupełnie niemuzykalny.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200