Po ścieżkach kariery

Dziś o wiele większym problemem niż samo zrobienie kariery jest dopilnowanie, aby jak najmniej odbiegała ona od tego, co nam zapisano w genach albo... w gwiazdach.

Dziś o wiele większym problemem niż samo zrobienie kariery jest dopilnowanie, aby jak najmniej odbiegała ona od tego, co nam zapisano w genach albo... w gwiazdach.

Żołędzia nie trzeba uczyć, jak ma wyrosnąć drzewo dębowe. Jeśli tylko będzie miał do tego odpowiednie warunki, niechybnie tak się stanie. Czy człowiek jest jak ów żołądź, czy gnany nieodpartym instynktem zawsze dąży do własnej samorealizacji, swojego przeznaczenia? Otóż byłoby ideałem, gdyby istotnie tak było. Wówczas nasze otoczenie składałoby się z samych bogatych i spełnionych osobowości, ludzi o najróżniejszych rozwiniętych talentach, umiejętnościach, zdolnościach, kierujących się szczerymi uczuciami i pragnieniami, umiejących wyrazić samych siebie, wyznaczających sobie różnorodne cele życiowe. Nie żądających od siebie rzeczy niemożliwych i nie spalających się przy próbach ich osiągnięcia. Od razu widać, że ten świat miałby pewną charakterystyczną cechę. Otóż nikt z nikim nie rywalizowałby o palmę pierwszeństwa w wielkości czy sukcesach, albowiem każdy miałby cele i ambicje na swoją miarę.

A jednak kariera

Nasz świat jest przepełniony rywalizacją. Nie znaczy to, że realizujemy cele wyznaczone nam przez kogoś innego niż my sami, iż oddziałują na nas jedynie zewnętrzne bodźce, kary bądź nagrody. To znaczy jedynie, że dążenie do wielkości, triumfów w małych stopniu jest radością samorealizacji, natomiast w wielkim stopniu jest potrzebą podszytą lękiem przed odrzuceniem, lekceważeniem, przemijaniem, bezsensem. Współczesny Polak za często tworzy sobie ideał człowieka sukcesu, próbując go doścignąć, a za mało przygląda się samemu sobie. Pogoń za wielkością charakteryzuje nienasycenie. Nie można być szczęśliwym, będąc człowiekiem sukcesu jedynie na użytek innych. Zatem całkowite porzucenie samorealizacji na rzecz kariery jest pozbawione realizmu. Tak rozumiana kariera nie daje szczęścia i spokoju.

Padło wreszcie magiczne słowo "kariera". Kariera jest dzisiaj jednym z kluczowych pojęć życia społecznego i prywatnego. Ludzie czują się zobligowani do robienia kariery, a od przedsiębiorstw wręcz wymaga się zarządzania ścieżkami kariery, którymi mogą - i muszą! - podążać pracownicy. Kariera jest ucywilizowaną formą pogoni za wielkością i sukcesem. Nie chcę powiedzieć, że nieodparcie jest związana z wyrzeczeniem się samorealizacji. Ale niewątpliwie tym grozi. Nie mam również złudzeń, że można wyrwać się z tej nowej obowiązkowej normy. Mogą to uczynić jedynie jednostki. Pozostali muszą się jej podporządkować. Zatem największą sztuką w zrobieniu kariery i zarazem pozostaniu szczęśliwym będzie wykorzystanie głosu i presji własnego wewnętrznego "ja" dla osiągnięcia takiej pozycji, celów, statusu, które w otoczeniu odbierane są jako sukces. Czyli samorealizacja w ukryciu. Samorealizacja pod kryptonimem "kariera". Ale jak to zrobić?

Kilka sygnałów ostrzegawczych

Wbrew pozorom najlepszym sposobem jest pełne wykorzystanie tego dobrodziejstwa, jakie daje włączenie dbania o kariery pracowników do obowiązków zarządzającego firmą. Wypracowano wiele narzędzi pomocnych w przechodzeniu pracownika przez szczeble hierarchii lub znaczenia (w przedsiębiorstwach bez rozbudowanej struktury pionowej). Odkryto kilka prawidłowości co do tego, jak szkolić, nagradzać, awansować. Nie ma powodu, by ten dorobek odrzucać. Wszak już dzisiaj nikt nie mówi o nagłej karierze, niespodziewanych triumfach, spontanicznych osiągnięciach. W naszym świecie planuje się wszystko, co tylko można, i kariera też musi być zaplanowana. Nie jest to takie bezduszne, jakby się wydawało, w nawet najprecyzyjniejszy plan bowiem bieżące wydarzenia i tak wprowadzą wiele zmian, do których trzeba się będzie dostosować. Istnienie planu - strefy uporządkowanej - daje większą swobodę i bezpieczeństwo w improwizowaniu. Jednak jest kilka warunków mądrego poddania się zarządzaniu karierami, czyli takiemu, aby nie zgubić z horyzontu własnego "ja".

Przede wszystkim nie wolno zagubić się w rozterkach typu: bardziej być czy więcej mieć. Takie postawienie sprawy niechybnie skończy się schizofrenią. W Polsce na razie obowiązuje norma, niemal obowiązek narodowy: jak najwięcej mieć. Nikt od tego nie ucieknie. Może to się zmieni po pewnym czasie - wtedy gdy uspokoimy się, że jesteśmy dostatecznie nowocześni, zamożni, europejscy. Dzisiaj można jedynie pogodzić ogień z wodą: próbować jak najwięcej mieć dzięki temu, że się jak najbardziej jest sobą.

Drugim warunkiem jest samodzielne wyznaczanie własnych celów życiowych, w tym zawodowych. Środowisko wywiera ogromną presję, próbuje wytworzyć w człowieku takie ambicje i aspiracje, które są przydatne do realizowania celów przedsiębiorstwa, wspólnoty lokalnej lub zawodowej, kraju. Polacy są wychowani na etosie romantycznym i łatwo poddają się takiej presji, mimo że nie deklarują przywiązania do tradycji, chcą być nowocześni i kształtować wizerunek Polaka i Polski od nowa "po europejsku". Tymczasem to ogromnie złudna teza, że pierwszeństwo mają cele pochodzące spoza jednostki. Człowiek musi najpierw mocno i świadomie być sobą, aby stać się współtowarzyszem celów innych ludzi czy wspólnot. Tylko wtedy może im coś dać z siebie, tylko wtedy wie, czego dać nie jest w stanie.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200