Szybkość myszy

Mawiają ponoć co bardziej krytyczni wobec siebie naukowcy, że nie ma takiego kryzysu, na który naukowcy nie odpowiedzieliby organizacją seminarium. Jeżeli na poważnie brać tę skądinąd słuszną uwagę, trzeba dojść do wniosku, że nie mamy kryzysu poczty elektronicznej. Myśl o istnieniu takiegoż kryzysu może wydać się całkowicie dziwna, skoro zewsząd płyną wieści o niepohamowanym rozwoju tegoż medium. O jakimkolwiek więc kryzysie mowy być nie może. Rozwój to jednak jedno, efekty tegoż, to - niestety - druga strona medalu.

Mawiają ponoć co bardziej krytyczni wobec siebie naukowcy, że nie ma takiego kryzysu, na który naukowcy nie odpowiedzieliby organizacją seminarium. Jeżeli na poważnie brać tę skądinąd słuszną uwagę, trzeba dojść do wniosku, że nie mamy kryzysu poczty elektronicznej. Myśl o istnieniu takiegoż kryzysu może wydać się całkowicie dziwna, skoro zewsząd płyną wieści o niepohamowanym rozwoju tegoż medium. O jakimkolwiek więc kryzysie mowy być nie może. Rozwój to jednak jedno, efekty tegoż, to - niestety - druga strona medalu.

Pogodziłem się już z myślą, że pocztę elektroniczną trzeba czytać w sposób najbardziej z regularnych sposobów. Poczty elektronicznej nie sposób nie przeczytać przed zaśnięciem. Daje się wytrzymać bez poczty elektronicznej po przebudzeniu, ale tylko do czasu pojawienia się w pracy. W pracy pierwszą czynnością jest sprawdzenie poczty elektronicznej (aż szkoda, że wcześniej trzeba zdjąć płaszcz).

Znam wielu mężczyzn, dla których jedną z osi życia jest sprawdzanie poczty elektronicznej. Stanu alarmowego nie byłoby jednak, gdyby nie pojawiły się podobnie czyniące znane mi kobiety. Kobiety nie tylko regularnie sprawdzające pocztę elektroniczną, ale nawet zbyt często o niej mówiące, to musi być już jakiś znak. Podobnie, jak z samochodami. Kobiety rozmawiające o samochodach to też jest zastanawiający znak. Kobiety samochodami interesować się powinny tylko w jednym zakresie, a mianowicie kto będzie je woził. To jest jednak dziś czysta teoria (na którą kobiety mogą się nawet obrazić). Wróćmy jednak do naszego głównego tematu elektronicznej poczty. Przebywając ostatnio w Tatrach (ze smutku, nie z radości), idąc na przemian w błocie i śniegu w ich górne partie, zahaczyłem o niżej położone schronisko. Oczom swym nie wierzyłem, gdy zobaczyłem, że schronisko owe ma własną stronę WWW i adres poczty elektronicznej.

Wyślę więc - pomyślałem - spod zaskakującego adresu list do kobiety, która choć od poczty elektronicznej uzależniona nie jest (taką mam nadzieję), ale ją czyta. Pytam od lat tę samą panią w czymś na podobieństwo recepcji o możliwość wysłania listu takiego. Tak, mamy pocztę elektroniczną, ale włączamy ją raz na dziesięć dni, no może raz w tygodniu sprawdzamy - słyszę i ze zdziwienia zapominam języka w gębie, co rzadko mi się zdarza. Jak to, raz w tygodniu sprawdzać można pocztę elektroniczną? Można nie sprawdzać poczty elektronicznej przed zaśnięciem? A po przyjściu do pracy?

Listu więc nie wysłałem. Najprawdopodobniej przed dwoma dniami w schronisku pocztę elektroniczną sprawdzano. Czekać następne pięć nie bardzo mogłem (kto lubi czekać?), ale przypomniałem sobie list elektroniczny pewien, który swego czasu otrzymałem. Był to list od właściciela małej firmy elektronicznej z południa Polski. Pisał szef owej firmy do mnie, że przegrał przetarg na informatyzację gminy z inną lokalną firmą, której właściciel burmistrzowi wręczył łapówkę. Ja niby miałem - tak myślę - sprawiedliwość zaprowadzić. List ten elektroniczny wydał mi się humorystyczny. Dla jego autora był z pewnością całkiem poważny i choć chciałem go pocieszyć, planując odpowiedź, nie zrobiłem tego do następnego dnia.

Wchodzę do pokoju, płaszcz zdejmuję, komputer włączam i czytam, co napisał do mnie po dziesięciu zaledwie godzinach oczekiwania na moją odpowiedź, pokrzywdzony przez los szef jednej z firm południowej Polski: "Jeżeli na list nie chce się odpowiadać, to można przynajmniej napisać: pocałuj mnie w d...!" Poniżej było imię i nazwisko. Zrobiłem "odpowiedz" i napisałem: "Pocałuj mnie w d...!"

Do dziś koresponduję z tym panem, który zrozumiał, że na list elektroniczny odpowiadać nie trzeba w ciągu trzech minut. Zrozumiał, że nie wszystko w życiu dzieje się tak szybko, jak kliknięcie myszą. Zrozumiał, że pocztę elektroniczną czytać można raz w tygodniu. Tak czynią naukowcy i kobiety - ufam - dlatego nie było jeszcze seminarium na temat kryzysu poczty elektronicznej i obiadu w postaci małpy z makiem.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200