Sen o banku

Znowu miałem sen i był to sen o banku. I to nie o jednym zresztą. Banki, tak między nami, mają bardzo oryginalne pomysły. Niewiele można zrobić, by ich pośrednictwo i im przynosiło korzyści, i klientom nie szkodziło. Ale wróćmy do snu. Ministerstwo Skarbu Państwa sprawiło nam miłą niespodziankę. Oto z okazji uwłaszczenia każdy obywatel może stać się współwłaścicielem najpotężniejszej części majątku narodowego Polskiego Koncernu Naftowego. Wystarczy wnieść opłatę równą wartości akcji, jakie chciałoby się przejąć na własność zgodnie z procedurą przydziału.

Znowu miałem sen i był to sen o banku. I to nie o jednym zresztą. Banki, tak między nami, mają bardzo oryginalne pomysły. Niewiele można zrobić, by ich pośrednictwo i im przynosiło korzyści, i klientom nie szkodziło. Ale wróćmy do snu. Ministerstwo Skarbu Państwa sprawiło nam miłą niespodziankę. Oto z okazji uwłaszczenia każdy obywatel może stać się współwłaścicielem najpotężniejszej części majątku narodowego Polskiego Koncernu Naftowego. Wystarczy wnieść opłatę równą wartości akcji, jakie chciałoby się przejąć na własność zgodnie z procedurą przydziału.

Trzeba zatem wstać nieco wcześniej, wstąpić do swojego banku, podjąć oszczędności i podjechać do drugiego banku, który ma akcje, które chce się kupić. W banku, w którym mam pieniądze, są jeszcze inni klienci, którymi bank bardzo się przejmuje. Czeka na nich od białego rana i zaraz się nimi zajmuje. Daje im żetony, aż wreszcie po godzinie, wyświetlając ich numery, wskaże kolejność. Wtedy klient szczęśliwiec stanie przed kasą i już po trzech kwadransach otrzyma swoje pieniądze. To nadzwyczajny splot okoliczności. Dziękuję, mój banku, za taką troskliwość i dbałość o mój dobytek i mój prywatny czas.

Mając w końcu w kieszeni potrzebne dudki i stojąc w korku w pobliżu drugiego (tego z akcjami) banku, wiedziałem, że zdążę. I zdążyłem. W drugim banku bez niepotrzebnych ceregieli udało się dudki wpłacić na konto i stanąć w wirtualnej kolejce po akcje. Nie zajęło to w ogóle czasu. Czy to jest sprawiedliwe? Żeby wziąć z konta własne pieniądze, trzeba wystać w kolejce trzy kwadranse, a żeby wpłacić, wystarczą raptem dwie minuty? Można zrozumieć, dlaczego banki mają nadpłynność. Łatwo, zbyt łatwo przyjmują od klientów pieniądze i zbyt długo im je wypłacają.

A może banki zupełnie bezmyślnie stworzyły system, który sprzyja nadpłynności i nieróbstwu własnego personelu. Nie sprzyja on w takim samym stopniu wygodzie i korzyściom klientów, którzy postanowili w nim przechować swoje (często skromne) zasoby finansowe. To nieprzyzwoite, żeby banki ustalały wysokie opłaty za wykonanie prostych operacji finansowych i jeszcze wysługiwały się swoimi klientami w dokonywaniu transferu środków pieniężnych. Jeżeli bank potrzebuje udziału klienta jako pośrednika w przekazywaniu gotówki, to nie wiem, czy trafnie mówimy o banku. To raczej urząd regulowania płatności zgodnie z ustalonymi zasadami "nibybankowymi". Czasami, stojąc w kolejce obok dziewczyny wyjmującej z torebki plik 50, 100, 120 tys. zł, zastanawiam się, gdzie, do jasnej cholery, są u nas instytucje finansowe? Jakim cudem bez żadnych skutków tak często zdarzają się u nas napady na transporty pieniędzy? Po prostu dlatego że są takie transporty. A dlaczego są? Bo nie ma standardów. Dziesiątki firm posługują się gotówką, jakby to był jedyny środek płatniczy w cywilizowanym państwie środka Europy. Więc co robić?

Znów pozostaje marzyć i wierzyć, że kiedyś i u nas będzie inaczej. Każdy będzie mądrze pieniądze przechowywać w miejscu bezpiecznym (w banku), gdzie fachowiec zaproponuje mu ich użycie do korzystnego zamierzenia. Trzymając swoje pieniądze w banku, będę mógł posługiwać się nimi bez każdorazowego przenoszenia ich w razie potrzeby z miejsca na miejsce.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200