Złodziej czy magister

Przed Bożym Narodzeniem pisałem po raz kolejny o etyce. Ta cała etyka to stek bzdur i pokrętnych dywagacji, sądzę z pewnego dystansu. Wynika to z mojego głębokiego dyletantyzmu prawnego, nieumiejętności zrozumienia racji wyższych, zapatrzenia w obce nam, zachodnie wzorce, ukończenia komunistycznej szkoły, studiów w komunizującym amerykańskim uniwersytecie i wreszcie niezdolności rozumienia ducha czasu i ociężałości umysłowej.

Przed Bożym Narodzeniem pisałem po raz kolejny o etyce. Ta cała etyka to stek bzdur i pokrętnych dywagacji, sądzę z pewnego dystansu. Wynika to z mojego głębokiego dyletantyzmu prawnego, nieumiejętności zrozumienia racji wyższych, zapatrzenia w obce nam, zachodnie wzorce, ukończenia komunistycznej szkoły, studiów w komunizującym amerykańskim uniwersytecie i wreszcie niezdolności rozumienia ducha czasu i ociężałości umysłowej.

Zdarzyło się, że nadmiernie niezależny sąd stwierdził, że "magister" zerżnął pracę prawdziwego autora. Na podstawie tego wyroku rektor Uniwersytetu Warszawskiego zarządził pozbawić owego "magistra" dyplomu. Czy ktoś pomyślałby, że rektora skarci minister edukacji narodowej i uchyli rozporządzenie rektora? Za komuny tak podobno się działo. Ale w Nowej Polsce? Niestety, tak się stało, przy czym p. minister uczynił to jak gdyby na polecenie dwóch posłów Nowej Polski. Dwaj panowie prawnicy (absolwenci UW - sic!) polecają p. ministrowi uchylić zarządzenie nr 5 p. Rektora UW w ramach nadzoru. A pan minister karnie uchyla. Panowie prawnicy jednocześnie twierdzą, że kradzież włas-ności intelektualnej to wina promotora i recenzenta. Inaczej, kradzieży samochodu jest winien jego producent, sprzedawca, pracodawca właściciela i właściciel ukradzionego samochodu. Albo jeszcze inaczej, winny nie upoważnionego wykorzystania programu jest jego producent i sprzedawca.

Panowie posłowie-prawnicy pozwalają sobie odpowiednio do potrzeb interpretować pojęcia i reguły. Plagiat to jest kradzież. Plagiatów dokonuje się (niestety) wpierw przy okazji prac licencjackich i magisterskich. Odpowiedzialność za to mogą ponosić promotorzy i recenzenci tych prac, jeśli to odkryją. Ponoszą ją też ci, którzy wiedzą i nie ogłaszają tego. Musiałem to napisać, gdyż jest to jedna z podstaw naszej cywilizacji. A nawet oczywiste rzeczy trzeba, jak widać, powtarzać, jeśli ktoś usiłuje nam wciskać ciemnotę.

Ludzie, szczujmy złodziei, ostrzegajmy bliźnich przed złodziejami, organizujmy na nich nagonki, zgłaszajmy kradzieże organom ścigania, demaskujmy wykrętne tłumaczenia, nie dopuszczajmy, by złodzieje mogli zapomnieć, kim są. Nie podawajmy im ręki. Tak było ponoć w starej Polsce, że złodziejowi nie podawało się ręki. A za taką Nową Polskę to ja panom magistrom prawa bardzo dziękuję. Spóźnili się o lat 40. My tu chcemy Polski bez żadnych przymiotników. A w sprawie kradzieży mam wniosek konstruktywny. Nie obawiajmy się, nie chodzi o Kodeks Hammurabiego. Jeśli nie ma obecnie możliwości pozbawienia dyplomu absolwenta, który przedstawił nie swoją pracę, powinno się ją piętnować dyplomem magistra l.c. (latrocinii causa<sup>1</sup>). To pozwoli odróżnić osiągnięcia zwykłe od nieuczciwych. Analogicznie jak wyróżnia się wybitne osiągnięcia honorowane tytułem doktora honoris causa.

Błagam Pana Ministra, by poparł Pana Rektora Uniwersytetu, który wykonał swą powinność, unieważniając nieuczciwie uzyskany dyplom. Tak mówi wyrok niezawisłego sądu Rzeczypospolitej. Jeśli Pan tego nie zrobi, na nic deklaracje i piękne słówka, na nic reformy i lustracje. Na nic wreszcie wszelkie nadzieje na powrót cywilizacji, w której podaje się rękę tylko ludziom uczciwym. A tylko w takiej cywilizacji kwitnie nauka, technologia, a ludziom żyje się normalnie.

<sup>1</sup> Łac. latrocinium - kradzież

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200