Oj, dzieje się, dzieje

Ostatnie moje felietony całkowicie zdominowała bieżąca tematyka reformatorska. I tak pozostanie zapewne do maja. Do maja będziemy intensywnie trenowali procedury powstające w sposób spontaniczny pod nadzorem instytucji centralnych i lokalnych.

Ostatnie moje felietony całkowicie zdominowała bieżąca tematyka reformatorska. I tak pozostanie zapewne do maja. Do maja będziemy intensywnie trenowali procedury powstające w sposób spontaniczny pod nadzorem instytucji centralnych i lokalnych.

A co stanie się w maju? Powtarzam: w maju wszyscy będą już mieli dość reform, powiatów, kas chorych, ubezpieczeń, ZUS-u i blokad. Prasa, gdy zupełnie znudzi się tą monotonią, wygrzebie temat 2000. Ludziska odetchną i zabiorą się do lektury sensacyjnej, a wielce - być może - przydatnej. Na przełomie maja i czerwca podrożeje złoto, antyki i mocne obce walory. Kto nie przeczyta, nie załapie się. I może nie przyczyni się do katastrofy bankowej, której prawdopodobieństwo zwiększy się w razie paniki. Może do niej dojść, gdy doniesienia i spekulacje mediów będą tak sugestywne, jak raporty o stanie zablokowania dróg krajowych. Wszyscy tedy do banków wybrać się mogą i dutki (uwaga: to jest poprawnie, ino po góralsku) ze swych rachunków wycofać.

Rzeczywistość wciąż strasznie skrzeczy. Wsłuchujmy się w te odgłosy i wyciągajmy wnioski. Z pewnością mogą przydać się w naszym kraju, gdzie wiele jeszcze trzeba zmieniać. Zmian nie wystarczy jednak chcieć, uchwalać, ogłaszać i zlecać. Trzeba to robić celowo, racjonalizować, co bez sensu, zostawiać, co dobre, wyobrażać sobie, jak też to będzie przebiegało w życiu. Trzeba też zastanawiać się, kto poprze nasze pomysły, a komu mogą się nie podobać. No i przede wszystkim komunikować się. Nie trzeba wtedy przyjmować bezpodstawnych założeń.

Przygotowując niezwykle potrzebne reformy: opieki zdrowotnej i ubezpieczeń społecznych, zaniechano stosowania tych podręcznikowych wskazówek. Ich twórcy mieli jakąś wizję, ale nie zechcieli jej przekazać wszystkim. Nie potrafili też stworzyć spójnych planów jej urzeczywistnienia, do czego konieczna jest informacja od i dla wszystkich uczestników. Zastosowano znaną z tzw. poprzedniego systemu metodę urzędniczą, w której najważniejsze są akty prawne i nominacje na stanowiska dokonywane w przeddzień godziny "0". Dołożono do tego szczyptę nowoczesności, czyli komputeryzację nie-wiadomo-czego. Założono, zupełnie bezpodstawnie, że zainteresowani (ludność, klienci, użytkownicy) domyślą się intencji pomysłodawców i będą wertować literaturę fachową.

Na zakończenie kolejny przykład działania wciąż "przed terminem" potencjalnej (katastrofy). Zebrała się przed kilku tygodniami Rada ds. Informatyki i podjęła intensywne działania w sprawie zarazy 2000. Na razie pewnie Rada planuje. Tylko czekać, aż dowiemy się, że w drugim kwartale przystąpi się do wyczerpującej analizy problemu itd. Od dnia spisywania tych słów pozostaje nam jeszcze (zaledwie) 310 dni do początku roku 2000. Tymczasem 2000 dał już o sobie znać na naszych kolejach, gdzie sobie z nim dość łatwo poradzono. Nic dziwnego, gdyż była to jedna prosta aplikacja. Niech to nikomu nie posłuży jako powód do utrzymywania stanu przygotowania do osiągnięcia gotowości. Czasu będzie coraz mniej, gdyż zafundujemy sobie w tych 300 dniach sporo świąt i zasłużony wypoczynek wakacyjny. Boję się jesieni. Po otrzymaniu urzędowych listów o zagrożeniach 2000, przyjdzie nam pisać sprawozdania o stanie gotowości do podjęcia wyzwania. Rok 2000 rozpoczniemy od procedur awaryjnych tworzonych ad hoc przez osoby, które nie mając wyjścia będą musiały coś zrobić. Ćwiczymy to już od początku stycznia.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200