Między duchem a materią

Postępy bioinformatyki pozwalają na postrzeganie procesów życiowych w kategoriach informatycznych. Można zatem ponownie zadawać ważkie dla naszej cywilizacji pytanie: czym jest życie. I ponownie pytać o istotę samej informacji.

Postępy bioinformatyki pozwalają na postrzeganie procesów życiowych w kategoriach informatycznych. Można zatem ponownie zadawać ważkie dla naszej cywilizacji pytanie: czym jest życie. I ponownie pytać o istotę samej informacji.

Żonglerka mózgami

Bohater filmu "Pamięć absolutna" (Total recall) przestaje być sobą, ponieważ "skasowano" jego mózg i "wgrano" weń inne dane. Literaturowych czy filmowych przykładów "żonglerki mózgami" jest bez liku. Od "Biohazardu" Konrada Fiałkowskiego po "Hart ducha" Kurta Vonneguta (Fortitude), nie mówiąc o wcześniejszych klasykach typu "Frankenstein". Powszechne praktyki przeszczepów, stosowane we współczesnej medycynie, wskazują na zupełnie realną możliwość nawet całkowitej wymiany organizmu i "podłączenia" do mózgu właściciela zupełnie innych organów niż pierwotnie przezeń posiadane.

W końcu przeszczepiamy zarówno tkanki (skóra), jak i całe narządy (serce czy wątroba). Dzieje się tak zresztą od dziesiątków lat i właściwie, cywilizacyjnie, przeszliśmy nad tym do porządku dziennego (pomijając zabiegi nielegalne). Pierwszej udanej transplantacji nerek dokonano (USA) w roku 1954, a dwanaście lat później mieliśmy już w Polsce pierwszy przeszczep tego organu pobranego ze zwłok. W niepamięć odeszły zatem dyskusje, w których udowadniano, że przeszczepy są rodzajem kanibalizmu. Wyobrażalne jest także przeszczepienie mózgu z organizmu do organizmu, co jest zresztą równoważne wcześniej wspomnianemu "podczepianiu" organizmu do mózgu.

Pozostaje pytanie o mózg, ściślej mówiąc o jego zawartość. Czy możliwe jest skopiowanie treści zawartych w mózgu na maszynowy nośnik danych, tak jak to przedstawiają autorzy SF? I czy taka kopia faktycznie dałaby się wykorzystać w połączeniu z innym mózgiem. Mielibyś my wtedy do czynienia z rodzajem informatycznej hibernacji - maszynowe dane dają się dobrze i długo przechowywać i odświeżać. Autorzy takich mrzonek opierają swe wywody na sprowadzeniu fenomenu życia do jego informacyjnych wymiarów, przy jednoczesnym pomijaniu jego materialnej płaszczyzny.

Jabłko bez smaku

Przede wszystkim nie należy zapominać o różnicy między obiektem a informacją o nim. Weźmy dla przykładu zwykłe jabłko. Możemy sporządzić jego najprecyzyjniejszy opis. Wykonać jego fotografie czy sfilmować - pod wszelkimi kątami, we wszelkim oświetleniu, w dwóch i trzech wymiarach. Możemy dalej nasz owoc posiekać na cieniutkie plasterki i każdy z nich dalej poddawać informacyjnej obróbce. Tak uzyskane dane dadzą się niewątpliwie, i jeśli ktoś zechce, na wieki zapamiętać w cyberprzestrzeni, ale to przecież nie oznacza zapamiętania samego jabłka.

Nawet gdybyśmy mieli jednoznaczną skalę dla specyfikacji tak subiektywnych doznań jak smak, to i tak pozostalibyśmy tylko w rzeczywistości wirtualnej. Nie potrafilibyśmy, z takiej "jabłkowej" bazy danych, wykrzesać autentycznej koszteli czy papierówki. Dotąd nie mamy takich możliwości nawet w stosunku do najprostszych tworów, cóż dopiero mówić o mózgu - najbardziej złożonym kawałku materii, jaki znamy. Niezależnie od tego trafiamy tu na problem granicy między duchem a materią i oddziaływania tych sfer na siebie.

Komputer dla Kartezjusza

Kartezjusz pytał: w jaki sposób umysł może oddziaływać na ciało (i odwrotnie). Jak to się dzieje, że niematerialna przecież idea może oddziaływać na, jak najbardziej, materialne otoczenie? Czy idea, nie posiadająca żadnych właściwości fizycznych, może skruszyć skałę? W praktyce może. Ale nie w teorii. Idea nie ma przecież masy czy objętości. I na odwrót: czujemy ból "fizycznej" nogi parzonej fizycznym płomieniem, ale owa wiedza o bólu jest już całkowicie niefizyczna, nie ma temperatury czy gęstości. Skąd zatem wiemy, że wiemy?

Każda fizyka w szczegółach opisze nam akcje i reakcje zachodzące między zderzającymi się metalowymi kulkami. Wszak myśl nie może w coś "uderzyć". Chyba że, jak tzw. wulgarni materialiści, sprowadzimy ideę do rodzaju wydzieliny z mózgu. Wielki francuski filozof nie potrafił do końca swojego życia znaleźć jednoznacznej odpowiedzi na postawione pytanie i pod koniec życia poddał się, nie negując faktu, że omawiane procesy mają miejsce w rzeczywistości i wystarczy ruszyć ręką, aby się o tym przekonać. Przed podobnymi dylematami stawali jego następcy, tworząc nieraz bardzo karkołomne teorie, które w efekcie niewiele wnosiły do rozwiązania zagadnienia.

Dzisiaj jednak mamy w tej filozoficznej grze lepsze karty niż Kartezjusz. Kwintesencją technicznych osiągnięć cywilizacji doby renesansu był zegar. W nim można było upatrywać mechanicznego odpowiednika ludzkiego organizmu. Ale trudno było przymierzać się z czasomierzem do modelowania funkcji mózgu. Zdecydowanie lepiej możemy to zrobić za pomocą komputera. I to nawet nie przez celową symulację mentalnych procesów odpowiednim oprogramowaniem, ale przez obserwację zasad działania, choćby bardzo przeciętnej konfiguracji. XVI-wieczne chronometry były tylko sprzętem (hardware). Komputer składa się z warstwy sprzętowej, którą można porównać do wymiaru materialnego, np. ludzkiego ciała. Warstwa software'owa odpowiadałaby, przy takim założeniu, naszemu umysłowi. Procesor jako odbicie działania mózgu? Wielce niedoskonały to model. Ale jednocześnie najdoskonalszy z posiadanych.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200