Przegląd prasy zagranicznej

Zamieszanie? Proszę zapakować!

Zamieszanie? Proszę zapakować!

Wciąż jesteśmy świadkami pojawiania się nowych narzędzi marketingowych. Jedna ze znanych zasad polega na tym, że łatwiej przekonać odbiorców reklamy poprzez wypowiedź kogoś choćby pozornie do nich podobnego. W najnowszym Inc. Nancy K. Austin pisze o przypadku krańcowym. Chodzi o wywoływanie zamieszania ("Zamieszanie - w poszukiwaniu najbardziej ulotnej siły w marketingu").

Opisywana technika polega na zwiększeniu roli i częstotliwości przekazów nieformalnych i niezależnych, dotyczących firmy lub produktu. Autorka przytacza "karierę" pewnej animacji przedstawiającej tańczące dziecko. Animacja szybko rozpowszechniła się dzięki dołączaniu jej do wiadomości e-mail. Obecnie jest już w USA "gwiazdą" telewizyjną.

Wspomniany przypadek wesoło tańczącego bobasa produkcji Unreal Pictures z Kalifornii to pierwsza z możliwych wersji. Wiele firm, szczególnie na podatnym na nowe idee marketingowe rynku amerykańskim, zaczęło stosować drobne, ale często efektowne metody tworzenia zamieszania, czy jak kto woli - robienia hałasu. Najczęściej są to "podarunki" pseudoreklamowe, szeroko rozpowszechniane, co w epoce Internetu nie sprawia problemu. Wśród odbiorców występuje efekt typu "małe, a cieszy", w rezultacie łatwiej i przyjaźniej kojarzona jest i firma, i jej produkty czy usługi, często wcale nie związane z upominkiem.

Drugi scenariusz marketingowego zamieszania to ubiegłoroczna wpadka America Online i perypetie Intela, towarzyszące wprowadzaniu na rynek procesora Pentium. Zamieszanie działa raczej przeciwko firmie, która staje się tematem rozmów, e-maili, dowcipów, plotek i ogólnie mówiąc, wszelkiego rodzaju przekazów. Aby można było próbować skutecznej kontroli obu dróg rozwoju sytuacji, wymagana jest właśnie gruntowna wiedza na temat możliwych scenariuszy. Fascynujące i przerażające zarazem może być jednak to, że zamieszania nigdy nie da się w pełni kontrolować, ponieważ jest to proces spontaniczny, a nośnikami informacji są ludzie, którym nie płacimy.

W osobnym artykule ta sama autorka przedstawia sylwetkę firmy działającej na pograniczu public relations i marketingu, która jak mało kto potrafi robić zamieszanie. Chodzi o Tattoo. Ta niewielka agencja nie stosuje kosztownych, promujących firmę reklam. Polega na przekazywanej od klienta do klienta opinii o pracy agencji. Zamieszanie! Tattoo zaciera ręce.

<hr size=1 noshade>Inc., maj 1998 r.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200