Roniąc silikonowe łzy

Cały Furby jest wypchany elektronicznymi czujnikami, które wiedzą, kiedy jest głaskany, kiedy łaskotany, kiedy obrócony do góry nogami. Reaguje na światło i mrok - nawet gdy w danej chwili nikt się nim nie zajmuje, czego Furby zresztą bardzo nie lubi. Łaskotany chichocze, kiedy się go przewraca do góry nogami, udaje straszne przerażenie, a zostawiony sam na dłużej - zaczyna głośno protestować. Kim jest Furby? Czyżby ucieleśnieniem marzeń badaczy sztucznej inteligencji?

Cały Furby jest wypchany elektronicznymi czujnikami, które wiedzą, kiedy jest głaskany, kiedy łaskotany, kiedy obrócony do góry nogami. Reaguje na światło i mrok - nawet gdy w danej chwili nikt się nim nie zajmuje, czego Furby zresztą bardzo nie lubi. Łaskotany chichocze, kiedy się go przewraca do góry nogami, udaje straszne przerażenie, a zostawiony sam na dłużej - zaczyna głośno protestować. Kim jest Furby? Czyżby ucieleśnieniem marzeń badaczy sztucznej inteligencji?

To prawda, że historia powtarza się najpierw jako dramat, później jako farsa. Równie prawdziwe wydaje się stwierdzenie, iż fantastyka naukowa rodzi się jako tragedia, rzeczywistością zaś staje się jako rozrywka. Często zresztą trudno jedną odróżnić od drugiej. Słynny futurologiczny film Stanleya Kubricka 2001, Kosmiczna Odyseja był przed laty w Ameryce tak ważnym wydarzeniem intelektualnym, że na jego podstawie, miejscowym obyczajem, napisano książkę, której niedawne 25-lecie wydania stało się przyczyną dla innej okolicznościowej publikacji - wydanego przez MIT Press w 1997 r. zbioru zatytułowanego Spuścizna HAL-a: Komputer z 2001 jako fantazja i rzeczywistość. Wśród licznych notabli komputerowo-intelektualnej elity (zwanych w Ameryce digerati - przez analogię do literati), którzy uczestniczyli w tym przedsięwzięciu, znalazła się też Rosalind Picard, profesor zatrudniona w słynnym Media Lab na MIT i specjalistka od życia (jeśli można to tak nazwać) emocjonalnego komputerów.

Pani Picard uważa, iż spośród wszystkich bohaterów "Kosmicznej Odysei" najbardziej uczuciowo skomplikowany był komputer HAL. HAL, przypomnijmy, popadł w obsesję, że ktoś może go wyłączyć z kontaktu i spowodować jego "śmierć z braku zasilania", która skłoniła go do popełnienia serii morderstw. Obawy jego zresztą spełniły się, gdyż ostatni pozostały przy życiu członek załogi istotnie wyciągnął wtyczkę z kontaktu.

HAL - którego nazwa, jak głosi złośliwa plotka, powstała przez przesunięcie o jedną literę "w dół alfabetu" skrótu IBM, a jak twierdzi Marvin Minsky (wywiad z nim także zamieszczono we wspomnianym zbiorze), oznacza po prostu Heurystycznie Zaprogramowany ALgorytmiczny Komputer - nie jest zresztą pierwszą maszyną targaną namiętnościami i szerzącą z tej racji panikę wśród przedstawicieli gatunku homo sapiens. Już wcześniej wymyślono różne golemy i potwory Frankensteina (choć ten ostatni, spierać się można, powstał z organicznych surowców wtórnych i nie był w pełni mechaniczny), które gdy zaczynały doznawać uczuć, zaraz zaczęły powodować kłopoty. Wśród ceniących rozum i intelekt potomków oświecenia uczuciowość zawsze była podejrzana - zarówno wśród maszyn, jak i ludzi. Do niedawna dość rozpowszechnione było przekonanie, że nasze emocje tylko przeszkadzają nam klarownie myśleć i podejmować jedynie słuszne decyzje. Ponieważ ludzie są z natury tworami niedoskonałymi, którym z trudem przychodzi wyzbycie się wszelkich emocji, niektórzy mędrcy (skupieni głownie wokół MIT) przez lata wiązali ogromne nadzieje z rozwojem sztucznej inteligencji, będącej przymiotem rozumnych i trzeźwych maszyn, odpornych na wszelkie depresje, napaści zazdrości czy złośliwe poczucie humoru. Fakt, że w ostatnich latach musieli oni znacznie zredukować swe aspiracje, ma wiele do rzeczy z ostatnimi postępami w badaniach funkcjonowania ludzkiego umysłu.

Bez uczuć nie ma myślenia

Otóż, jak zgadza się dziś większość badaczy ludzkich emocji, człowiek całkowicie pozbawiony uczuć nie byłby bynajmniej w stanie efektywnie myśleć. Ideę tę przedstawił bardzo przekonywająco neurofizjolog z Uniwersytetu Stanu Iowa Antonio Damasio w wydanej przed czterema laty książce Błąd Kartezjusza, rok później zaś wśród szerokiej publiczności spopularyzował Daniel Goleman, autor tłumaczonej także na język polski Inteligencji emocjonalnej. Bez wdawania się w szczegóły można powiedzieć, że skuteczne myślenie nie ogranicza się do poprawnego wyciągania logicznych wniosków z posiadanych przesłanek, lecz wymaga też właściwego wyposażenia emocjonalnego, ambicji, motywacji i innych uczuciowych "obciążeń". Odkrycie to może po części wyjaśnia stosunkowo powolny postęp w dziedzinie sztucznej inteligencji - maszyny okazały się bardzo dobre w rozwiązywaniu problemów wymagających wybitnego intelektu (wszelkiego rodzaju matematyczne obliczenia czy też gra w szachy), zupełnie bezradne natomiast wobec zadań, jakie bez większego trudu rozwiązują małe dzieci.

Odkrycie to było dla komputerów, a także entuzjastów sztucznej inteligencji, lekcją pokory. Była to jednak lekcja z oczywistym morałem. Jeśli chcemy rzeczywiście skonstruować komputery, które pod względem ogólnej intelektualnej sprawności przewyższą gatunek ludzki, to należy zaopatrzyć je także w procesory zdolne nie tylko rozpoznawać demonstrowane przez ludzi emocje, lecz także je imitować.

Prace zmierzające w tym kierunku podjęli jednocześnie uczeni w wielu ośrodkach badawczych rozrzuconych po świecie. W Uniwersytecie Genewskim profesor Nadia Thalman skonstruowała np. komputer o imieniu Marilyn (jak w Monroe), a następnie dla towarzystwa także innego "wirtualnego człowieka" nazwiskiem Bogart (jak Humphrey). W Pittsburgu profesor psychologii Jeffrey Cohn pracuje nad systemem komputerowym zdolnym odczytywać ludzkie emocje z wyrazu twarzy. John Goldsmith, lingwista z Uniwersytetu Chicagowskiego, wspólnie ze specjalistami z Microsoftu opracowuje program syntetyzujący ludzką mowę wraz z jej uczuciową ekspresją. Clark Elliot z Uniwersytetu DePaul (też w Chicago) pracuje nad konstrukcją "proaktywnych emocjonalnie inteligentnych agentów" zdolnych do rozpoznawania i wyrażania 24 rodzajów emocji (także o różnej intensywności). Nikt jednak nie może się mierzyć z MIT, gdzie w Media Lab pracuje 12-osobowy zespół badaczy, zajmujących się "afektowanymi komputerami". Roz Picard jest gwiazdą tego zespołu.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200