Dwuteczkowcy

W bostońskim T, na zielonej linii przypominającej tramwaj (nic dziwnego, to najstarsze metro w USA ma już ponad 100 lat), jadąc rano do pracy widzę ciekawą galerię ludzką. Przede wszystkim interesujące kobiety. Nie jestem seksistą (patrz felieton nr 51), ale sposoby ubierania się amerykańskich kobiet pracujących przyprawić mogą cudzoziemca o lekkie zdziwienie.

W bostońskim T, na zielonej linii przypominającej tramwaj (nic dziwnego, to najstarsze metro w USA ma już ponad 100 lat), jadąc rano do pracy widzę ciekawą galerię ludzką. Przede wszystkim interesujące kobiety. Nie jestem seksistą (patrz felieton nr 51), ale sposoby ubierania się amerykańskich kobiet pracujących przyprawić mogą cudzoziemca o lekkie zdziwienie.

Otóż typowa, nowoczesna pracowniczka ma zwykle na sobie coś w rodzaju męskiego garnituru ze złotymi guzikami i obowiązkową białą bluzką pod spodem. Do tego zaś buty sportowe. Spódnice jakoś wyszły z mody, choć zdarzają się delikwentki ubrane tradycyjnie, ale też w trampkach. Dla nie przyzwyczajonego oka taka kombinacja wydaje się szokująca, choć jest bardzo wygodna. Te wszystkie panie mają pod biurkami pudła z butami wyjściowymi i w biurze prezentują się nienagannie. Panowie jakoś na pomysł takiej przebieranki nie wpadli i katują się w tzw. trumniakach.

Prawie wszyscy jednakże targają dwie torby. To signum temporis końca XX wieku i dowód, jak bardzo zmieniło się typowe biuro. W drugiej teczce nosi się komputer przenośny. O ile jeszcze były uniwersytecki zawodnik futbolu amerykańskiego (ponad 6 stóp i dwieście funtów) daje sobie radę z przenośnym biurem bez specjalnych kłopotów, o tyle drobna panienka z dwoma sakwami wygląda jak juczny wielbłąd. Tym razem jednak, zamiast pomagać mężczyznom przebywać pustynię życia, kobiety noszą ze sobą swoją karierę.

Bowiem posiadanie służbowego laptopa jest najlepszym dowodem kariery. Wprawdzie nie wiadomo, po co i dlaczego targa się przenośny komputer do domu, skoro i tak nie ma na nic czasu. Jak podają statystyki, średni czas pracy w prywatnych firmach amerykańskich znacznie przekracza 40 godzin tygodniowo. U mnie w firmie nikt nie śmie pojawić się po godzinie dziewiątej, a stachanowcy są już na stanowisku o siódmej. Nikt też nie wychodzi przed wpół do szóstej, wielu nawet w piątki zostaje dłużej.

Nie wygląda więc na to, by noszone komputery mogły być w domu wydobywane z toreb. Wyjątkiem może jest weekend. W poniedziałek liczba dwuteczkowców znacząco rośnie, co przeczyłoby tezie o dekoracyjnym charakterze bagażu.

Szczególne współczucie budzą młode pracowniczki firm audytowych. Te nie tylko taszczą papiery i komputery, ale także drukarki atramentowe, no bo u klienta może nie być właściwego sprzętu. Taka "wielbłądzica" aż prosi całym swym wyglądem o pomoc ze strony dżentelmenów. Gdy jednak otworzyć jej drzwi lub nie daj Boże przepuścić przodem, to gdyby mogła zabijać wzrokiem, uczyniłaby tak jeszcze przed wkroczeniem do biura.

Typowe spotkanie biznesowe rozpoczyna się od wyjęcia komputerów i poszukiwania gniazdek prądowych. W dobrze wyposażonych salach konferencyjnych pod spodem blatu okrągłego stołu (czyżbyśmy zainspirowali?) są jeszcze gniazdka skrętki sieciowej. Nim rozpocznie się dyskusję, wszyscy odczytują pocztę i sprawdzają aktualne notowania giełdowe. Nikt już nie bawi się w komplementy o ładnym wyglądzie sąsiadki ani tym bardziej nie stara się jej zainteresować rozmową o pogodzie, którą można sprawdzić na stronie WWW.

Nic więc dziwnego, że wśród yuppies małżeństwa zawierane są późno i zwykle oświadczyny odbywają się przez pocztę elektroniczną (tak zrobił podobno Bill Gates). Ech, łza się w oku kręci... Podwójna.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200