Miara reform udanych i nieudanych

Liczba udanych projektów informatycznych w gospodarce i administracji jest - być może - najlepszym miernikiem efektywności, podjętych w ciągu ostatnich 10 lat, zmian ustrojowych i reform ekonomicznych oraz wzrostu kultury politycznej.

Liczba udanych projektów informatycznych w gospodarce i administracji jest - być może - najlepszym miernikiem efektywności, podjętych w ciągu ostatnich 10 lat, zmian ustrojowych i reform ekonomicznych oraz wzrostu kultury politycznej.

Jest to cokolwiek przewrotne twierdzenie, ponieważ w publicznych rozmowach o skuteczności reform przeprowadzanych w ciągu ostatnich 10 lat zwykle nie wspomina się o informatyzacji. W przekonaniu większości, zastosowania informatyki są przede wszystkim pochodną rozwoju tej technologii i ekspansywności pasjonatów tej dziedziny, a w znacznie mniejszym stopniu wynikają z przemian w gospodarce czy w życiu społecznym. Tymczasem jest na odwrót - technologia i pasja zawodowa mają mniejsze znaczenie. Przy realizacji projektów informatycznych - lub w ich braku - w firmach i urzędach widoczna jest przede wszystkim jakość porządku organizacyjnego i przygotowanie do efektywnego działania w warunkach konkurencji i na rzecz obywateli. Jak w soczewce skupiają się wszystkie wady i zalety różnych form prywatyzacji, sposobów wejś-cia kapitału zagranicznego, różnych aspektów polityki przemysłowej, jak na dłoni widać stopień profesjonalizmu menedżerów i poziom etyczny wszystkich uczestników przedsięwzięć w gospodarce i administracji. Informatyzacja to papierek lakmusowy naszych osiągnięć w dziedzinie racjonalnego gospodarowania i administrowania. Jest możliwa dopiero wtedy, gdy sprawy podstawowe są uporządkowane.

Pańskie oko

Firmy informatyczne podkreślają, że najlepszym odbiorcą ich produktów są przede wszystkim te przedsiębiorstwa, które mają jasno i wyraźnie określonego właściciela. On bowiem dba o to, aby firma przynosiła zyski, inwestuje więc w odpowiednie narzędzia, zwiększające efektywność i trafność gospodarowania. Można zatem sądzić, że rozwój zastosowań informatyki jest wprost proporcjonalny do postępów prywatyzacji czy - szerzej - zwiększania udziału prywatnej własności w gospodarce. Czy jednak, obserwując dokonania informatyzacji w minionym dziesięcioleciu, można powiedzieć, że mechanizm ten w każdej formie działa bez zarzutu? Otóż, nie. Oczekiwane rezultaty przyniosła tylko prywatyzacja spełniająca dwa inne warunki: po pierwsze, właściciel wiązał z przedsiębiorstwem długoterminowe plany i chciał rozwijać je, po drugie, przedsiębiorstwo od razu weszło do gry rynkowej bez żadnej taryfy ulgowej. Wiele firm, np. wprowadzonych na rynek w ramach NFI, stało się jedynie doraźną inwestycją, przeznaczoną do szybkiej sprzedaży po osiągnięciu pierwszych spektakularnych zysków, ale bez zbudowania podstaw do odnoszenia sukcesów w dłuższej perspektywie. Tam informatyka tylko śladowo wspomaga biznes. Niektóre przedsiębiorstwa zyskały zagranicznego właś-ciciela, którego główną intencją było wejście na polski rynek po uprzednim wyeliminowaniu rodzimej konkurencji, czyli wykupieniu jej. Tutaj też porządnych rozwiązań informatycznych nie uświadczysz. Jeszcze inne firmy zdominowała gra polityczna, co spowodowało ogromną zmienność składu zarządów i rad nadzorczych. Nie należy tam oczekiwać długoterminowych strategii, a co za tym idzie planów informatyzacji. Najlepszym właścicielem okazał się kapitał zagraniczny, zdecydowany rozwijać biznes na bazie zakupionych w Polsce przedsiębiorstw bądź nowo budowanych, oraz w kilku przypadkach rodzimy kapitał prywatny. Są też przykłady dobrze funkcjonujących zakładów państwowych, w których rolę zwykle przypisywaną właścicielowi pełni mądry, kompetentny i uczciwy zarząd.

Konieczny jest również warunek uczestniczenia w grze rynkowej. Jest bowiem spora grupa przedsiębiorstw wydzielonych prawnie z wielkich podmiotów gospodarczych, które teoretycznie zyskały właściciela, samodzielność i możliwość konkurowania na rynku. Jednak większość z nich - ze względu na dawne powiązania personalne i biznesowe - żeruje na poprzedniej firmie zamiast szukać nowych klientów. Ta wygodna sytuacja nie wymusza na nich ani unowocześnień, ani uczenia się zachowań rynkowych, ani profesjonalizmu. Tam też nie ma poważnej informatyzacji.

W administracji rolę naturalną dla właściciela w gospodarce powinien odgrywać demokratycznie wybrany organ samorządowy, a zamiast mechanizmu rynkowego obowiązywać zasada odpowiedzialności politycznej. Niestety, mimo formalnie przeprowadzonych wielu reform w administracji i sferze użyteczności publicznej, zabrakło kultury politycznej, a może zwyczajnej uczciwości decydentów, aby budować te struktury dla dobra wspólnego, a nie partykularnego. Prywata centralnych i lokalnych polityków odbiła się na zdolności tych urzędów i instytucji do wywiązywania się z zobowiązań wobec obywateli i państwa. To przede wszystkim ich brak troski o dobro wspólne i nadmierna troska o własne dobra spowodowały, że i małe, i największe projekty informatyczne w tej dziedzinie przebiegają w atmosferze skandalu, a przynajmniej chaosu. Administracja - znacznie bardziej niż gospodarka - narażona jest na upolitycznienie, czyli na pozbawienie podstaw merytorycznych jej decyzji. Tutaj "pańskie oko" odegrało wybitnie negatywną rolę. Oznacza to tylko tyle, że dysponentem władzy w Polsce nie jest jeszcze społeczeństwo, lecz mało zależne od niego, kierujące się własnymi interesami, elity polityczne. Można zaryzykować stwierdzenie, że stan informatyzacji największych instytucji, informatyzacji wręcz koniecznych do funkcjonowania państwa, odzwierciedla "osiągnięcia" kultury politycznej w Polsce. Nie chcę powiedzieć, że stan demokracji - choć może należałoby właśnie tak to ująć.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200