Egzamin z komunikacji

Prowadziłem niedawno wykład dla uczestników Bardzo Prestiżowej Konferencji. Trema zżerała mnie już około dwóch tygodni wcześniej. Nie potrafię ocenić, czy wykład był dobry; dla mnie wielkim sukcesem jest już sam fakt, że stanąwszy przed uczestnikami, udało mi się wykrztusić choć słowo.

Prowadziłem niedawno wykład dla uczestników Bardzo Prestiżowej Konferencji. Trema zżerała mnie już około dwóch tygodni wcześniej. Nie potrafię ocenić, czy wykład był dobry; dla mnie wielkim sukcesem jest już sam fakt, że stanąwszy przed uczestnikami, udało mi się wykrztusić choć słowo.

Jednak prawdziwy egzamin z mówienia na temat informatyki przyszło mi zdawać kilka tygodni wcześniej. Tremy nie miałem żadnej, za to trudność była sporo większa. W dniu Wszystkich Świętych przy grobie mojego Dziadka spotkałem Jego brata. Ów bardzo leciwy jegomość wdał się ze mną w pogawędkę na tematy ogólnorodzinne. Przy okazji zapytał też o moją profesję. Odparłem zdawkowo "informatyk", ale niewiele mu to powiedziało, poprosił więc o obszerniejsze wyjaśnienie.

Zaznaczam, że Stryjek (bo tak mówi się o nim w rodzinie) jest obdarzony umysłem nie zmąconym sędziwym wiekiem, posiada już to, co potocznie nazywa się mądrością życiową, ale jest nie skażony kontaktami z nowoczesną technologią. Musiałem mu wyjaśnić, na czym polega inżynieria systemów informatycznych, specyfika pracy w firmie software'owej oraz jakie korzyści i wyrzeczenia są charakterystyczne dla mojej profesji. Przy tym, co oczywiste, nie mogłem nudzić, musiałem dostosować wypowiedź do możliwości odbioru przez rozmówcę i zamknąć w ramach formalnych, wymuszonych przez czas i miejsce. Przygotowanie i poprowadzenie wykładu na naukowej konferencji to rzecz trudna, ale chyba nie tak, jak egzamin, jaki niespodziewanie urządził mi Stryjek w dniu Wszystkich Świętych.

Myślę jednak, że wiele skorzystałem i skorzystałby każdy, kto musiałby stanąć przed takim wyzwaniem. W moim przekonaniu największym problemem informatyków nie jest technologia, a komunikacja. Komunikacja z innymi uczestnikami projektu informatycznego, ale także z ludźmi, którzy z informatyką stykają się tylko z użytkowego punktu widzenia. Informatycy widzą swoją dziedzinę najczęściej przez pryzmat szczegółów technicznych. Tymczasem one w ogóle nie interesują innych, chyba że są hobbystami.

Komunikację między informatykami a przedstawicielami innych profesji dodatkowo pogarsza fakt, że osoby nie zajmujące się komputerami mają kompleksy. Przytłoczeni nieistotnymi kwestiami o charakterze technicznym ("Reguły normalizacji modelu relacyjnego nie pozwalają na takie rozwiązanie") raczej zawstydzeni zasznurują buzię niż zadadzą rozsądne pytanie ("A co to są reguły normalizacji?" albo lepiej: "To może wasze reguły wyrzucić do kosza?"). Informatycy bezwzględnie, choć nie zawsze świadomie, wykorzystują swoją wiedzę do zdobycia przewagi w dyskusji. Korzyść, którą odnoszą, jest jednak pozorna. Zawstydzony rozmówca nie będzie w stanie wyartykułować swoich potrzeb, a w konsekwencji nie osiągną wspólnie zadowalającego rezultatu.

Widziałem kilka systemów, gdzie zespół informatyczny stworzył rozwiązanie bardzo zaawansowane, dopracowane i stabilne, tylko nijak się mające to potrzeb odbiorcy. A Computerworld prawie co tydzień publikuje historie, które dają dowód, że komunikacja między twórcami oprogramowania a jego odbiorcami jest newralgicznym czynnikiem powodzenia projektu informatycznego. Jeżeli więc ktoś z Państwa widzi, że w jego otoczeniu informatycy nie mogą się porozumieć z użytkownikami, to proponuję ich wysłać na egzamin. Proszę wziąć z ulicy pierwszego lepszego tzw. prostego człowieka i kazać informatykowi wyjaśnić mu, na czym polega jego profesja. Jeżeli w ciągu jakiegoś rozsądnego czasu ów człowiek niewiele zrozumie, to informatyka trzeba wysłać na resocjalizację w dziedzinie komunikacji.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200