Bogatego poszukuję

Znalezienie inwestora strategicznego to zwykle doskonały sposób na pozyskanie taniego kapitału na rozwój, ale niejednokrotnie oznacza także spore kłopoty.

Znalezienie inwestora strategicznego to zwykle doskonały sposób na pozyskanie taniego kapitału na rozwój, ale niejednokrotnie oznacza także spore kłopoty.

Coraz więcej polskich firm opiera swoją strategię rozwoju na pozyskaniu inwestora, który w zamian za kontrolny pakiet akcji chciałby przyjąć je pod swoje opiekuńcze skrzydła. Dlaczego firmy tak chętnie oddają się w ręce inwestora strategicznego? Jest to jeden z najlepszych sposobów pozyskania taniego kapitału. Kiedy kredyty okazują się za drogie, a emisja akcji nie spotyka się z zainteresowaniem rynku, dokapitalizowanie przez bogatszego partnera może być ostatnią deską ratunku. Inwestor strategiczny zapewnia też firmie długotrwały plan rozwoju i pomaga pozyskać rentowne kontrakty. Ale w zamian oczekuje niekiedy sowitej dywidendy.

Koło ratunkowe

Inwestor strategiczny to marzenie słabych spółek, których finansowe kłopoty powodują, że banki niechętnie udzielają im kredytów. Prezes szczecińskiej spółki budowlanej, Espebepe, która jeszcze przed kilkoma miesiącami stała na skraju bankructwa, nie ukrywa, że tylko pozyskanie silnego partnera z branży pozwoli odzyskać wiarygodność wśród kontrahentów. Poza tym inaczej na firmę spojrzą także banki, bo przyszły inwestor strategiczny mógłby udzielić Espebepe poręczeń kredytowych. Dla spółek, które nie mają kłopotów finansowych, inwestor strategiczny to z kolei rękojmia utrzymania silnej pozycji na rynku lokalnym po integracji Polski z Unią Europejską, kiedy zwiększy się konkurencja ze strony zagranicznych gigantów.

Wadą wejścia do spółki inwestora strategicznego jest niebezpieczeństwo, że wyprowadzi on ze spółki zyski w postaci dywidendy. Najlepszym przykładem jest potentat na rynku polskich producentów opon, Dębica. Od czasu, kiedy ponad 50% udział w kapitale spółki kupił amerykański Goodyear, spółka stała się z konieczności dużo bardziej hojna niż przedtem. W ostatnich dwóch latach na dywidendę przeznaczono prawie cały zysk. Konkurent Goodyeara na polskim rynku oponiarskim, francuski koncern Michelin, jest mniej pazerny w stosunku do "swojego" Stomilu Olsztyn, zadowalając się jedynie 20% dywidendą.

Czy pętla

Najczęściej ochotę na sowitą dywidendę mają jednak inwestorzy portfelowi, którzy kupują pakiet kontrolny akcji tylko po to, aby w ciągu kilku lat zarobić na wzrastającej wartości spółki. Niechętnie wkładają do niej swoje pieniądze, chytrym okiem patrząc natomiast na zyski, które firma generuje. Najczęściej takimi inwestorami finansowymi są banki. I często właśnie bankowcy, nie rozumiejąc potrzeb inwestycyjnych spółki, głosują na walnych zgromadzeniach akcjonariuszy za wypłatą sowitej dywidendy. A skutki takiej pazerności spółka odczuwa już w kilka miesięcy później, kiedy brakuje jej pieniędzy na inwestycje i musi się ratować emisją papierów dłużnych lub kredytami. Problemy z bankowym akcjonariatem (złożonym z banków-wierzycieli) mają np. Swarzędzkie Fabryki Mebli. Zadłużona po uszy spółka nie może porozumieć się ze swoimi inwestorami finansowymi, którzy odmawiają jej kredytów na zwiększenie potencjału produkcyjnego.

Niekiedy bankowcy powstrzymują się od szybkiego odcinania kuponów od swoich inwestycji kapitałowych. Choć 33% papierów wronieckiego producenta sprzętu AGD, Amiki, należy do Banku Handlowego, spółka w ciągu ostatnich czterech lat ani razu nie wypłaciła dywidendy. Od realizacji szybkich zysków powstrzymuje się także inwestor strategiczny trzech spółek mięsnych (Pekpolu, Sokołowa i Drosedu) BIG-Bank Gdański.

Ale "dobre serce" inwestorów finansowych wynika także z dbałości przede wszystkim o własny, a nie spółki interes. Prędzej czy później każdy bank będzie chciał odzyskać zainwestowane pieniądze. W Polsce inwestycje portfelowe trwają zwykle nie dłużej niż 5 lat. Wadą bankowego inwestora strategicznego jest więc jego nieprzewidywalność. Nie sposób powiedzieć, kiedy wycofa się z inwestycji w spółkę, sprzedając z zyskiem swój pakiet akcji. I czy sprzeda go temu, kto da najwięcej, czy raczej temu, kto zapewni spółce najlepsze warunki rozwoju. Bankowy akcjonariusz ma jednak także i zalety. Po pierwsze, poza decyzją dotyczącą podziału zysku, nie wtrąca się w bieżące zarządzanie spółką. Jest więc inwestorem pasywnym, pozostawiającym zarządowi szerokie pole manewru. Bankowcy zapewniają też firmie stabilność finansową. Kiedy potrzebne są kredyty lub poręczenia kredytowe, spółka zawsze może liczyć na pomoc banków.

Przyjaźń po fachu

Dużo większy wpływ na działalność spółki chce mieć inwestor branżowy. W zamian za pieniądze, które oferuje, może wręcz narzucić spółce swoją strategię rozwoju. Tak postąpił np. PepsiCo, inwestor strategiczny najsłynniejszej polskiej fabryki czekolady, Wedla. Słodka spółka już wkrótce przestanie być słodka, a stanie się słona, bowiem PepsiCo zdecydował postawić na słone przekąski i sprzedać wedlowskie fabryki czekolady i cukierków. Przy okazji wyprowadził spółkę z giełdy, tłumacząc, że skoro zapewnia jej kapitał na rozwój, to nie ma sensu poddawać jej rygorom informacyjnym, które wynikają z obecności na rynku publicznym.

Istnieje również inne zagrożenie. Niektóre ze spółek zależnych mogą stać się dla swoich właścicieli wręcz "dojnymi krowami", które z założenia mają pracować na spółkę-matkę. Ta zleca im kontrakty, opłacając tylko w stopniu zapewniającym "wyjście na zero". Dzięki temu sama osiąga wyższą rentowność i zgarnia w rozliczeniu kontraktów większe zyski. Kiedy inwestor pochodzi z zagranicy, dochodzą kłopoty wynikające z odmiennej mentalności partnerów. Takie problemy mogą spotkać np. kierownictwo wrzesińskiego Tonsilu, w którym ponad 25% akcji wkrótce będą mieli Japończycy z Tohoku Pioneer.

Ale i potencjalni "bogaci wujkowie" nie zawsze mają łatwą drogę do przejścia. Niekiedy chcąc włączyć do swojej grupy kapitałowej nowy podmiot, muszą zgodzić się na dodatkowe zobowiązania. Trudne warunki stawia np. Narodowy Bank Polski. Przed rokiem sprzedając Kredyt Bankowi będący w niezłej kondycji PBI, wymusił też od niego kupno przynoszącego ogromne straty Prosper Banku wraz z obietnicą jego dokapitalizowania. Kredyt Bank (dziś już widniejący w tabelach giełdowych jako Kredyt Bank PBI) poradził sobie z tym problemem, używając kruczków księgowych. Z przynoszącym spore zyski PBI przeprowadził formalną fuzję, a Prosper Bank włączył jedynie do grupy kapitałowej. Dzięki temu zabiegowi zyski PBI są dziś zyskami Kredyt Banku, a straty Prosper Banku wliczają się tylko do wyników skonsolidowanych grupy kapitałowej, nie zaniżając zysku Kredyt Banku PBI.

<hr size=1 noshade>Maciej Samcik jest dziennikarzem Gazety Wyborczej.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200