Schwytani w sieć

Czy rozwój Internetu grozi ogólną depresją i rozpadem życia społecznego? Czy może być nałogiem? Jeżeli tak, to jakie objawy towarzyszą internetoholizmowi?

Czy rozwój Internetu grozi ogólną depresją i rozpadem życia społecznego? Czy może być nałogiem? Jeżeli tak, to jakie objawy towarzyszą internetoholizmowi?

Jesienią 1966 r. maleńkie osiedle High Point, położone w spokojnych, rolniczych okolicach w stanie Missouri stało się miejscem tragicznego wydarzenia, które przeszło do historii Internetu. Na początku września Ann Hoffman, zamieszkująca ze swym 12-letnim synem Bradem dawną farmę otoczoną pastwiskami dla krów, otrzymała niespodziewanie rachunek telefoniczny w wysokości 1203 USD, który - jak się okazało - był efektem wielogodzinnych nocnych sesji internetowych młodego Hoffmana. W ciągu poprzedniego miesiąca, noc po nocy, Brad czekał, aż mamę zmorzy sen, i do rana "buszował po sieci". Udając pełnoletniego, prowadził intymne rozmowy z rozmaitymi "elektronicznymi przyjaciółmi". Kiedy wraz z nadejściem rachunku rzecz się wydała, pani Hoffman zlikwidowała domowe połączenie internetowe i udała się z synem do psychologa. Jego pomoc okazała się jednak nieskuteczna.

W ciągu następnych tygodni Brad popadł w pogłębiający się stan depresji. W szkole nie przyjaźnił się z nikim, Internet był jego całym światem. Odcięcie od sieci było dla niego ciosem tak bolesnym, że 25 września zastrzelił matkę z pistoletu, który pani Hoffman trzymała w domu do samoobrony, a następnie popełnił samobójstwo.

Psyche w objęciach sieci

Smutny przypadek Brada Hoffmana był zapewne jedną z inspiracji dla badaczy z Carnegie Mellon University, których wyniki studiów dotyczących wpływu Internetu na życie towarzyskie i stan zdrowia psychicznego przeciętnego Amerykanina zostały ogłoszone we wrześniowym numerze czasopisma American Psychologist (Vol. 53, No. 9, s. 1017-1031). Artykuł grupy uczonych pracujących pod kierunkiem profesora Roberta Krauta zatytułowano "Internetowy paradoks: Technologia społeczna, która obniża społeczne zaangażowanie i dobre samopoczucie" i jest, rzecz jasna, dostępny w Internecie (pod adresemhttp://homenet.andrew.cmu.edu/progress/research.html).

"Internet mógł zmienić życie przeciętnych obywateli w tej samej mierze, w jakiej uczynił to telefon na początku XX wieku i telewizja w latach 50. i 60. Badacze i krytycy społeczni debatują wciąż nad pytaniem, czy Internet sprzyja, czy szkodzi uczestnictwu w życiu społecznym i czy pomaga, czy też przeszkadza w rozwoju kontaktów międzyludzkich. Przedmiotem przedstawionego tu projektu badawczego była analiza psychologicznych i społecznych konsekwencji, jakie użytkowanie Internetu wywarło na 169 osobach będących członkami 73 grup rodzinnych w czasie pierwszego roku lub dwóch. (...) W przypadku badanej próbki, Internet używany był głównie jako środek komunikacji. Mimo to (jak dowiodły nasze obserwacje) zwiększona intensywność kontaktów elektronicznych szła w parze z pogorszeniem jakości oddziaływań z członkami własnej rodziny, redukcją liczebności kręgu przyjaciół i pogłębieniem się poczucia depresji i samotności" - piszą jego autorzy w streszczeniu swych dość przygnębiających konkluzji.

Dokładniej - jedna godzina tygodniowo spędzona w Internecie powodowała w efekcie wzrost intensywności stanu depresji o 1%, utratę 2,7 członków grupy towarzyskiej "obiektu obserwacji" oraz wzrost o 0,4% notowań na tak zwanej "skali samotności". Jeśli można ufać wiarygodności badań uczonych z Carnegie Mellon, niżej podpisany - zbierając materiały do tego artykułu - osiągnął w ubiegłym tygodniu stan klinicznej depresji, utracił ostatnich 27 przyjaciół i pogłębił swą samotność o 4%... No, ale pocieszam się, może nie należę do kategorii "przeciętnych Amerykanów" i odkryte prawidłowości do mnie nie stosują się.

Internet: powód do rozwodu

Można sobie oczywiście żartować z uczonych bądź próbować znaleźć błąd w ich metodzie badawczej. Mnie zaintrygowała np. ich najwyraźniej pozytywna ocena społecznych konsekwencji wcześniejszych technicznych wynalazków - telefonu i telewizji. Jestem przekonany, że ich wpływ na nasze życie towarzyskie i stan zdrowia psychicznego był przynajmniej tak samo destrukcyjny, jak rozwój Internetu.

Robert Kraut i jego koledzy mają jednak słuszność, pisząc, że badacze i krytycy społeczni od lat debatują nad wpływem komputeryzacji na zdrowie psychiczne ludzkości. Depresyjność Internetu nie jest bowiem pierwszą złą wiadomością, dotyczącą owego wpływu. Internet, jak się wydaje, nie tylko pogłębia nasz smutek i samotność lecz, co gorsza, prowadzić może także do "sieciowego nałogu".

Za przykład niech posłuży małżeństwo państwa Pameli i Kevena Albridge'ow z Umatilla na Florydzie, których losy nie są, na szczęście, tak tragiczne, jak przypadek Hoffmanów, ale może bardziej znamienne jako zjawisko coraz bardziej powszechne. Pan Albridge wspomina dziś, po dwóch latach, dzień, gdy powrócił z pracy do domu i zastał swą małżonkę "całą w skowronkach". Jak się okazało, jej mamusia pozwoliła użyć córce swojej karty kredytowej, by zapłacić America Online za dostęp do Internetu. Po kilku miesiącach, w październiku 1997 r., państwo Albridge byli już jednak po rozwodzie, którego przyczyną był - zdaniem Kevena - głęboki "nałóg internetowy", w jaki popadła jego żona, i w efekcie którego zaniedbywać zaczęła nie tylko męża, lecz także dwoje ich małoletnich dzieci. Choć w orzeczeniu rozwodu sędzia Jerry Lockett nie użył słów:. "nałóg internetowy", nie pozostawił jednak wątpliwości co do tego, kogo uważa za "stronę winną", przyznając prawa opiekuńcze ojcu.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200