Fortunne pomyłki

Trudno znaleźć zależność pomiędzy brzmieniem nazwiska a karierą w życiu. Niemniej pewne symptomy zdają się wskazywać, że niektóre nazwiska potrafią ułatwić zdobycie stanowiska, zwłaszcza powiązanego z pełnieniem funkcji reprezentacyjnych, a inne zupełnie do tego się nie nadają. Są nawet takie, które nie nadają się do noszenia przez szarych ludzi.

Trudno znaleźć zależność pomiędzy brzmieniem nazwiska a karierą w życiu. Niemniej pewne symptomy zdają się wskazywać, że niektóre nazwiska potrafią ułatwić zdobycie stanowiska, zwłaszcza powiązanego z pełnieniem funkcji reprezentacyjnych, a inne zupełnie do tego się nie nadają. Są nawet takie, które nie nadają się do noszenia przez szarych ludzi.

Moja żona została poproszona o załatwienie telefonicznej rezerwacji wczasów przez znajomych naszych znajomych. Zgodziła się, owszem, ale pod warunkiem że uczyni to na własne konto, bo nie ma najmniejszego zamiaru narażać się na śmieszność. W końcu Kowalska lepiej brzmi niż Korcipa. Zapewne nikt nie obrałby na swego przedstawiciela w parlamencie osoby o takiej godności. W grę nie wchodzi także Wozignój, Suchoplujec, Hulbój oraz wiele innych, których posiadanie nie dodaje splendoru ich właścicielom lub wręcz wzbudza ogólny śmiech w poczekalni do lekarza.

Kowalski na prezydenta lub premiera też zupełnie nie pasuje. Od razu okazałoby się, że ma kilka tysięcy krewnych, a to już nie przelewki. Wiemy jak wychodzi się z rodziną, a z tak liczną nawet na zdjęciu dobrze się nie wyjdzie. Noszenie wyświechtanego nazwiska może być denerwujące. Prezydent Raducha lub premier Tatarkiewicz - pasuje jak ulał, ale Kowalski - żadną miarą, nawet jeśli nie jest mu Jan na pierwsze.

Mimo żem nie Jan i nie znajdziecie wzmianki o mnie na każdym plakacie i wzorze formularza, to jednak profity z nazywania się Piotrem Kowalskim także się zdarzają. Ostatnio na przykład otrzymałem (przez pomyłkę, ma się rozumieć) pisemne zaproszenie do wystawienia swych prac w galerii malarstwa. Zastanawiając się, jakie arcydzieła mych sztuk zgłosić, musiałem przeprowadzić sumienny remanent dokonań. Wyszło, że ostatnia praca mojego pędzla (nie licząc pomalowanych okien), która przedostała się poza obręb domostwa, była wykonana na początku lat 60. i została nagrodzona na ogólnopolskim konkursie dla dzieci. I tu by się zgadzało - artysta Piotr Kowalski okres świetności przechodził w latach 1956-75.

Wobec powyższego wziąłem się do roboty, aby darmo nie nosić godności mego sobowtóra po nazwisku. Utworzyłem kompozycję graficzną, czyli stronę WWW - umożliwiając tym sposobem kontakt ze "sztuką" szerokim rzeszom społeczeństwa miast i wsi. Przy okazji powyższych działań zapoznałem się z oprogramowaniem firmy Corel oraz zupełnie innym zrządzeniem losu zmuszony byłem do instalacji modemu w domu. Teraz mogę wreszcie nazywać siebie informatykiem w pełnym tego słowa potocznym rozumieniu - czego niemożność jeszcze całkiem niedawno sobie wytykałem (felieton Egzamin, CW nr 28/99). Do tej pory uważałem się za zwyczajnego programistę. Jak widać, niektóre pomyłki bywają mobilizujące. Mimo wszystko najbardziej bym się cieszył, gdyby Piotr Kowalski wygrał główną nagrodę w lotka i tym gościem byłbym rzeczywiście ja.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200