Tępa tempka

Wiadomo jak to jest. Im bliżej nosa, tym gorzej widać, dalekie horyzonty zaś wydają się wspanialsze. Tak samo jest z ludźmi, szczególnie gdy się ich zatrudnia na chwilę.

Wiadomo jak to jest. Im bliżej nosa, tym gorzej widać, dalekie horyzonty zaś wydają się wspanialsze. Tak samo jest z ludźmi, szczególnie gdy się ich zatrudnia na chwilę.

Tu pozwolę sobie wtrącić uwagę terminologiczną. Amerykańskie określenie "temporary worker" zostało skrócone do "temp". Nie bardzo da się to zgrabnie przetłumaczyć na język polski, bo "tymczas" ani "chwilek" nie brzmią poważnie. A przecież interes z pracownikami sezonowymi jest sporą gałęzią "byznesu".

Szczególnie wobec braków osób gotowych zatrudnić się na stałe - skutek praktycznie zerowego bezrobocia.

Gdy znajomy szef postanowił wyprodukować wspaniały dokument, od razu pomyślał o tempkach. Jakoś biurowe sekretarki nie wydały mu się być godne formatowania stron, a i dotychczasowe doświadczenia też nie nastrajały optymistycznie, bo o stylach to one słyszały, ale w kontekście raczej erotycznym niźli tekstowym. Same zresztą zaproponowały, że wynajdą odpowiednią dziewczynę. Tempkami głównie są panienki. Zdaje się, że jest to dobra metoda na znalezienie męża.

Już po dwu dniach w firmie zaczęły przewalać się tłumy "byznesowo" ubranych młodych kobiet. Komisja skrutacyjna, w osobach dwu panów dyrektorów w wieku kryzysu środka życia, wybrała jednogłośnie wysoką specjalistkę od tekstów technicznych. CV wyglądało wspaniale, referencje też, od poniedziałku więc panna K. rozpoczęła pracę.

Po pierwsze, odmówiła kategorycznie używania komputera iMac, twierdząc, że ma on zbyt mały ekran. Podstawiono więc jej stary komputer z monitorem 17" - słabym, ale dużym. Notabene, nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego ludzie nabierają się na wielkość monitora, nie patrzą zaś na wyrazistość plamki. Pod tym względem 15" iMaca jest - wg mnie - znacznie lepsze od większych monitorów (poza tymi typu Black Trinitron). Ale wracając do naszej historyjki, trzeba zaznaczyć, że tempka wykazała sporego ducha bojowego. Do formatowania dokumentu zażądała programu QuarkXPress. Zdaje się, że kiedyś się z nim zetknęła i pewnie pomyślała sobie, iż w ten sposób zdołuje pracodawcę. Cena QXP wynosi 900 dolarów, a z dodatkami dobrze ponad tysiąc. Dodatki są konieczne, bo sam program nie potrafi robić indeksowania, spisu treści i tabel, co jest zrozumiałe, gdyż to znane narzędzie do robienia reklam.

Niestety, niezbyt znane specjalistce. Zabrakło jej argumentów za kupowaniem programu do jednorazowego użycia. Stanęło więc na starym, ale jarym MS Word. W wersji makowej Word 98 - w CV tempki znaleźć można było także i ten program z określeniem "expert in". Widać, każdy czuje się ekspertem.

Kiedyś programy komputerowe były proste jak drut. Dziś także, tyle tylko, że jak drut nawinięty na szpulkę, z której się zsunął i poplątał. Gdy się nie rozumie jednego z modułów, to nie ma sposobu zrozumienia innego, bo wszystko jest ze sobą powiązane. Przykładowo - napisanie konspektu (outline) pozwala automatycznie sformatować i ponumerować akapity i podpunkty. Trzeba jednak wiedzieć, co to jest konspekt. A podręczniki do produktów MS są grube i nie każdy ma czas, aby je do końca przeczytać. Tym bardziej eksperci.

Znajomy szef płaci więc spore pieniądze za naukę tempki, dokument nie jest ukończony, sekretarki śmieją się po kątach, a ja zastanawiam się, czy jakakolwiek certyfikacja ş la komputerowe prawo jazdy zastąpi rzetelną praktykę i inteligencję osobistą, tj. szybkie przyswajanie nowych rozwiązań. Nawet przez ludzi młodych. Szczególnie młodych.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200