Niezależni, nie zrzeszeni

Większość informatyków nie należy do żadnej organizacji zrzeszającej przedstawicieli tej grupy zawodowej. Nie czuje potrzeby takiej przynależności. Twierdzi, że na ich życie zawodowe działalność jakiejkolwiek istniejącej organizacji nie ma wpływu. Informatyk to z reguły obłożony pracą indywidualista, z niechęcią obserwujący postępującą biurokratyzację różnego rodzaju stowarzyszeń. Do wymiany doświadczeń wykorzystuje grupy dyskusyjne.

Większość informatyków nie należy do żadnej organizacji zrzeszającej przedstawicieli tej grupy zawodowej. Nie czuje potrzeby takiej przynależności. Twierdzi, że na ich życie zawodowe działalność jakiejkolwiek istniejącej organizacji nie ma wpływu. Informatyk to z reguły obłożony pracą indywidualista, z niechęcią obserwujący postępującą biurokratyzację różnego rodzaju stowarzyszeń. Do wymiany doświadczeń wykorzystuje grupy dyskusyjne.

Cele statutowe większości organizacji zrzeszających informatyków wyglądają podobnie. Podnoszenie kwalifikacji i poziomu wiedzy członków stowarzyszenia oraz całej grupy zawodowej. Upowszechnianie w społeczeństwie tematyki informatycznej. Umożliwienie wymiany informacji i doświadczeń w środowisku zawodowym. Budowanie prestiżu zawodu informatyka i wspieranie członków w ich karierze zawodowej. Reprezentowanie interesów ogółu specjalistów wobec władz polskich i stowarzyszeń zagranicznych. Promowanie norm, standardów, technologii. Pełnienie roli doradczej w odniesieniu do zrzeszonych członków i reprezentowanych przez nich firm, opiniowanie projektów informatycznych, doradzanie od strony prawnej, technicznej, organizacyjnej. Przedstawianie stanowiska informatyków w toczących się procedurach legislacyjnych. Ta lista jest bardzo długa i na pierwszy rzut oka wygląda doskonale. Cele są chwalebne, działalność wydaje się potrzebna. A jednak stowarzyszenia zrzeszające informatyków nie cieszą się szczególną popularnością i poważaniem w środowisku informatycznym. Dlaczego?

Wilczy kapitalizm

Wielu informatyków jest zdania, że branża, w której działają, jest zbyt konkurencyjna, by umożliwić wolną wymianę poglądów na forum stowarzyszenia. "Wiele osób wyraźnie sztywnieje, widząc na plakietce rozmówcy nazwę firmy konkurencyjnej. To nie sprzyja kształtowaniu się otwartych stosunków" - mówi prezes jednego z lokalnych towarzystw informatycznych. "Bardzo mile wspominam burzliwą działalność Polskiego Towarzystwa Informatycznego w latach 1984-85. Wydaje mi się, że było więcej czasu i mniej konkurencji pomiędzy ludźmi ze środowiska. Teraz należałoby powiedzieć raczej branża niż środowisko. Nie widać lub nie ujawniono do tej pory wspólnych interesów branży, które mogłyby stanowić platformę współpracy. Niespójne interesy informatyki i jej okolic są objęte okrutną walką konkurencyjną, która dzieli branżę na firmy, grupy i dziwne konglomeraty" - stwierdza Kazimierz Leśniak, dyrektor systemów informacyjnych Pilkington Sandoglass sp. z o.o. w Sandomierzu.

Towarzystwa informatyczne, przynajmniej częściowo, są utrzymywane przy życiu dzięki aktywności środowiska akademickiego. Tymczasem coraz więcej studentów rezygnuje z dalszego kształcenia już na etapie licencjatu, a najpóźniej po zdobyciu stopnia magistra. Tym samym w środowisku naukowym związanym z informatyką wyraźnie podnosi się średnia wieku, co nie sprzyja kształtowaniu się nowoczesnych postaw i otwartości światopoglądowej. Dla wielu informatyków rezygnacja z pracy na uczelni oznacza również nieuczestniczenie w publicznym życiu informatycznym. Ludzie uciekający z uniwersyteckich auli poszukują dobrze płatnej pracy i przestają mieć czas na zajęcia pozazawodowe. To właśnie brak czasu i nadmiar obowiązków podawane są jako główne przyczyny biernego stosunku do wszelkich stowarzyszeń. Jak to ujął jeden z szefów działów informatyki: "Ssanie rynku w obrębie profesji związanych z informatyką jest tak duże, że w nawale dobrze płatnej pracy nie ma czasu na zajmowanie się sprawami, które zasadniczo kasy tej nie powiększają". Zdaniem Andrzeja Grandysa, dyrektora Departamentu Informatyki Banku Pekao SA - Powszechnego Banku Gospodarczego, rola wszelkich stowarzyszeń zawodowych w okresie transformacji systemowej polskiej gospodarki spadła. Powodów można upatrywać w braku stabilizacji organizacyjno-ekonomicznej oraz przeciążeniu pracą i różnymi dodatkowymi zadaniami w miejscu zatrudnienia.

Partia informatyków

Stowarzyszenia informatyków budzą niekorzystne skojarzenia z minionym okresem, kiedy zrzeszali się wszyscy, w każdym celu i obowiązkowo. "Informatyka to dziedzina stosunkowo młoda i przeznaczona raczej dla indywidualistów" - stwierdza jeden z informatyków. Duże zapotrzebowanie na informatyków na wolnym rynku pracy powoduje wzrost optymizmu. Tracą oni potrzebę stowarzyszania się w celu obrony własnych, zasadniczo nie zagrożonych, interesów.

Organizacje tego typu kojarzą się większości ich potencjalnych członków jako twory administracyjne i biurokratyczne, skostniałe i wymagające, natomiast niewiele dające od siebie. Istnieje grupa informatyków, która kiedyś aktywnie angażowała się w działalność tego typu stowarzyszeń, traktując je jako wolne forum wymiany poglądów, a jednocześnie pewną zawodową nobilitację, ale z czasem coraz bardziej odsuwała się, widząc, jak twórczy zapał i entuzjazm przeradzają się w drętwą gadaninę. "Z czasem większość tego typu organizacji obrasta w administracje i charakteryzuje się coraz większym sformalizowaniem działań. Stowarzyszenie staje się grupą ludzi, którzy spotykają się z przyzwyczajenia" - mówi Roman Maret, kierownik działu informatyki British American Tobacco w Warszawie. Oczywiście, można stwierdzić, że organizacja jest taka, jacy są jej członkowie, ale być może przyczyny marazmu, ogarniającego z czasem większość stowarzyszeń, tkwią głębiej.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200