Wieści z terenu

Dopóki sami nie zaznamy zjawiska, dopóty nie będziemy mogli w pełni docenić jego wagi. Według tejże zasady, różnią się znaczeniowo pojęcia wiedzieć i potrafić. I tak: student ma umieć wszystko, magister znać rozdziały książek, z których przepytuje, doktor powinien wiedzieć, w jakich książkach szukać, a profesor musi wiedzieć, gdzie jest doktor. Albo inaczej: profesor informatyki wie jak skonstruowany jest program i może pięknie o tym opowiedzieć, natomiast projektant-programista potrafi taki program stworzyć. Wracajmy jednak do realiów.

Poród

Dopóki sami nie zaznamy zjawiska, dopóty nie będziemy mogli w pełni docenić jego wagi. Według tejże zasady, różnią się znaczeniowo pojęcia wiedzieć i potrafić. I tak: student ma umieć wszystko, magister znać rozdziały książek, z których przepytuje, doktor powinien wiedzieć, w jakich książkach szukać, a profesor musi wiedzieć, gdzie jest doktor. Albo inaczej: profesor informatyki wie jak skonstruowany jest program i może pięknie o tym opowiedzieć, natomiast projektant-programista potrafi taki program stworzyć. Wracajmy jednak do realiów.

Lokalnemu Informatykowi przyszło zapoznać się ze zjawiskiem porodu, a konkretniej z bólem mu towarzyszącym. Nie dlatego że zaszedł w ciążę. Nawet płci nie zmienił. Podczas gdy większość normalnych ludzi przygotowywała się do spędzania wakacji, ten spędzał czas na spędzaniu kamieni nerkowych. Obiegowo procedura ta nazywa się rodzeniem. Czasami udaje się bez cięcia cesarskiego (przepraszam, operacyjnego). Skutkiem swej dolegliwości Lokalny pozostawał na zwolnieniu lekarskim, zażywał stosowne mikstury zarówno tradycyjne, jak i polecane przez medycynę Wschodu. Skurcze łapały go od czasu do czasu, ale poród nie następował, cała więc akcja rozciągnęła się na kilka tygodni. I jak zwykle w życiu, tak i tym razem okazało się, że Lokalny jest w pracy niezastąpiony.

Gdy tylko zaprzestał się w niej pokazywać, od razu pojawiły się nie cierpiące zwłoki problemy. Użytkownicy bez jakiejkolwiek żenady wydzwaniali do domu, nie zważając na słabość komputerowca. Problemy w rzeczy samej były marnej klasy, ale zważywszy na fakt, że Lokalny jest jedynym informatykiem w firmie, były tragiczne dla użytkowników. Część z nich rozwiązał Serwisowy poinstruowany zdalnie. Reszta wymagała osobistej interwencji. Okres cierpliwego oczekiwania na poród przerwał telefon Szefa: "Słyszałeś już zapewne, że mamy awarię komputerów w dziale". Lokalny mniemał, że domyśla się o co chodzi. Wspominał mu już o tym telefonicznie kilka dni wcześniej Serwisowy, a chodziło o to, że program zaczął drukować w innych miejscach na formularzach. Nie dlatego że program się zmienił, lecz formularze były z innej dostawy, więc jak zwykle bywa z drukarniami - kilka milimetrów w tę, czy w tamtą - jeden kit. Dla drukarni może tak, ale nie dla odbiorców. Serwisowy próbował tłumaczyć kierowniczce działu, że to nie awaria, tylko inny format szablonu i nic nie jest w stanie pomóc. Wymagana jest interwencja Lokalnego w oprogramowaniu. Ewentualnie mogą trochę przyciąć formularze, to i margines się zmieni. Kierowniczka patrzyła na niego, jakby herezje jakieś wygłaszał i obrazić ją chciał. Generalne zdumienie użytkowników budził jednak fakt, że komputer nie potrafi sam domyśleć się i rozplanować nadruku. Cała ta sytuacja na tyle podniosła Lokalnemu poziom adrenaliny, że wreszcie pozbył się nieszczęsnego kamienia. Mimo wszystko ból rodzenia jest nieporównywalnie większy od bólu towarzyszącego prowadzeniu informatyki w firmie.

Największy jednak ból sprawiło Lokalnemu niezrozumienie zasad informatyki przez użytkowników oraz bezwzględność w nękaniu chorego pracownika. Wyobraził sobie też, jak leży w trumnie i podczas mszy żałobnej wpada Szef oznajmiając: "Wydruki są niepoprawne! Zrób coś z tym!". Czyżby metoda na zmartwychwstanie?

Piotr Schmidt

(agent zakładowy)

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200