Fuchy

Czasami w miejscu pracy Lokalny Informatyk prowadzi z Serwisowym dyskusje o życiu.

Czasami w miejscu pracy Lokalny Informatyk prowadzi z Serwisowym dyskusje o życiu.

Takie sobie filozofie z obserwacji. Serwisowy także uskarża się na brak czasu. Ma chłop fuch bez liku, że nadążyć nie może. Zna się na machlowaniu tym sprzętem PC, więc i klientela pcha się bez opamiętania. Ale nie to go denerwuje, bo jakże by mogło, skoro z tego żyje. Uskarża się na wyzysk przez klasę mającą (komputery), która za darmo chce korzystać z jego umiejętności. Rodzina i znajomi oczywiście. Zawsze się tacy znajdą, co to sprzęt kupili, potem coś w systemie nabałaganili i ani rusz dalej. Albo to dzwonią i chcą przez telefon problem rozwiązać, albo zapraszają. Odmówić nie wypada, bo obraza od razu dozgonna, zwłaszcza jeśli pośredniczy w tym żona. Znamy ten problem, czyż nie? Żona mówi: "Chodź, pomożesz im, to tylko drobnostka. Nie wypada się nie zainteresować. Oni nam zawsze byli usłużni i pomagali w razie potrzeby". Zastanawiasz się, kiedy to mogłeś potrzebować akurat od nich pomocy i w jakim temacie, ale jakoś nic ci do głowy nie przychodzi. Składasz tę chwilową amnezję na karby nadmiaru zajęć lub na złą pamięć (dobre sobie - komputerowiec ze złą pamięcią, to tyle samo, co komputer, też ze złą pamięcią). W końcu wykrawasz ze swojego czasu przeznaczonego na sen dwie godziny i udajesz się na interwencję - z żoną oczywiście, jeśli znajomi są wspólni.

Na miejscu okazuje się, że jest jak przypuszczałeś, bo co tu dużo przypuszczać, skoro zawsze jest tak samo. Żony rozsiadają się przy kawce i ciasteczkach i trajlują o dzieciach, modzie itd. A ty się męczysz, bo po pierwszych próbach naprawy systemu, okazuje się, że bez ponownej instalacji nie da rady. Jak już system zainstalowałeś, to trzeba jeszcze wszystkie aplikacje oraz (najważniejsze!) gry posadowić. W międzyczasie dokonujesz odkrycia, że to ta właśnie gra powoduje totalny pad systemu (a tak im na niej zależało, ha, ha!). W czasie powtórnej instalacji tej gry już na pewno nie weźmiesz pod uwagę. I tak mija kilka ładnych godzin. W końcu nadchodzi czas pożegnania. Znajomi usatysfakcjonowani, żona także, bo miło czas spędziła, a małżonek zaprezentował się w pozytywnym świetle i wykazał ludzkie oblicze.

Podczas drogi powrotnej myślisz z trwogą, kiedy to zadzwonią następni znajomi i kiedy odrobisz zaległości z dnia dzisiejszego. Zastanawiasz się także, czy równie chętnie zapraszano by cię na domowe roboty, gdybyś był ginekologiem.

Piotr Schmidt agent zakładowy)

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200