Jak pisać programy

Program komputerowy, zwany przez fachowców aplikacją, powinien charakteryzować się prostotą obsługi, czyli, używając mowy informatyków, być friendly.

Program komputerowy, zwany przez fachowców aplikacją, powinien charakteryzować się prostotą obsługi, czyli, używając mowy informatyków, być friendly.

Zauroczony tą prostą definicją, zasiadłem przed komputerem z mocnym postanowieniem utworzenia przyjaznego dla użytkownika programu komputerowego. I tu pojawił się problem. Co to znaczy friendly? Wszak to, co mnie wydaje się proste, dla laika może być skomplikowane. Najlepiej - pomyślałem - skorzystać z dobrych wzorców. A dobre - myślałem dalej - to te, które zdobyły największą popularność. Wszak nikt nie zmusza milionów ludzi, aby używali określonych aplikacji. Wystarczy spojrzeć wokół, by zorientować się, jakie oprogramowanie króluje na domowych maszynach. I na biurowych również. Pomijam garstkę dziwaków przywiązanych do nienowoczesnych rozwiązań.

Microsoft!!! Natychmiast uruchomiłem MS Worda i zacząłem analizować zastosowane w interfejsie użytkownika rozwiązania. U góry rozwijane menu, niżej listwy narzędzi z ikonami, w środku okno aplikacji, a dookoła wiele różnych informacji. Uruchomiłem Excela - podobnie, Accessa - również. Widocznie tak ma być. Z pewnością fachowcy od Billa już dobrze to wszystko rozgryźli i nie będę musiał wyważać otwartych drzwi.

Teraz dobór ikon. Bez ikonek aplikacja byłaby jak zegar bez wskazówek. Muszą one oczywiście kojarzyć się użytkownikowi z ukrytą pod nimi funkcją. Ot, takie ułatwienie dla nie umiejących czytać. Tylko po cholerę niepiśmiennemu edytor tekstu? No, ale może niepotrzebnie się czepiam.

Ikonki mają się właściwie kojarzyć i pewnie dlatego "wklej" wygląda prawie tak samo jak "edytuj dokument główny", a "kolumny" jak "wyrównaj do prawej i lewej". Całe szczęcie, że pojawiają się podpowiedzi i mogę sobie przeczytać, co która ikonka oznacza. Lekko zniechęcony, zaglądam do Delphi Borlanda. W końcu też spora firma. I co widzę. Jest i "kopiuj", i "wklej", i wszystko co trzeba, ale ikonki wyglądają inaczej. No tak. Prawa autorskie. Zaczynam uczyć się od początku, co która oznacza. Na szczęście, tu też pojawiają się podpowiedzi. Zaczynam dostrzegać już pewną logikę w ich oznaczaniu, lecz wpadam na genialny w swej prostocie pomysł. Po co mam się męczyć i zapamiętywać znaczenie ikon, skoro mogę sobie wszystko przeczytać w menu. No to po co mi te ikony. Ale skoro są, to pewnie są potrzebne. Nie mnie w końcu kwestionować ich istnienie. Ja mam tylko się zastanowić, jak uczynić mój programik friendly.

Jeżeli będzie go obsługiwał wielbiciel Microsoftu, to lepiej byłoby użyć ikonek z Worda, ale jeśli trafię na kogoś zakochanego w Borlandzie, to może lepiej nie. Zawsze mogę zaprojektować własną paletę ikon i wtedy będzie sprawiedliwie. Każdy użytkownik będzie musiał nauczyć się ich znaczenia. Będzie to rozwiązanie demokratyczne, ale czy również przyjazne, tego nie jestem pewien.

Postanawiam odłożyć to zagadnienie na później. Również na później postanawiam odłożyć napisanie przyjaznej aplikacji. Napiszę taką, jak zwykle. W końcu co? Billowi wolno "wypuszczać" na rynek coś takiego, jak Word 7.0, to ja mogę napisać kolejny nieprzyjazny program. Oby się sprzedawał, tak jak te Microsoftu.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200