Szanowny Panie Premierze

Byłoby mi żal, gdyby popularność Pana rządu miała być jeszcze mniejsza od obecnej. Wiem, że rząd prowadzi ważkie reformy i to trzy jednocześnie. We wrześniu dojdzie czwarta. Trudno mieć w takiej sytuacji głowę do innych spraw. Zwłaszcza tak dziwnych i egzotycznych, jak problem roku 2000. Zresztą, jaki tam problem? Właściwi fachowcy nad tym pracują - mógłby Pan, Panie Premierze, odpowiedzieć.

Byłoby mi żal, gdyby popularność Pana rządu miała być jeszcze mniejsza od obecnej. Wiem, że rząd prowadzi ważkie reformy i to trzy jednocześnie. We wrześniu dojdzie czwarta. Trudno mieć w takiej sytuacji głowę do innych spraw. Zwłaszcza tak dziwnych i egzotycznych, jak problem roku 2000. Zresztą, jaki tam problem? Właściwi fachowcy nad tym pracują - mógłby Pan, Panie Premierze, odpowiedzieć.

Rzeczywistość bywa jednak na ogół mniej różowa od tej zapisanej na papierze. Szefowie specjalnych zespołów powołanych do zapobieżenia skutkom problemu roku 2000 w dużych firmach bardzo narzekają. Że nikt nie koordynuje działań, nie ma z kim rozmawiać o sprawach tak newralgicznych, jak chociażby o pewności dostawy energii elektrycznej. Wiele działań jest niepotrzebnie dublowanych, bo nie wykonuje się ich centralnie w skali całego kraju. Brakuje prawa, które udrożniłoby wymianę informacji.

Niedawna aktywizacja prawie już zapomnianej Rady Informatyki, kierowanej obecnie przez nowego wiceministra MSWiA, stwarza pewne nadzieje na poprawę sytuacji, ale straconego czasu nikt już nie zwróci. Jeśli więc coś miałoby zawieść, gdy nadejdzie Nowy Rok, warto mieć w zanadrzu plany awaryjne. W skali całego państwa. O tym, że z działaniem w sytuacji kryzysowej w Polsce jest raczej słabo, świadczy wielka powódź z lata 1997 roku.

Nie śmiem niczego doradzać. Jeśli mogę, to chciałbym jedynie zasugerować, że wystarczyłoby wziąć przykład z działań osób piastujących w innych krajach równie odpowiedzialne stanowiska, co Pan. Na przykład powołać pełnomocnika rządu ds. problemu roku 2000. I to takiego pełnomocnika, który miałby prerogatywy do wydawania samodzielnych decyzji. W dodatku dysponując wydzielonym budżetem. Albo postąpić podobnie jak w Wielkiej Brytanii, gdzie Tony Blair osobiście zaangażował się w prowadzenie kampanii informacyjnej, zwróconej w stronę małych i średnich firm.

Zostało nam trochę czasu. Dziesięć miesięcy to na poradzenie sobie z problemem roku 2000 niewiele, ale jeszcze można coś zrobić...

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200