Zarząd górą

Zarząd pewnej firmy o komputerach i informatyce bladego pojęcia nie ma, niemniej pokusił się wreszcie o zainstalowanie wodotrysku komputerowego w postaci Internetu. Dla uzupełnienia swych rozpasanych zachcianek zdecydował się także na posiadanie strony WWW, której konstrukcję zlecił wykonawcom z zewnątrz. Jako materiały źródłowe do stworzenia strony wręczył autorom chaotyczny plik folderów, które jakoś napatoczyły się w ręce. Strona powstała w mig rękami i talentem biegłego w tym fachu artysty.

Zarząd pewnej firmy o komputerach i informatyce bladego pojęcia nie ma, niemniej pokusił się wreszcie o zainstalowanie wodotrysku komputerowego w postaci Internetu. Dla uzupełnienia swych rozpasanych zachcianek zdecydował się także na posiadanie strony WWW, której konstrukcję zlecił wykonawcom z zewnątrz. Jako materiały źródłowe do stworzenia strony wręczył autorom chaotyczny plik folderów, które jakoś napatoczyły się w ręce. Strona powstała w mig rękami i talentem biegłego w tym fachu artysty.

Po wielu tygodniach ktoś z zarządu zechciał rzucić okiem na produkt eksponowany już wszem i wobec w sieci Internet i zaczęła się draka. "A kto dał takie materiały! To wszystko nieaktualne, zdjęcia także" - pretensje wyartykułowano na posiedzeniu. "To zarząd był łaskaw dać" - powiedział Lokalny Informatyk - "kilka miesięcy temu". "I kto to ogląda?" - spytał zarząd z trwogą. "Wszyscy w Internecie mogą" - odparł Lokalny Informatyk. Tu zarządowi szczęki się zacisnęły i podjął decyzję o zmianie wystroju i treści witryny. I znowu problem, bo zarząd chce zmienić, tylko nikomu nie mówi jak. "Zróbcie tak, aby było dobrze i aktualnie" - zarząd nalega. "Dobrze, ale musimy wiedzieć jak" - mówią autorzy popierani przez służbę przyboczną zarządu. "Wyznaczymy kogoś z zarządu, aby popracował nad założeniami do projektu. Na razie wydrukujcie nam te obrazki, a my naniesiemy poprawki" - postanowił ugodowo zarząd.

Minęły miesiące. "Czy strona już się zmieniła?" - zechciał zapytać zarząd swego Przybocznego Asystenta. Przyboczny zapytał Informatyka Lokalnego. "A czy daliście nowe materiały?" - pytaniem na pytanie potraktował Informatyk Przybocznego. "Nie daliśmy. Muszę porozmawiać z zarządem" - odparł na to Przyboczny. Zarząd wezwał Lokalnego Informatyka - "Gdybyś Informatyku zobaczył, że coś na naszej stronie WWW autorzy zmienili, to daj nam od razu znać, żeby znowu nie pojawiły się jakieś śmieci". Lokalny Informatyk, czując przez skórę, co się święci, nie omieszkał się upewnić - "A daliście im już projekt zmian?" "Jeszcze nie" - stwierdził zarząd. "No to jakim cudem oczekujecie modyfikacji?" - zapytał trochę już wkurzony Lokalny Informatyk. "Ale mimo wszystko czuwaj nad tym, Informatyku" - zarząd postanowił mieć ostatnie, decydujące słowo.

A potem wszyscy żyli długo i szczęśliwie, z wyjątkiem Lokalnego Informatyka, który przeszedł ciężkie załamanie nerwowe, stwierdziwszy że chyba już sfiksował, bo ani rusz nie rozumie, o co ludziom chodzi. I pragnę Państwa z tego miejsca zapewnić, że podobne sytuacje mają miejsce u progu XXI wieku w środowisku ludzi uchodzących za wykształconych i utytułowanych.

<hr size=1 noshade>Piotr Schmidt

(agent zakładowy)

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200