Domowy hotline

W pewną sobotę zadzwonił do mnie znajomy - użytkownik zaawansowany komputerów osobistych, lecz nie informatyk. Miał problem. Otóż zainstalował nową wersję popularnego systemu operacyjnego i drukarka atramentowa (także popularnej odmiany) odmówiła drukowania polskich liter z ogonkami.

W pewną sobotę zadzwonił do mnie znajomy - użytkownik zaawansowany komputerów osobistych, lecz nie informatyk. Miał problem. Otóż zainstalował nową wersję popularnego systemu operacyjnego i drukarka atramentowa (także popularnej odmiany) odmówiła drukowania polskich liter z ogonkami.

Znajomym nie odmawiam, więc sprawę załatwiliśmy telefonicznie w ciągu dziesięciu minut. Gdy upewniłem się, że wadliwie działający sterownik pochodzi od producenta drukarki, poradziłem zainstalowanie sterownika dostarczonego przez producenta systemu operacyjnego. Metoda poskutkowała.

Mój znajomy przyznał się, że z problemem borykał się cały tydzień, korzystając nawet z porad innego kolegi informatyka - jak widać bez pozytywnych rezultatów. Nie chcę przez to dawać do zrozumienia, iż wszystkie rozumy posiadłem i wszelkie sprawy niemożliwe załatwiam od ręki. Z podobnymi problemami zetknąłem się niedawno osobiście, więc poznałem metody ich rozwiązywania. Po prostu czysty przypadek.

Za koleżeńskie przysługi wynagrodzenia nie pobieram. Powód do myślenia dała mi kwestia ogólna. Użytkownik tracąc tak wiele czasu na rozwiązanie błahego w końcu problemu, traci także pieniądze. Często użytkownicy systemów komputerowych skarżą się na zbyt wygórowane ceny serwisu. Na przykład jedna z firm informatycznych za każdą rozpoczętą godzinę pracy systemowca kasuje 120 zł plus dojazd. Czy to dużo? Myślę, że nie. Zawsze na drugiej szali rachunku kosztów należy bowiem położyć potencjalne straty mogące wyniknąć z prób rozwiązania problemu własnymi siłami użytkowników, bez żadnych gwarancji powodzenia. Specjalistom płacimy bowiem za to, że wiedzą i działają sprawnie.

Z drugiej strony zrobił się niezły galimatias z tym całym oprogramowaniem. Napotykam coraz więcej przypadków, że coś do czegoś nie pasuje w całej układance - sterowniki urządzeń dostarczane wraz ze sprzętem okazują się nieaktualne (zwłaszcza kart sieciowych i drukarek) i najlepiej byłoby je zaimportować z internetowego supportu producenta.

Oglądając zagraniczne stacje telewizyjne, zaobserwowałem reklamę nowego modelu Macintosha, przedstawiającą niezwykle prostą procedurę jego instalacji: "krok 1 - podłączamy zasilanie, krok 2 - podłączamy wtyczkę RJ, krok 3 - ... nie ma kroku trzeciego". W komputerach u nas używanych dopiero od tego momentu zaczynają się kłopoty. Należałoby jednak zauważyć, że Macintosh jest produktem gotowym i ma zainstalowane fabrycznie co trzeba. W stosowanych u nas komputerach personalnych każdy coś dłubie, konfiguruje - stąd też i kłopoty.

Komputer osobisty powinien być jak telewizor: włączamy i gra. Myślę, że w kategorii PC kompaktowych Macintosh wysunął się mocno do przodu. A przy tym jest taki ładny i futurystyczny. Wreszcie pojawił się sprzęt, na który miło popatrzeć.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200