Starzyzna

Co mają wspólnego prom kosmiczny oraz dom opieki społecznej, w dodatku prowadzony przez siostry zakonne? Nie będę Państwa trzymał w napięciu i od razu powiem: stare komputery.

Co mają wspólnego prom kosmiczny oraz dom opieki społecznej, w dodatku prowadzony przez siostry zakonne? Nie będę Państwa trzymał w napięciu i od razu powiem: stare komputery.

Przyzwyczailiśmy się do szaleńczego tempa, komputer kupiony wczoraj dziś jest już przestarzały. Czy jednak jest tak rzeczywiście? Przecież jeśli coś robiliśmy i udawało się to nam z pomocą modelu ABC, to niby właściwie dlaczego model XYZ miałby okazać się lepszy?

W przypadku promu kosmicznego system komputerowy to przede wszystkim ok. 250 000 linii kodu, napisanego "z dołu do góry", tj. testowanego na poziomie każdej linijki, potem modułów, aż do poziomu całego systemu. Można powiedzieć, że system nie jest duży, bo np. kod Windows 2000 jest jakieś 100 razy większy. Tyle tylko, że w ciągu dwudziestu lat odbywania lotów komputery ani razu nie były przyczyną poważnej awarii. Nie da się tego powiedzieć o tak prostej części składowej jak uszczelka, przez którą zniszczony został Challenger. Konserwatywne podejście do pokładowych komputerów to zamierzone działanie, wbudowane w proces. Podstawowy system nawigacyjny zainstalowano w czterech identycznych egzemplarzach. Jeśli wyniki obliczeniowe trzech z nich zgadzają się to lot jest kontynuowany. Wypadnięcie kolejnego pociąga za sobą przerwanie misji, choć tak na zdrowy rozsądek z dwoma komputerami powinno dać się lecieć.

Oryginalne komputery wahadłowców miały m.in. pamięci ferrytowe. W czasie niedawnych udoskonaleń promów zdecydowano się wymienić stary sprzęt na nowszy, co oznaczało w tym przypadku procesory typu 486. Znowu pewnie Czytelnicy żachną się - jakże to, przecież nikt już nie używa takich staroci. A jednak zimna kalkulacja wykazuje, że najnowsze produkty nigdy nie są całkiem pewne. Tylko czas pozwala sprawdzić wszystkie szczegóły. A czas to pieniądz, którego rządowa agencja nie ma zbyt wiele. Podobnie jak pewne siostry zakonne, które prowadzą księgowość na pierwszym modelu Macintosha z procesorem Power PC. Taki Power Mac miał zegar 60 MHz, 16 MB RAM i dysk 250 MB. W kontekście dzisiejszych modeli konsumenckich wszystko z grubsza o rząd wielkości mniejsze niż minimalna konfiguracja dostępna w sklepie. Pozostaje jednak zasadnicza różnica: cena. Szczególnie w Polsce, gdzie zapobiegliwe państwo łupie dodatkowy 22-proc. podatek VAT.

Dowiedziałem się o tym wszystkim od pana Michała, który zadał mi kilka pytań na temat napraw starych komputerów. Odpowiedziałem naiwnie, że lepiej kupować nowe. Jednakże opis przedsięwzięcia uświadomił mi, że nie zawsze. Mój korespondent prowadzi nie rejestrowaną działalność, w dodatku nie cląc komputerów, sprowadzanych z zagranicy w cenie złomu, a nawet za darmo, bo w wielu miejscach trzeba płacić za usunięcie starego sprzętu (ołów w szkle monitorów). Polskie urzędy celne są litościwe albo nie mają pojęcia, jak może wyglądać nowoczesny komputer (iMac to śmieszny monitor, 100 zł cła).

Myślę, że prywatny import taniego sprzętu komputerowego może odegrać podobną rolę do tej, jaka przypadła używanym samochodom z Niemiec na początku lat 90. Dlaczego np. akcja fundowania komputerów dla szkół nie miałaby opierać się na starym sprzęcie? Przecież nasze banki i biura też co pewien czas muszą pozbyć się starych choć jeszcze sprawnych maszyn. Mam nadzieję, że pan Michał rozszerzy swoją działalność, a państwo nie będzie mu w tym przeszkadzało!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200