Jubileusz albo Trzy Wuje

Gdy przed trzema laty redaktor naczelny Computerworlda zaproponował mi pisywanie felietonów, nie przypuszczałem, że wytrzymam tak długo.

Gdy przed trzema laty redaktor naczelny Computerworlda zaproponował mi pisywanie felietonów, nie przypuszczałem, że wytrzymam tak długo.

Ba, gdybym miał się założyć, z pewnością postawiłbym dolary przeciwko orzechom, że nigdy nie wystarczy mi pomysłów. 150 odcinków później, z czego prawie 100 z Bostonu, okazało się, że wciąż mam coś do powiedzenia w temacie.

Po drodze zmienił się nadtytuł: od "Wyznań anarchisty", poprzez "Z drugiej strony" (ciągle w nazwie strony WWW), do przewrotnego w piśmie komputerowym "Świata bez komputerów". Robiąc bilans wieku średniego (gdy będą Państwo czytali ten felieton, to właśnie skończę 46 lat) wyszło mi, że o komputerach piszę już prawie 15 lat. Mężczyźni w okresie kryzysu środka życia zwykle fundują sobie kochankę albo motocykl - czasami obie przyjemności naraz, co - jak sądzę - nie jest najbezpieczniejsze ani tym bardziej wygodne. Chcąc być w zgodzie z filozofią nadtytułu, dla odmiany wybrałem się z żoną i córką w trzydniową podróż pociągiem.

Takim to sposobem znalazłem się przeniesiony w świat niewiele odbiegający od tego sprzed stu lat. Odwiedziłem nawet Maripozę, choć żadnych pamiątek stamtąd nie przywiozłem. Mogę z czystym sumieniem zaświadczyć, że świat bez komputerów jest wspaniały! Ba, nie tylko bez komputerów (chyba musiałyby być na parę), ale nawet bez telefonów, bo koleje amerykańskie nadal są prywatną własnością i różne obszary będące pod różnymi zarządami nie mogą porozumieć się co do standardu. Pociąg spóźnił się jakieś trzy godziny, ale cóż znaczy te dwieście minut wobec 77 godzin podróży albo wobec wieczności?

Rytmiczny stukot kół, leniwe wahnięcia wagonów na boki oraz przede wszystkim odizolowanie się od świata to wspaniałe otoczenie do rozmyślań nad przemijaniem technologii. Cóż z dzisiejszych gadżetów pozostanie w użyciu w połowie dwudziestego drugiego stulecia? A przecież pociąg w prawie takiej samej postaci istniał przed powstaniem styczniowym! Owszem, dołożono hamulce tarczowe i klimatyzację, ale - jak sądzę - mój prapradziadek nie miałby żadnych oporów wobec wsiadania do metalowego pudła toczącego się w kłębach dymu po szynach, choć pewnie bardzo zdziwiłby się, gdyby mu powiedzieć, że to dym spalin z silnika Diesla. Jak za podobnie długi okres będą wyglądały komputery? Myślę, że nikt, nawet najbardziej wyrafinowani futurolodzy, nie byłby w stanie zbliżyć się trafnością prognozy. Przecież jeszcze przed piętnastoma laty komputer był egzotycznym urządzeniem, otoczonym nimbem tajemniczości.

W muzeum olimpijskim Squaw Valley znalazłem sporą planszę pokazującą pierwszy olimpijski ośrodek obliczeniowy. Komputer IBM miał całe 5 MB pamięci dyskowej i już po kilku minutach od zakończenia konkurencji był w stanie wydrukować tabelkę rezultatów w tempie 80 linijek na minutę. Obsługiwało go 20 woluntariuszy i czasami otoczony był większym zainteresowaniem niż zawodnicy. Tak pozostało do dziś.

Zapytają Państwo, gdzież są tajemniczy wujowie z tytułu. Otóż samochód, do którego przesiadłem się z pociągu, miał rejestrację 3WJE 945, co natychmiast skojarzyło mi się nieco niepoprawnie, ale mnemotechnicznie. Zresztą prowadzeni przez pokładowy komputer nawigacyjny w gąszczu nieznanych ulic czuliśmy się jak trójka krewnych z innej epoki. Czy tak będą odbierały świat końca dwudziestego wieku moje prawnuki?!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200