Szalupa dla nadziei i godności

Dzisiaj za normę uważa się częste zmiany pracy w celu odświeżenia umysłu, pozyskania nowych bodźców, odnowienia pokładów energii i zapału.

Dzisiaj za normę uważa się częste zmiany pracy w celu odświeżenia umysłu, pozyskania nowych bodźców, odnowienia pokładów energii i zapału.

Menedżerowie nazywają to ładowaniem akumulatorów i wyznaczają okres pięcioletni jako granicę przebywania w jednej firmie. W środowisku biznesowym pobyt w jednym miejscu jest źle widziany. Taki ustabilizowany człowiek uważany jest za kogoś, kto w zasadzie "skończył się", czyli nie rozwija się. Ciekawe, że zmiana miejsca jest postrzegana wśród menedżerów najwyższego szczebla jako awans i rzeczywiście wiąże się z wyższym wynagrodzeniem, mimo że racjonalnie nic za tym nie przemawia. Po prostu działa spirala wzrostu wynagrodzeń w stosunku do osób, które "załapały się" na wysokie stanowiska wśród liczących się przedsiębiorstw. Z tej karuzeli w zasadzie nie spada się z jednego prostego powodu - ponieważ nowi menedżerowie wszędzie nastawiają się na wytworzenie szybkich zysków, popisują się liczbami i znikają, zanim pojawią się długofalowe konsekwencje takiego doraźnego postępowania. Do powstania takiego mechanizmu zapewne przyczyniła się konieczność zreformowania tysięcy zarówno państwowych, jak i prywatnych przedsiębiorstw w momencie nastania wolnej konkurencji i otwartego rynku. To trwa już wiele lat i jeszcze nie wypracowano standardów uczciwego i skutecznego reformowania. W większości przypadków odbywa się to według wzoru: przybywa owiany legendą rycerz na białym koniu, wprowadza wiele zmian, wykazuje pierwsze zyski, zbiera nagrody i wynosi się, zanim liczby ujawnią prawdziwe - mierne - efekty jego pracy.

Można jeszcze wiele złego, a przynajmniej złośliwego, napisać o wędrujących menedżerach, ale poprzestanę na wymienionych słowach, ponieważ mam świadomość, że ich infantylność i brak odpowiedzialności stanowi tylko jedną stronę medalu. Drugą stanowi ogromna, ale nigdy nie ujawniana (żeby nie być posądzonym o słabość!) sfera przeżyć i nadziei, wielkich aspiracji, pragnienia honorów i szacunku, dramatycznych kompleksów i poczucia niespełnienia. Ci sami ludzie, którzy przez zewnętrznych obserwatorów postrzegani są jako niefrasobliwi "naprawiacze", a raczej "psujki" lub cyniczni karierowicze, w głębi serca przeżywają rozdarcie między obowiązkiem kariery, narzuconym przez dzisiejsze czasy, a potrzebą dokonania czegoś rzeczywiście ważnego, co zostanie na długie lata i będzie przynosić efekty. Ponadczasowe, a co najmniej ważne dzieło można stworzyć tylko wtedy, gdy swoją pracę traktuje się jako służbę, stopniowo nabywa się kompetencji i doświadczenia oraz oswaja się ludzi ze swoją misją. Kariera nie ma nic wspólnego ze służbą, jest działaniem ze wszech miar egoistycznym. Ponadto nie służy również samorealizacji, bo kariera jest spełnieniem cudzych wizji człowieka sukcesu, a nie zrealizowaniem własnych wrodzonych predyspozycji.

Dzisiejszym menedżerom przymuszonym - chyba obrotem historii - do szybkiego biegu nie wystarcza czasu, by dobrze się czegoś nauczyć, coś dogłębnie przemyśleć, coś zrobić porządnie, zaprzyjaźnić się z ludźmi, zostawić po sobie coś ważnego i pożytecznego. Zostaje im tylko awans i zmiana. Takie ułomne szalupy dla marzeń i godności.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200