Wieści z terenu

Komunikator

Komunikator

Żona naszego utrudzonego bohatera, czyli Lokalnego Informatyka, pracuje w szkole specjalnej, o czym wspominałem w jednym z poprzednich odcinków. Lokalny wypomina nieraz żonie, że powinna zająć się normalną pracą. Po latach stażu w placówce specjalnej nigdy nie wiadomo, czy mistrzowie nie osiągnęli już poziomu uczniów. Żona jednak się wzbrania, twierdząc, że nic więcej nie potrafi, a poza tym ma dużo urlopu. Niech i tak będzie, skoro lubi narażać na szwank zdrowie psychiczne i fizyczne. A w rzeczy samej, jak jest w takiej placówce edukacyjnej?

Upraszczając, można stwierdzić, że jest to coś pośredniego pomiędzy żłobkiem a amerykańskim więzieniem o zaostrzonym rygorze (znanym z różnych fajnych filmów z mordobiciem). Absolwentem zostaje się nie ze względu na ukończenie ósmej klasy z pozytywnym wynikiem (chociaż też można), ale przede wszystkim po skończeniu 21 lat. No i trzeba uważać. To znaczy nauczycielki muszą uważać, aby czternastoletni drugoklasista nie zadał ciosu z tyłu lub chwytem za włosy nie powalił na ziemię. Poza tym panuje ogólnokrajowa norma. Chociaż...

Dyrekcja poleciła zainstalować radiowęzeł, aby w czasie zajęć mogła przekazywać istotne komunikaty wszem i wobec ze swego stanowiska dowodzenia. W trakcie prac montażowych nauczyciele zamęczali instalatorów pytaniami, czy aby głośniki działają rzeczywiście tylko w jedną stronę - w obawie chyba przed aferą typu schoolgate. Według zapewnień ekipy, głośniki rzeczywiście pracują jedynie jako urządzenia nadawcze, bez sekretnych kombinacji dwukierunkowych. Nie wiadomo czy nie lepiej spełniałaby tutaj swoją rolę telewizja przemysłowa, pozwalająca na stałe monitorowanie i niesienie w razie potrzeby pomocy maltretowanej przez agresywnego osiłka drobnej nauczycielce. Ale jest, jak jest. Radiowęzeł służy do powiadamiania, a nie dbania o zdrowie kadry. Procedura rozpoczęcia komunikatu jest poprzedzana ceremonią pochrząkiwań i innych tajemnych odgłosów, po czym daje się słyszeć sakramentalne: "Tu mówi pani dyrektor...". W trakcie eksploatacji, jak to z urządzeniami technicznymi bywa, okazało się, że nie we wszystkich pomieszczeniach głos przywódczy jest słyszalny. A to bardzo źle, gdy podwładni nie mogą odebrać komunikatów z samej góry. Później może się taki wyłgać, że nie było sprawy, i nadszarpnąć autorytet szefostwa.

W związku z powyższym dyrekcja poszła po rozum do głowy, modyfikując frazę wstępną swych wystąpień. Od tej pory brzmi ona tak: "Tu mówi pani dyrektor. Kto mnie nie słyszy, proszę się zgłosić". Żona Lokalnego Informatyka śmieje się do rozpuku, opowiadając mu owe zdarzenia. Śmieje się i on, jednak zaraz potem przypomina jej: "Zmień robotę, póki jeszcze rozumiesz, co cię w tym bawi". A w zasadzie, to z czego oni się śmieją?

Piotr Schmidt

(agent zakładowy)

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200