Kryzys wartości

Zaczynam żałować, że nie zostałem lekarzem. Miałem w młodości takie zapędy, ale trochę zniechęciła mnie mało apetyczna wizja dłubania we wnętrznościach. Po prostu nie byłem tym zachwycony i teraz też nie jestem, chociaż z biegiem lat się uodporniłem. Poza tym medycyna wydawała mi się zbyt szablonowa, a działalność lekarzy bardzo rutynowa. Nie widziałem więc przyczyny, dla której miałbym wykonywać nudne dla mnie zajęcie przez resztę życia.

Zaczynam żałować, że nie zostałem lekarzem. Miałem w młodości takie zapędy, ale trochę zniechęciła mnie mało apetyczna wizja dłubania we wnętrznościach. Po prostu nie byłem tym zachwycony i teraz też nie jestem, chociaż z biegiem lat się uodporniłem. Poza tym medycyna wydawała mi się zbyt szablonowa, a działalność lekarzy bardzo rutynowa. Nie widziałem więc przyczyny, dla której miałbym wykonywać nudne dla mnie zajęcie przez resztę życia.

Jako zwolennik bardziej tajemniczych nauk, wybrałem kierunek automatyki i informatyki, w owych czasach znajdowały się bowiem one w obiecującym stadium początkowego rozwoju. Wybór wydawał mi się niezwykle słuszny i pociągający, przynajmniej w pierwszych latach działalności zawodowej. Niestety, później dała znać o sobie rutyna - większość tajemniczych dla mnie powiązań na drodze komputer - system operacyjny - oprogramowanie opanowałem, co przestało mnie w końcu ekscytować. Wszystkie nowości w technologiach informatycznych przyjmuję obecnie ze stoickim spokojem i umiarkowanym entuzjazmem. Tym bardziej że wykonywana praca nie polega na badaniu i wdrażaniu nowości, a raczej na zapewnieniu stabilnego środowiska eksploatacyjnego, gdzie większość moich działań przebiega na styku informatyk-użytkownik. Gros czasu upływa mi na rozwiązywaniu problemów ludzkich, chociaż osadzonych w tematyce informatycznej.

Dlaczego więc żałuję, że nie wybrałem medycyny jako podstawy mojej działalności zawodowej? Czy nie zniechęcają mnie ciągłe problemy służby zdrowia, głośno obwieszczane, ze sprawą wynagrodzeń na pierwszym planie? A może w głowie mi się poprzewracało? Nic z tych rzeczy. Zauroczyła mnie w tym fachu jedna rzecz (no, powiedzmy dwie). Po pierwsze, nie zauważyłem, aby ktokolwiek miał do lekarza pretensje, że go nie wyleczył, gdy się nie da. Po drugie, lekarz wciąż jest stroną decydującą o stosowanej terapii. W informatyce bywa natomiast zgoła odwrotnie. Użytkownik ma zawsze pretensje, że coś nie działa tak, jak sobie wyobrażał, a co więcej, nikt nie przyjmie do wiadomości, że czegoś się nie da. Nawet koperty do kieszeni nie chcą wsunąć, aby łaskawszym okiem na projekt systemu spojrzeć.

Być może różnice między zawodem informatyka a lekarza wynikają z prostej zależności hierarchicznej. Informatyk z użytkownikiem rozmawiają jak równy z równym (albo równiejszym, gdy informatyk jest w potrzebie finansowej i koniecznie chce realizować zadanie). Użytkownik zazwyczaj już wie czego chce i może wymagać. W przypadku medycyny osoba chora znajduje się zawsze na pozycji słabszej i bardziej jej zależy na efektach, tym bierniej więc się podporządkowuje.

Zasadnicza różnica polega jednak na tym, że informatyka nie jest lekiem na wszelkie zło, jakie dzieje się w "chorych" przedsiębiorstwach.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200