Na radnego nie ma rady

Dosyć często sukces w informatyzacji urzędu administracji samorządowej wiąże się ze stopniem znajomości komputerów przez radnych. Firma, która startuje w przetargu organizowanym przez gminę, musi brać pod uwagę - tak nieracjonalne wydawałoby się sprawy, jak - co radny Iksiński wie o informatyce; czy Ygrekowski, który popiera komputerowe inwestycje, należy do tej samej partii, co burmistrz lub prezydent miasta, a także jaką politykę prowadzą pozostali radni. Liczę, że moja "typologia" radnych pomoże zrozumieć, skąd czasami wynikają problemy w informatyzacji magistratu.

Dosyć często sukces w informatyzacji urzędu administracji samorządowej wiąże się ze stopniem znajomości komputerów przez radnych. Firma, która startuje w przetargu organizowanym przez gminę, musi brać pod uwagę - tak nieracjonalne wydawałoby się sprawy, jak - co radny Iksiński wie o informatyce; czy Ygrekowski, który popiera komputerowe inwestycje, należy do tej samej partii, co burmistrz lub prezydent miasta, a także jaką politykę prowadzą pozostali radni. Liczę, że moja "typologia" radnych pomoże zrozumieć, skąd czasami wynikają problemy w informatyzacji magistratu.

Wszystkie decyzje o inwestycjach w gminie podejmują radni. Model i sposób informatyzacji urzędu administracji samorządowej zależy w znacznym stopniu od składu Rady Gminy. Jeżeli znajdą się w niej osoby o pewnej kulturze informatycznej, informatyzacja przebiega znacznie sprawniej niż gdy laikom należy tłumaczyć korzyści z wdrożenia systemu informatycznego. Bywa też gorzej, jeśli radni laicy starają się wykorzystać dyskusję nad rozwojem informatyki w gminie do rozgrywek politycznych.

Przekonywanie radnych do idei informatyzacji urzędu stanowiło jedno z moich głównych zajęć w ramach realizacji projektu jednolitej komputeryzacji Opolszczyzny i tylko w jednej gminie przebiegło bezproblemowo. Tam jednak burmistrz trzymał zarząd, radę i cały urząd tak krótko, że bali się przy nim oddychać. Z żalem muszę stwierdzić, że jest to jedyny, znany mi, skuteczny sposób przekonania radnych do informatycznych wizji.

O ile zarząd gminy zwykle bywa nastawiony pozytywnie do procesu informatyzacji urzędu, o tyle rada zwykle nie bywa. O ile zarządowi, bez problemów, potrafiłem wytłumaczyć złożone zagadnienia systemów zintegrowanych, o tyle na sesjach rady okazywałem się dydaktycznym beztalenciem. Niechęć rad gmin określiłbym jako systemową, dlatego zacząłem doszukiwać się w niej głębszego sensu.

Najpierw spójrzmy na typy radnych, które napotkałem na swoim szlaku bojowym i z którymi przyszło mi staczać batalie o być albo nie być radnym gminnej informatyki. Jeżeli pewien socjolog, psycholog lub inny "olog" już jakoś inaczej sklasyfikował radnych, to informuję, że nie doczytałem i poniżej przedstawiam swój podział.

Radny ekspert

Nie jest to najniebezpieczniejszy typ radnego. Zwykle myli pliki z bitami, sieć strukturalną z Internetem, a serwer nazywa "komputerem-matką". Taki radny wie, że coś wie oraz, iż niewiele rozumie. Nie przyznaje się jednak do niewiedzy, wychodząc z założenia, że inni radni wiedzą jeszcze mniej. Stara się zadawać mądrze brzmiące pytania i używać fachowych terminów. Efekty są całkiem interesujące, np. "Czy te komputery będą kompatybilne z Internetem?" albo "Z jaką szybkością będzie działała sieć komputerowa?"

Radny ekspert stara się udowodnić innym radnym, że wie na ten temat najwięcej - więcej nawet niż ten niedouczony konsultant, przysłany z województwa. Radny ekspert stara się zazwyczaj wykazać, że przedstawiona propozycja jest sprzeczna zarówno z interesem gminy, jak i ze zdrowym rozsądkiem. Ergo - należy ją odrzucić, aby nie narazić gminy na straty, a rady na pośmiewisko i przegraną w kolejnych wyborach.

Radny ignorant

Ten typ radnego byłby zupełnie znośny, gdyby nie miał w radzie prawa głosu. Kontakty z radnymi ignorantami zawsze wywoływały we mnie głęboką frustrację spowodowaną brakiem talentu dydaktycznego. Zdaję sobie sprawę, że istnieją ludzie odporni na wiedzę techniczną, lecz nawet największy opór materii powinien być, przynajmniej teoretycznie, przełamywalny. I jest - teoretycznie. W praktyce natomiast radny ignorant nic nie rozumie i zrozumieć nie chce. Ja mówię: komputery, systemy, sieci... a ten nic nie mówi i nawet nie słucha. Czasami tylko zada pytanie, z którego wynika, że radny ekspert ma pełne prawo uważać się za eksperta. Czasami podejrzewam, że to głęboko przemyślana metoda nie przyjmowania do wiadomości jakichkolwiek argumentów.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200