Strachy na lachy?

Niepokojąco duża liczba polskich firm i instytucji dopiero dziś przymierza się do poważnego potraktowania problemu roku 2000. Nie ma instytucji, która przystawiałaby pieczątkę, że dany system informatyczny jest zgodny z rokiem 2000. Odpowiedzialność jest bowiem zbyt duża. Można jedynie uzyskać potwierdzenie, że przy sprawdzaniu systemu zastosowano poprawną metodologię.

Niepokojąco duża liczba polskich firm i instytucji dopiero dziś przymierza się do poważnego potraktowania problemu roku 2000. Nie ma instytucji, która przystawiałaby pieczątkę, że dany system informatyczny jest zgodny z rokiem 2000. Odpowiedzialność jest bowiem zbyt duża. Można jedynie uzyskać potwierdzenie, że przy sprawdzaniu systemu zastosowano poprawną metodologię.

Trudno dobrze przygotować dużą firmę do nadejścia roku 2000, jeśli nie powołano w niej specjalnego zespołu dysponującego osobnym budżetem" - twierdzi Neil Strange, dyrektor działu Business Systems Consulting w polskim oddziale Arthur Andersen. Taki zespół nie może ograniczać się jedynie do działu informatyki, który może widzieć zagadnienie zbyt jednostronnie. Do poprawnej oceny sytuacji i zaplanowania zadań potrzebny jest udział pracowników z księgowości czy działu prawnego, a przede wszystkim kierownictwa firmy. Zespoły takie istnieją tylko w nielicznych polskich firmach. Głównie są to zakłady należące do międzynarodowych koncernów i banki (wielkość budżetów, jakimi dysponują, dochodzi do kilku mln USD).

W większości polskich firm i instytucji, w których nie ma takich zespołów, menedżerowie patrzą na problem roku 2000 z dużym spokojem i optymizmem. Według badań przeprowadzonych w Stanach Zjednoczonych (przez Rubin System), 77% firm, które rozpoczęły realizację projektów związanych z problemem roku 2000, w istotny sposób zmieniło pierwotnie zakładaną strategię działania - problem okazywał się bowiem znacznie większy niż szacowano. "Im bliżej feralnej daty, tym problem bardziej narasta. Z całego świata wciąż otrzymujemy informacje o nowych obszarach zagrożeń" - mówi Bogdan Pilawski, główny specjalista departamentu informatyki w Wielkopolskim Banku Kredytowym. Brakuje zrozumienia, że problem roku 2000 to nie tylko sprawa systemów informatycznych, ale funkcjonowania całości organizacji. Upewnienie się, że nie zawiodą krytyczne elementy systemów, których poprawna praca decyduje o jej istnieniu oraz sformułowanie planu awaryjnego na wypadek pojawienia się nieoczekiwanych kłopotów, to dwa podstawowe cele projektu roku 2000.

O tym, że świadomość wagi problemu powoli się zmienia, świadczą coraz częstsze odmowy udzielenia jakichkolwiek informacji dotyczących przygotowania danej organizacji do roku 2000. Na bezczynność nie mogą sobie pozwolić wszystkie spółki notowane na Giełdzie Papierów Wartościowych. "Jeżeli stwierdzimy, iż problem roku 2000 może mieć wpływ na poprawność sprawozdań finansowych, naszym obowiązkiem jako audytora będzie zakomunikowanie tego zarządowi firmy. W USA i innych krajach przygotowano lub są przygotowywane odpowiednie regulacje prezentujące, jakie informacje muszą być publikowane przez notowane na giełdzie firmy (i ich audytorów) w odniesieniu do roku 2000. Nie będę zaskoczony, gdy podobne zasady pojawią się również w Polsce" - mówi jeden z audytorów firmy Arthur Andersen. Wszystkie duże firmy konsultingowe, prowadząc audyt finansowy przedsiębiorstwa, starają się określić, czy podjęte zostały już działania związane z zabezpieczeniem się przed nadejściem roku 2000.

Na szczeblu rządowym

W Polsce nie ma ponadministerialnego specjalnego zespołu rządowego, powołanego do koordynacji działań związanych z problemem roku 2000 w obszarze administracji państwowej - na wzór działającego w Wielkiej Brytanii Taskforce 2000 czy President's Council on the Year 2000 Conversion w Stanach Zjednoczonych. Istnieje potencjalna groźba, że zakłócenia pracy systemów informatycznych, wywołane nadejściem roku 2000, w ostatecznym wyniku mogą doprowadzić do zawirowań w światowej ekonomii. Pewna grupa przedsiębiorstw może bowiem zbankrutować, zyskowność innych spadnie, zaś gwałtownie wzrośnie chwilowe zapotrzebowanie na krótkoterminowe kredyty, co z kolei może oznaczać wzrost stóp procentowych. Nie wzbudza to jednak zainteresowania Rządowego Centrum Studiów Strategicznych ani Ministerstwa Gospodarki. W Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji, które ustawowo jest zobowiązane do koordynowania przedsięwzięć informatycznych w obrębie całej administracji rządowej, od kilku miesięcy prowadzone są prace studialne nad rokiem 2000 - są one jednak dopiero na etapie analizy i inwentaryzacji. "I tak pewnie, jak zwykle, skończy się na tym, że każda z instytucji centralnych będzie robić coś na własną rekę" - mówi urzędnik zarządzający informatyką w jednym z ministerstw.

Opinia przedstawicieli największych firm informatycznych obecnych w Polsce jest zgodna: zainteresowanie krajowych klientów problemem roku 2000 wciąż jest małe. Do tej pory mieliśmy jedynie pojedyncze przypadki zapytań w tej sprawie - zgodnie twierdzą przedstawiciele takich firm, jak IBM, Hewlett-Packard, Digital i ICL. W Polsce nadal wykorzystywanych jest wiele starszych urządzeń komputerowych, co do których wiadomo, że nie będą poprawnie działać po 31 grudnia 1999 r. (dotyczy to np. komputerów PDP-11).

Natomiast akcja informacyjna dotycząca problemu milenium, prowadzona przez firmy informatyczne, była do tej pory bardzo skromna, ograniczając się zasadniczo do wysyłki dość ogólnikowych listów informacyjnych. Na ten brak aktywności narzekają użytkownicy. "Brakuje tutaj specjalistów" - twierdzi Andrzej Pawlak, wicedyrektor departamentu Łączności i Informatyki w MSWiA. Pojawiły się już pierwsze ogłoszenia prasowe, w których poszukiwani są informatycy dysponujący wiedzą o problemie roku 2000. Do dzisiaj przedsiębiorstwa radzą sobie z problemem milenium głównie własnymi siłami.

Unixowe zegary

Inny kryzys związany z datą może pojawić się w systemach Unix. Zliczana jest tam bowiem liczba sekund, jakie upłynęły od godziny zero - czyli od 1 stycznia 1970. Zmienna, w której przechowywana jest liczba tych sekund, to słowo 32-bitowe. Około roku 2035 będzie ich tyle, że licznik się wyzeruje.

Z natury rzeczy problem daty jest na trwale wpisany w systemy informatyczne. O ile bowiem dni i miesiące to powtarzające się cykle - liczba lat stale rośnie ku nieskończoności. Każde rozwiązanie problemu roku 2000 polega tylko i wyłącznie na odsunięciu go w czasie. Nasi potomkowie będą mieli więc następne kryzysy...

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200