W tonacji cis-moll

Podobno nigdy nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Ten sam żart, opowiedziany ponownie, już nie śmieszy, stracone okazje nie pojawią się jeszcze raz, by dać nam możliwość rewanżu, a pieniądze, które kiedyś przeszły nam koło nosa, już są w kieszeni kogoś innego.

Podobno nigdy nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Ten sam żart, opowiedziany ponownie, już nie śmieszy, stracone okazje nie pojawią się jeszcze raz, by dać nam możliwość rewanżu, a pieniądze, które kiedyś przeszły nam koło nosa, już są w kieszeni kogoś innego.

Ale być może stwierdzenia te dotyczą tylko nas, maluczkich? Być może dla wielkich tego świata nie ma znaczenia, że coś już się stało i nie odstanie się? W każdym razie tak sobie pomyślałem, gdy usłyszałem, że Microsoft postanowił opracować nowy język programowania C# - czytaj c-sharp, czyli po polsku cis (dźwięk "c" podwyższony o pół tonu). Lakoniczny komunikat mówi o "lepszym C++" - bez wskaźników i kłopotliwego zarządzania pamięcią, bez naleciałości z języka C. Informacje o języku, które przejrzałem (http://msdn.microsoft.com/vstudio/nextgen/technology/csharpintro.asp), są interesujące, choć nie zawierają nic odkrywczego. Prawdziwą jednak ciekawostką jest obietnica, że C# ma być narzędziem do tworzenia programów do Internetu.

Wszystko brzmi pięknie. Jest tylko jeden problem: taki język już istnieje, jest akceptowany i popularny. Nazywa się Java i pech chciał, że został wymyślony przez konkurencyjną firmę Sun Microsystems.

Od dość dawna obserwuję internetową strategię Microsoftu, choć nie dam głowy, czy słowo "strategia" oddaje obraz działań firmy. Najpierw próbowała ona Internet lekceważyć, powołując konkurencyjny MSN. Gdy to się nie powiodło, kupiła źródła programu Mosaic i na nich oparła swoją przeglądarkę Internet Explorer, która już od wersji 4.0 była konkurencyjna. Niestety, działania rynkowe, które koncern podjął w celu wypromowania tego produktu, zaprowadziły go na ławę oskarżonych. Na początku, wydawałoby się, Microsoft entuzjastycznie przyjął język Java. Na własne uszy słyszałem, jak przedstawiciel firmy podczas konferencji Developer Days deklarował: "Microsoft kocha Javę!" A potem firma usiłowała "rozwodnić" standard, dodając własne "rozszerzenia" i "ulepszenia", co - nawiasem mówiąc - też spotkało się z ostrą reakcją wymiaru sprawiedliwości.

Jak wiadomo punkt widzenia dość mocno zależy od punktu siedzenia. Ale z mojego punktu siedzenia strategia internetowa Microsoftu przypomina trochę znane skądinąd TKM. Powierzchownie można by ją streścić w jednym zdaniu: najpierw postarajmy się wykroić z internetowego tortu jak najwięcej dla siebie, a potem się zastanowimy. I zapowiedź promowania nowego języka C# doskonale wpisuje się w ten obraz.

Ostatnio o Microsofcie - odwrotnie niż o zmarłym - można pisać albo źle, albo wcale. Nie, żebym chciał się włączać w ten chór. Jako konsumentowi jest mi zupełnie obojętne, z czyich narzędzi informatycznych będę korzystał. Ale chciałbym, żeby producent tych narzędzi okazywał, że rozumie moje potrzeby i ma pomysł na ich zaspokojenie. A tymczasem mam wrażenie, że największy światowy producent oprogramowania tak mocno myśli o podboju całego internetowego świata, że zapomniał, iż ten świat zamieszkują zwykli ludzie. Ludzie, którzy nic a nic nie znają się na wielkiej polityce, za to chcieliby mieć stabilne, wydajne i niedrogie programy.

Wygląda na to, że firmie z Redmond wcale nie zależy na daniu w ręce twórców aplikacji internetowych lepszego oprogramowania. Język C# nie jest takim narzędziem, a instrumentem szkodzenia konkurencji. Ma być kolejną wunderwaffe w świętej wojnie przeciwko Sunowi i Javie.

Symfonia, którą zaczynają grać w Redmond, brzmi w smutnej tonacji cis-moll, zamiast w radosnej cis-dur. A z jej dźwięków słychać, że kompozytorowi coraz bardziej szwankuje słuch.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200