Kupowanie człowieka

Choinki postrojone, prezenty popakowane, do kuchni zaglądać nie trzeba - czuć wszystko. Ta świąteczna atmosfera skojarzyła mi się ze świątecznym nastrojem mego znajomego, który niedawno wygrał konkurs na eksponowane stanowisko w jednej z szacownych instytucji finansowych, której centrala znajduje się daleko poza Polską.

Choinki postrojone, prezenty popakowane, do kuchni zaglądać nie trzeba - czuć wszystko. Ta świąteczna atmosfera skojarzyła mi się ze świątecznym nastrojem mego znajomego, który niedawno wygrał konkurs na eksponowane stanowisko w jednej z szacownych instytucji finansowych, której centrala znajduje się daleko poza Polską.

W konkursie nie trzeba było niczego śpiewać, odgadywać, co ukryte jest za zasłonką czy - aby było jeszcze bardziej skomplikowanie i mądrze - wybierać niespodzianki spośród trzech pudełek. Konkurs był całkiem na serio, choć kandydatów - jak się później okazało - było zaledwie trzech. Zestaw wcześniejszych pytań (wymagań) odstraszył wielu chętnych do wzięcia udziału. Okazuje się, że im większa stawka w konkursie, tym mniej graczy, a powinno być przecież odwrotnie. Nagrody były bowiem w tym przypadku wyborne, no ale wspomniane "pytania" też nie należały do kategorii pytań z serii: Warszawa leży na Mazowszu, Pomorzu czy Śląsku. Posiadacz tej szczęśliwej wiedzy może dziś bez większego wysiłku wygrać to i owo, i po co zastanawiać się co to jest szczęście, jak wszyscy dziś wiemy, że to jest właśnie szczęście.

Wracając do mego znajomego - kiedy gratulowałem mu sukcesu, właśnie w jednej z telewizji przeprowadzano tę praktyczną definicję szczęścia i stąd ta dygresja - otóż, po części napisać trzeba co wygrał w tym konkursie. Może warto jeszcze nadmienić, że znajomy ten nie należy do tych, którym się w głowie przewraca, i do ogłoszenia wyników podszedł całkowicie normalnie, tzn. spokojnie. A więc co wygrał? Zarobki, wiadomo, i może nie będziemy nikomu psuli humoru podając ich wysokość. Wygrał luksusowe mieszkanie, które sam - poza innymi obowiązkami - ma wyposażyć nie korzystając ani ze swych oszczędności, ani tym bardziej zarobków. Wygrał luksusowy samochód, taki, że nie można go wygrać nawet w telewizji. Wygrał urlop na koszt firmy. Wygrał nie tylko darmowe leczenie i ubezpieczenie, lecz także darmowe obowiązkowe leczenie, z czego wynika, że od teraz do jego obowiązków należeć będzie m.in. dbałość o kondycję fizyczną. Wygrał jeszcze kilka innych drobiazgów, o których nie ukrywał, że go cieszą. Nie wygrał rzecz jasna niczego za darmo. Pracy i odpowiedzialności od teraz nie będzie mu brakowało. Ważne jest może jeszcze to, że nauczy się wielu nowych rzeczy, co zwiększy jego atrakcyjność jako kandydata w ewentualnych następnych konkursach. On akurat kolejnych zawodów nie planuje, ale jak słusznie przyznał mi rację, cała ta pula wygranych nie służy niczemu innemu, jak wymuszeniu skupienia uwagi na firmie, która nagrody mu wręczyła. Z uśmiechem na twarzy mówił, że robiłby to samo za jedną dziesiątą tych przywilejów, ale skoro rynek stał się tak dojrzały i hojny, to z hojności tej i dojrzałości nie wypada nie korzystać.

Znajomy miał początkowo odczucia człowieka niezwykle obdarowanego i ponad miarę cenionego. Gdy podliczył wszystkie wygrane, wyszło tego sporo. Udowodniłem mu jednak, za jaką śmieszną w sumie sumę kupiła go szacowna instytucja finansowa. To, co otrzymał, nie stanowi nawet kropli w morzu zasobów jego obecnej korporacji. Ta w najmniejszym stopniu nie odczuła wydatków poniesionych na niego, on natomiast stał się człowiekiem zwyczajnie bogatym. Obaj zaczęliśmy współczuć pracodawcom, których stać na coraz więcej i którzy uświadomili sobie w ostatnich latach, że najcenniejszym i najdroższym towarem jest człowiek. A w tym wypadku sprawa wynagrodzeń zaczyna być najprostszą sprawą. O wiele trudniejsze jest zdobycie i zatrzymanie człowieka. A lawina przywilejów dopiero ruszyła...

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200