Seks i przemoc

Właśnie zastanawiałem się, jak zatytułować mój kolejny felieton, aby upewnić się, że każdy czytelnik od niego zacznie studiowanie treści tego numeru naszego szacownego pisma, kiedy na ekranie mego komputera (zawsze zaczynam dzień pracy od przeglądania wiadomości dziennika telewizyjnego CNN w Internecie) pojawił się intrygujący tytuł - Prawne pułapki e-maila.

Właśnie zastanawiałem się, jak zatytułować mój kolejny felieton, aby upewnić się, że każdy czytelnik od niego zacznie studiowanie treści tego numeru naszego szacownego pisma, kiedy na ekranie mego komputera (zawsze zaczynam dzień pracy od przeglądania wiadomości dziennika telewizyjnego CNN w Internecie) pojawił się intrygujący tytuł - Prawne pułapki e-maila.

Okazuje się, że w Ameryce, kraju o zdecydowanej nadprodukcji prawników, nic nie jest proste, nawet zwykła elektroniczna korespondencja prowadzona w godzinach pracy. Jak informowało rzeczone doniesienie na temat prawnych pułapek, firma Elron Software z Cambridge, Massachusetts, która żyje z produkcji i sprzedaży urządzeń monitorujących komunikację elektroniczną (czyli ze szpiegowania, podsłuchu i naruszania prywatności), niedawno przeprowadziła badania, z których wynika, iż ponad 85% ankietowanych dorosłych obywateli wysyła i otrzymuje prywatne e-maile za pośrednictwem swego służbowego komputera. Co więcej, 70% z nich przyznało, że treść wymienianej przez nich korespondencji jest często "dorosła" (czytaj - pornografia, seks i przemoc), zaś 64% otrzymało lub wysłało ze swego biurowego komputera listy, które mogą być interpretowane jako seksualnie lub rasowo dyskryminujące.

Taki wynik badań był oczywiście bardzo na rękę Elronowi, który szukał dowodu na to, jak potrzebne są jego produkty. Była to jednak także dobra wiadomość dla prawników, którzy dlatego odnoszą w Stanach Zjednoczonych takie profesjonalne sukcesy, że zamiast czekać aż pojawi się na nich zapotrzebowanie, sami takie zapotrzebowanie stwarzają. Jak wiadomo jeden prawnik w mieście jest z konieczności bezrobotny, natomiast dwóch ma już pełne ręce roboty. Trik polega na tym, że dzielą się oni mniej więcej na pół i jedna połowa zajmuje się skarżeniem, zaś druga obroną i odrzucaniem oskarżeń tej pierwszej połowy jako "absurdalnych," "trywialnych" i "wynikających ze złej woli".

Kiedy prawnicy amerykańscy odkryli Internet, musieli się czuć jakby trafili na żyłę złota. Zastanówmy się - mówi mecenas Michael Overly z Los Angeles, który specjalizuje się w prawnych problemach stworzonych przez Technologię Informacyjną - co może się stać, jeśli pracownik X wysyła ze swego służbowego komputera e-mail, który jego odbiorca - Y (załóżmy, że jest to delikatna i niewinna kobieta) - odbiera jako elektroniczne molestowanie seksualne. Y może nie tylko skarżyć X, lecz także wystąpić z uzasadnionymi roszczeniami wobec firmy, że to z powodu jej niedopatrzenia X mógł popełnić ten karygodny czyn, bowiem "narzędziem przestępstwa" był posiadany przez nią sprzęt. Ponieważ z reguły firma zatrudniająca pana X jest od niego bogatsza, skarżenie jej do sądu ma oczywiście znacznie więcej sensu niż szarpanie pana X.

Pracodawcy nie powinni jednak wpadać w panikę. Istnieje ratunek przed lawiną pozwów sądowych. Trzeba po prostu wynająć dobrego prawnika, który - we współpracy z działem kadr, dyrekcją i menedżerem systemów komputerowych (nawet prawnicy na wszystkim się przecież nie znają) - opracuje stosowny dokument prawny precyzujący wzajemne zobowiązania pracodawcy i pracownika w kwestii użytkowania służbowego komputera. Rzecz jasna, żaden dokument nie jest idealny i pracownicy mogą wystąpić ze skargą o naruszenie ich prywatności. Myślę, że nie muszę historii tej kontynuować...

A co do mego oglądania wiadomości telewizyjnych na moim służbowym komputerze, to śpieszę donieść, że mam na to oficjalne zezwolenie mojej szefowej. Ale może powinienem je dostać na piśmie?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200