Brzydka komunikacja, piękne porozumienie się

W szkole podstawowej mieliśmy kolegę, który zakochał się w jednej z koleżanek. Choć on i ona mieli po 12, może 13 lat, dla niego na niej kończył się język polski, prace ręczne, śpiew czy czego nas tam wtedy uczyli. Kończył i zaczynał.

W szkole podstawowej mieliśmy kolegę, który zakochał się w jednej z koleżanek. Choć on i ona mieli po 12, może 13 lat, dla niego na niej kończył się język polski, prace ręczne, śpiew czy czego nas tam wtedy uczyli. Kończył i zaczynał.

Prowadzał ją swym wzrokiem podczas przerw po zimnych, szkolnych korytarzach, zaciskał pięści, gdy inni koledzy uganiali się za nią, aby pociągnąć za warkocz, wpatrywał bez zmrużenia oka na zawsze za długiej matematyce. Choć wszyscy wiedzieliśmy, że Jacek poszedłby za Grażyną, jak to mówimy my dorośli, na koniec świata, ona nic o jego miłości nie wiedziała. Tak to chyba trwało do siódmej czy nawet początków ósmej klasy, a on ciągle miał to samo zajęcie na matematyce, a ona bez wzruszenia przyjmowała jego propozycje (to słowo niewłaściwie tutaj brzmi) pomocy w rozwiązywaniu zadań z tejże matematyki. On był z niej dobry, jej do gustu przypadł bardziej język polski. Być może powodem były coraz poważniejsze lektury, którymi męczyła nas pani od polskiego, w każdym razie ona zaczęła coś w tej sytuacji widzieć niepospolitego.

Pewnego popołudnia spotkaliśmy się większą grupą na rowerach. Jakoś na rowerach nie jeździliśmy, stojąc w kręgu i rozmawiając, ale za nic w świecie nie pamiętam o czym. Pamiętam jednak - było już ciemno i najprawdopodobniej wybieraliśmy się do domów - jak ona powiedziała: "Jacek, przejedziesz się ze mną?". Gdy wspominam tę sytuację, nie mogę jeszcze dziś się nadziwić, że zakończyła się w sposób najmniej z prawdopodobnych. Jacek bez chwili namysłu odpowiedział: "Jestem zajęty" i wsiadł na rower. Następnego dnia przypuszczam znów patrzył na nią na matematyce, a ona czekała na lekcję z polskiego.

W szkole średniej na lekcji polskiego siedziałem w pierwszej ławce, taka spotkała mnie kara. Nie było w tym nic strasznego, poza brakiem odpowiedniej perspektywy do tablicy i pani profesor, za którą biegałem oczyma, jakby siedząc w kinie w pierwszym rzędzie, bo lubiła spacerować od drzwi do okna. Było to też o tyle męczące, że na innych lekcjach siadywałem wyłącznie w ostatniej ławce (ile to książek przeczytałem na przysposobieniu obronnym, rosyjskim i nie tylko). Było męczące, bo sprawiać musiałem wrażenie, że uważam, a na polskim wszystko co było, było znane. Siedziałem na tym polskim w ławce ze Staszkiem, o którym pani profesor powiedziała, chyba gdzieś w okolicy trzeciej klasy, powiedziała po nazwisku, a ja zacytuję z imieniem: "Staszek, ty jesteś poeta, tylko głowa i d... nie ta". Było to zaskakujące w ustach tej pani profesor, bo była to wspaniała i mądra pani profesor, ale nerwy widać puszczają i takim osobom. Określenie to nie przeszkadzało jednak mojej koleżance Małgosi, która siedziała na polskim za naszymi plecami i która kochała się w Staszku. Kochała się tak, że Staszek chyba rzeczywiście był poetą, ponieważ, gdy na jedną z lekcji polskiego, ku naszej nie ukrywanej radości pani profesor od polskiego spóźniała się, siedzieliśmy i żartowaliśmy. Małgosia wprost zwracała się do Staszka (nie wiem tylko dlaczego wywoływało to w nas śmiech), aby ten poszedł z nią do kina, do teatru, na spacer nad morze. Staszek zimny jak kamień był, aż wreszcie ona powiedziała: "Oddam ci się, jeśli obiecasz mi, że się ze mną ożenisz". Wybuchnęliśmy jeszcze większym śmiechem (i strach pomyśleć, co by było, gdyby on wtedy nie był tym poetą).

Przywołuję te dwie dramatyczne w gruncie rzeczy sytuacje dla zobrazowania problemów porozumienia. Dla zobrazowania ich wagi i choć dotyczą sfer życia prywatnego, mam nadzieję, że ujawniają, jakie znaczenie ma ta pospolita, wydaje się, umiejętność również w naszym życiu zawodowym. Umiejętność, posiłkując się świętą trójcą psychologii arystotelesowskiej, porozumiewania się jednocześnie przez reakcje wolitywne, uczuciowe i rozumowe. Że żadnej z nich nie możemy pominąć. W żadnej nie popełnić błędu. Żadnej nie zaniedbać. Żadnej nie postawić za wysoko nad innymi. A jest to chyba szczególnie ważne dziś, gdy taką karierę robi słowo komunikacja, brzydkie słowo komunikacja.

Dla pełnego obrazu dwóch opisanych sytuacji dodam, że obie pary stanowią dziś małżeństwa. Jak długotrwałą i ciężką pracą może być porozumienie się. Pomyślałby ktoś?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200