Jak u ginekologa

Wreszcie, wydaje mi się, zrozumiałem, dlaczego kobiety nie cierpią wizyt u ginekologa. Nie, żebym przekonał się o tym osobiście, bo do ginekologa nie chadzam. Albo sprecyzuję inaczej - chodzę do takowego, ale nie w celu badań, lecz towarzysko, bowiem mój brat wykonuje tę profesję i trudno się od niego odciąć tylko z tego powodu.

Wreszcie, wydaje mi się, zrozumiałem, dlaczego kobiety nie cierpią wizyt u ginekologa. Nie, żebym przekonał się o tym osobiście, bo do ginekologa nie chadzam. Albo sprecyzuję inaczej - chodzę do takowego, ale nie w celu badań, lecz towarzysko, bowiem mój brat wykonuje tę profesję i trudno się od niego odciąć tylko z tego powodu.

Kobiety natomiast, udając się do lekarza tej specjalności, przechodzą katusze przede wszystkim psychiczne. Przynajmniej znane mi niewiasty tak to relacjonują. W chwili obecnej mogę już zjednoczyć się z nimi, przez analogię jedynie i współczuć, gdyż sam z nieprzymuszonej woli poddałem się zabiegowi indagacji osobowości, czyli ginekologii umysłu. Trafiłem bowiem do agencji doradztwa personalnego.

Coś mi strzeliło do łba, aby posłać swoje CV do łowców głów i stało się - zostałem zaproszony na rozmowę. Więcej takiego błędu nie popełnię - jedno tego typu doświadczenie życiowe w zupełności mi wystarczy. Nie chciałem przez to dawać do zrozumienia, że generalnie instytucje specjalizujące się w doborze kadry są chybionym pomysłem. Trudno mi się wypowiadać w kwestii odczuć innych kandydatów do pracy, wszak każdy ma odmienną konstrukcję psychiki. We mnie jednak wzbudziło to uczucia co najmniej ambiwalentne. Może dlatego że nie mam aż na tyle silnej motywacji, aby koniecznie i wszelkim kosztem znaleźć pracę ciekawszą lub lepiej płatną, dając się po drodze wypatroszyć z tajemnic swej osobowości.

A teraz pokrótce, na co trzeba być przygotowanym. Zaczyna się od ble, ble, ble - czyli stworzenia nastroju, przedstawienia oferty. Potem lecą testy. Długopisu nie trzeba mieć, bo firma dysponuje własnym. Natomiast należy zaopatrzyć się w okulary, jeżeli ktoś używa i nie chce, aby odpowiedzi w teście były całkiem przypadkowe. Doradztwo nie ma na wyposażeniu uniwersalnego zestawu optycznego. Testy są, jakie są - te same pytania w różnych kontekstach i formach, aby wyłapać chwiejnych lub upiększających swe cechy (oj nieładnie, nieładnie!). Później przychodzi jedna pani i wypytuje, co robisz w domu, w pracy, czy jesteś wrażliwy na krzywdę zwierzątek i tak dalej. Następnie przychodzi inna pani i pyta podobnie, ale inaczej - szybciej, natarczywiej i łapie za słowa. A ponadto chce wiedzieć, co byś zrobił, gdyby... Na koniec każe opowiedzieć sobie dowcip. Dobrze, że krąży ich tyle o blondynkach. Są krótkie i treściwe, łatwo więc spamiętać. Szkoda tylko, że ta pani też akurat jest blondynką, chociaż poprzedniczka - jak na złość - była brunetką.

Mam wrażenie, że nabór na niektóre kluczowe stanowiska w ważniejszych instytuc-jach państwowych odbywał się przy udziale specjalizowanych firm doradczych. Sądząc po kawałach, jakie robią nam wysocy urzędnicy, ten fragment testu kwalifikacyjnego przeszli bez najmniejszych problemów.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200