Informatyka, tyka, tyka

Tak się składa, że felieton ten ukaże się na łamach CW w dniu moich 47 urodzin i jest 199, napisanym przez ostatnie pięć lat. Odkładając świętowanie okrągłej liczny do następnego numeru, pozwalam sobie zabrać głos jako jubilat.

Tak się składa, że felieton ten ukaże się na łamach CW w dniu moich 47 urodzin i jest 199, napisanym przez ostatnie pięć lat. Odkładając świętowanie okrągłej liczny do następnego numeru, pozwalam sobie zabrać głos jako jubilat.

Otóż swego czasu napisałem (felieton Obiadek u mamusi), że słowo "informatyk" jest nieprecyzyjne, bo nie bardzo wiadomo, kto zacz. Podałem przykłady trzech osób, które mogłyby używać takiego tytułu, każdą, robiącą zupełnie coś innego. Zaproponowałem nazwy ich zawodów. Nieco wcześniej (felieton Pokochać dziwkę) pozwoliłem był sobie na śmiałe, choć - jak mi się wydawało - dobrze uzasadnione porównanie informatyka praktycznego do najstarszego zawodu świata. W obu przypadkach dostało mi się po uszach nie tylko na łamach naszej gazety, lecz także innych.

Smutek ogarnia, kiedy odrzucam argumenty ad personam i usiłuję wycisnąć z wypowiedzi moich adwersarzy, co też właściwie myślą oni na temat. Jest to zresztą postawa coraz bardziej popularna nie tylko w gazetopisarstwie, lecz także w polityce i w kontaktach towarzyskich. Zamiast powiedzieć lub napisać zdanie oznajmujące nt. stanowiska w danej sprawie, coraz częściej lub nawet wyłącznie otrzymujemy inwektywy, niedopowiedzenia, insynuacje lub przypuszczenia. Aby nie być gołosłownym, pozwolę sobie zacytować zdanie z listu Wacława Iszkowskiego do Gazety Wyborczej: "Nie wiem też, dlaczego Jakub Tatarkiewicz tak wytyka Francuzom ich «ordinateur», gdyż to zapewne dzięki im mamy słowo «informatyka», którego nam tak zazdroszczą Amerykanie, mający tylko «information technology» oraz «computer science»". Dobrze łączy się ono z tezą Piotra Kowalskiego (CW 17/99 Po obiadku): "Nawiązując do propozycji zaprzestania używania słowa «informatyk» i pokrewnych, uważam, że rzecz nie w nazwie, a w postrzeganiu jego roli" bez podania, o jaką rolę chodzi, oraz z wypowiedzią zawodowej prostytutki na mój temat, cytowaną przez samego Naczelnego (CW 16/99): "Ten pan poza komputerami chyba niczego innego nie widzi".

A przecież problem istnieje, choćbyśmy nie wiem jak zaplątywali go w rozważania geopolityczne, językoznawcze, semantyczne i filozoficzne. Problem nie w tym, kto czytał jakiego Tatarkiewicza i dlaczego coś wytyka, nazywa lub widzi, lecz w tym, co naprawdę sądzimy. Daleki jestem od przyjmowania definitywnej postawy w stylu "To ja decyduję, kto jest informatykiem", bo zawsze będzie się ona kojarzyć z sentencją o sięganiu po pistolet na dźwięk słowa "kultura".

Papier jest cierpliwy, można napisać każdą rzecz, nawet takie brednie jak wypowiedź Czesława Miłosza w Rzeczpospolitej 38/98 o podwójnym nazwisku mego Dziadka. Czytelnicy i tak nie pamiętają, o co chodzi, bo nikomu nie chce się zaglądać do starych numerów gazety, o ile w ogóle ktoś je przechowuje. Z natury swojej czytanie jest czynnością bierną i niewielu czytających sięga po pióro albo komputer, aby podzielić się spostrzeżeniami. Tylko czasami, przy innych okazjach okazuje się, co ludzie myślą. Pozwolę sobie zacytować post scriptum z listu Czytelnika C. M. K. (imię, nazwisko oraz adres poczty elektronicznej znane autorowi): "Dyskusję o polskim języku komputerowym uważam za zbyteczną, bo nie ma ona większego znaczenia. Albo ktoś używa - we własnym zakresie - logicznie ustalonych terminów, albo ich nie stosuje. Samo życie dyktuje przecież pewne rozwiązania". Nic dodać, nic ująć. Proszę więc miłych Czytelników, aby obserwowali, kto i gdzie używa słowa "informatyka".

Ja przestaję.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200