Wampir na SR-a

Trudy braci informatycznej nie tylko w kontekście kontaktów z użytkownikami i prowadzenia projektów się przejawiają. Doskwierają im w dzień roboczy dziesiątki mniejszych i większych problemów, potrafiących niejednego do szewskiej pasji doprowadzić.

Trudy braci informatycznej nie tylko w kontekście kontaktów z użytkownikami i prowadzenia projektów się przejawiają. Doskwierają im w dzień roboczy dziesiątki mniejszych i większych problemów, potrafiących niejednego do szewskiej pasji doprowadzić.

Ogólnie robota w informatyce nie dość, że niewdzięczna jest, to jeszcze na dodatek żmudna, a czasami wręcz nudna. Oczywiście, nie mam na myśli Twórców Projektów i Innych Specjalistów w zakresie rozwiązań autorskich i nietypowych. Nuda bije na odległość od stanowiska informatyka zakładowego, który wkoło Macieju wykonuje te same procedury funkcjonalne, wykazujące mułowatą zmienność w czasie. Modli się taki o choćby drobny objaw nietypowości, aby mógł wreszcie inwencją błysnąć i wykazać się nieco większymi umiejętnościami niż instalowanie pięćdziesiątej stacji roboczej. Niestety, los taki przypadł w udziale tej grupie zawodowej.

Czasami zdarzają się - mimo wszystko - rarytasy nie do pogardzenia. Ot, choćby analiza znaczenia dwudziestego czwartego bitu w drukarce - problem może niezbyt rozległy, nie rokujący zbytnich nadziei na błyskotliwą karierę, ale zawsze - na bezrybiu i rak ryba. Nie wyobrażam sobie jednak, aby jednowymiarowa wyobraźnia informatyka zakładowego (sam nim jestem, więc nie mówcie, że nie) nasunęła mu samodzielnie koncepcję analityczną o tak wyrafinowanym charakterze. To życie każe mu zastanawiać się nad podobnymi bezsensami, a nawet bardziej niż życie zmuszają go do tego przełożeni, dający jednoznacznie do zrozumienia, że ma działać i już. Tak więc nieszczęśnik, chcąc ratować własną skórę, musi zagłębiać się w bity, bez względu na własne wyobrażenia o naukowości zagadnienia. Jak widać życie kadry uczestniczącej w eksploatacji do malowniczych nie należy.

A i mnie zdarzył się ostatnio "rarytas naukowy". Musiałem zainstalować poprawkę Service Release 2 (SR 2b) do pakietu Office, bo - jak badania "naukowe" wykazały - miałem wszędzie wersję SR 1, która dla zgodności z rokiem 2000 powinna być wymieniona. Nigdzie tego SR-a nie mogłem znaleźć z wyjątkiem witryny Microsoftu. Ludzie, co tam się dzieje! Dopchać się nie sposób. Szynkę w czasach kartkowych łatwiej było dostać niż ściągnąć te drobne 20 MB z sieci. Po kilku dniach prób i przerwanych transferów zastosowałem mało naukowy, aczkolwiek bardzo praktyczny, sposób zapobiegawczy w postaci programu typu wampir (Net Vampire 3.3). Pod koniec dniówki miałem już 8% kodu na dysku i byłbym zostawił transmisję samą sobie, ale wyłączyli prąd w budynku.

A nie mówiłem, że robota w eksploatacji jest do niczego? Niemniej myślę, że prąd kiedyś przecież włączą i ruszy ponownie wampir na SR-a. Usuwanie każdej awarii - energetycznej, komputerowej czy wreszcie kanalizacyjnej - musi dać zawsze pozytywny rezultat. Toż to nie jest praca naukowo-badawcza.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200