Prąd zaoceaniczny

Przeciętnemu śmiertelnikowi niewiele mówią nazwy, takie jak Snowdrops, FreeSales czy Tella Network. Wszyscy natomiast uśmiechają się ze zrozumieniem na dźwięk słowa Yahoo! czy Amazon. Tymczasem za tymi nierozpoznawalnymi nazwami kryje się czołówka europejskiego e-biznesu. Zapóźnienie Starego Kontynentu w porównaniu do USA stało się niepokojące z chwilą, gdy zmiany gospodarcze spowodowane wykorzystaniem nowoczesnych technologii określono mianem: nowa ekonomia.

Przeciętnemu śmiertelnikowi niewiele mówią nazwy, takie jak Snowdrops, FreeSales czy Tella Network. Wszyscy natomiast uśmiechają się ze zrozumieniem na dźwięk słowa Yahoo! czy Amazon. Tymczasem za tymi nierozpoznawalnymi nazwami kryje się czołówka europejskiego e-biznesu. Zapóźnienie Starego Kontynentu w porównaniu do USA stało się niepokojące z chwilą, gdy zmiany gospodarcze spowodowane wykorzystaniem nowoczesnych technologii określono mianem: nowa ekonomia.

Artykuły dotyczące handlu elektronicznego, bankowości internetowej czy społeczeństwa informacyjnego już dawno trafiły z prasy specjalistycznej na czołówki ogólnokrajowych dzienników. W powszechnym użyciu są hasła internetowej, informatycznej, cyfrowej rewolucji czy nowej ekonomii. Nikt już nie dziwi się wygórowanym cenom akcji internetowych spółek, nikt nie kwestionuje konieczności wykorzystania Internetu i związanych z nim technologii informatycznych w codziennej działalności firmy, zmiany modelu biznesowego i dostosowania się do narastającej, globalnej konkurencji. Zewsząd przebija histeryczne: "Nie wiemy, o co naprawdę w tym wszystkim chodzi, ale TO się dzieje !". Dzieje się jednak głównie po drugiej stronie Atlantyku.

Czy w Stanach powietrze jest inne?

nternet powstał w USA w wyniku nakładów poniesionych przez rząd, służąc początkowo celom militarnym, później również edukacyjnym. Dość szybko znalazł zastosowanie komercyjne, najpierw wspierając marketing, później coraz więcej obszarów działalności przedsiębiorstw. W ciągu ostatnich lat w USA powstały setki firm, których działalność opiera się prawie wyłącznie na Internecie, tzw. dot.com. Tradycyjne firmy, nie bez pogardy nazywane przez sieciowych przedsiębiorców brick-and-mortar, starają się włączyć Internet do swojej strategii, by jak najszybciej stać się click-and-mortar.

Opóźnienie Europy w stosunku do Stanów Zjednoczonych pod względem wykorzystania Internetu jest szacowane na 2, 3 lata. Analitycy przewidują, że do 2002 r. przepaść ta zmniejszy się do 6-12 miesięcy, częściowo jednak za sprawą amerykańskich przedsiębiorstw inwestujących na rynku europejskim. Nie nastraja optymistycznie fakt, że w ciągu ostatniego roku w USA niemal podwoiła się liczba użytkowników Internetu, a w Europie pozostała na prawie takim samym poziomie.

Dlaczego Europa tak daleko została w tyle? Kilka przyczyn jest dość oczywistych. Zbyt wolno postępuje liberalizacja rynku telekomunikacyjnego. Opłaty za uzyskanie dostępu do Internetu są średnio 1,5 raza większe niż w USA, gdzie już od wielu lat stosuje się taryfy pozwalające na nieograniczoną liczbę rozmów lokalnych w ramach stałej opłaty, co obejmuje również zazwyczaj dostęp do Internetu. Wpływa to - z jednej strony - na liczbę internautów w całej społeczności (USA - 38%, Europa - od 5% w Hiszpanii, Portugalii i Włoszech do ponad 20% w Finlandii, Norwegii i Szwecji) - z drugiej - na czas, jaki przeciętny użytkownik sieci spędza online (USA - 60 min dziennie, Europa - 14 min). Inną podstawową przyczyną zapóźnienia jest istnienie w USA olbrzymiego, jednorodnego rynku ok. 250 mln konsumentów, posługujących się jedną walutą, mówiących jednym językiem, żyjących w jednym obszarze kulturowym. Obecnie tylko 20% treści publikowanych w Internecie jest w języku innym niż angielski. Według optymistycznych szacunków, udział innych języków zwiększy się do 50% dopiero ok. roku 2003. Unia Europejska to olbrzymi rynek prawie 370 mln ludzi, ale podzielony granicami, prawem, zwyczajami, normami kulturowymi, poziomem życia. Być może dlatego 57% (90 mln) ze 170-milionowej populacji internautów mieszka w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych, a zaledwie 23% (40 mln) w Europie. Zaoferowanie usługi czy produktu na kilku rynkach europejskich wymaga stworzenia kilku zlokalizowanych serwisów.

Psychika konserwatysty

Brakuje uregulowań prawnych, niewystarczająca jest istniejąca infrastruktura, niższy niż w USA dochód narodowy, przypadający na jednego mieszkańca, lecz może przyczyn zapóźnienia należy szukać gdzie indziej.

Europejskich menedżerów do tej pory charakteryzował ostrożny sceptycyzm. Amerykanie postrzegali Internet jako wyzwanie, szansę, możliwość zbudowania unikatowego modelu biznesowego i przewagi konkurencyjnej na podstawie technologii. Europejczycy rozpatrują problem sieci od strony kosztów, widzą ją jako obciążenie, wymóg kapryśnego i wymagającego rynku. Jest to przejaw charakteryzującej mieszkańców Starego Kontynentu niechęci do podejmowania ryzyka i potrzeby działania w strukturalnej, wymiernej rzeczywistości. Analitycy odkryli dodatnią zależność między skłonnością do podejmowania ryzyka przeciętną dla danego kraju a stopniem wykorzystania Internetu przez jego mieszkańców. Natura Internetu zaś nie sprzyja zaspokajaniu życzeń konserwatystów, ponieważ gospodarka elektroniczna jest słabo przewidywalna i opiera się głównie na wartoś-ciach niematerialnych.

Niepewny grunt

Ekonomiści prześcigają się w formułowaniu zasad nowej ekonomii. Szukają uzasadnienia utrzymującej się w gospodarce tendencji wzrostowej przy niskiej inflacji i niewielkim bezrobociu, gdy tymczasem klasyczne teorie ekonomiczne głoszą, że jeśli udaje się uzyskać niską inflację, oznacza to wysokie bezrobocie, i odwrotnie. Na razie chyba nikt nie potrafi przekonywająco wyjaśnić tego fenomenu, a poznanie zasad rządzących nową ekonomią wydaje się kluczowe. Specjaliści zwracają uwagę, że gospodarka elektroniczna będzie oparta na wiedzy i zdolności do innowacji, a jej wzrost - napędzany przez rozwój komputeryzacji, komunikacji i metod tworzenia informacji. Tym samym nastąpi odejście od dóbr materialnych w kierunku wartości niematerialnych. Korporacje zostaną zastąpione przez sieci mniejszych firm. Będzie się zacierać granica między dostawcą a odbiorcą. Rozpadowi i dezagregacji ulegną tradycyjne łańcuchy dostaw, czemu ma towarzyszyć wyeliminowanie pośredników. Zmiany będą następować coraz szybciej w ramach postępującej globalizacji. Największym problemem okaże się nieharmonijny rozwój poszczególnych rejonów, grup społecznych i zawodowych. To kilkanaście najczęściej formułowanych zasad porządkujących nowy świat. Jak dotąd nie wszystkie przepowiednie się sprawdzają.

Jeszcze rok temu twierdzono, że wykorzystanie nowoczesnych technologii informatycznych i Internetu spowoduje wzrost produktywności, mierzonej wynikami przypadającymi na jednego pracownika. Tymczasem okazało się, iż produktywność nie tylko nie wzrasta, ale wręcz maleje (w granicach 1%), szczególnie w sektorze usługowym. Tym samym nie sprawdziły się przepowiednie utraty pracy przez wielu ludzi w wyniku wprowadzenia nowych technologii, choć niewątpliwie zmienił się poziom wiedzy i umiejętności wymaganych od pracowników, pracujących już w gospodarce wiedzy. Zaskoczenie wynikami badań nad produktywnością było tak duże, że początkowo sądzono, iż jest to kwestia błędnych danych lub opóźnienia efektów informatyzacji związanych z przechodzeniem procesu zmiany. Ostatecznie zaakceptowano wyniki badań, nazywając zjawisko paradoksem produktywności, i zaczęto szukać wyjaśnienia. 90% firm intensywnie inwestujących w technologie informatyczne działa w sektorze usługowym, 70% efektów działalności tylko firm informatycznych to również usługi, które są, po pierwsze, niejednorodne - związane bezpośrednio z ludźmi, którzy je wykonują, po drugie, trudne do zdefiniowania (nie są to tony stali czy pary butów) i wreszcie trudne do zmierzenia (charakteryzują je takie składowe, jak poziom zadowolenia klienta z rozwiązania jego problemu). Brak wymiernych efektów nakładów inwestycyjnych odstraszał europejskich przedsiębiorców, wierzących w "twardą" księgowość.

To, czego nie ma

Tymczasem przyszłość prawdopodobnie należy do wartości niematerialnych - marki firmy, bazy i lojalności klientów, relacji z nimi, stopnia powiązań z dostawcami i odbiorcami przy wykorzystaniu technologii wymiany danych, kreatywnoś-ci i innowacyjności firmy, poziomu nakładów przeznaczanych na badania i rozwój, posiadanej bazy wiedzy i umiejętności, wiarygodności, elastyczności firmy, wartości strukturalnych i organizacyjnych, czyli specyficznego dla danej firmy sposobu prowadzenia biznesu, i wielu innych. Jeszcze na początku lat 90. stosunek kapitalizacji spółki na rynku publicznym do jej wartości księgowej wynosił 2 do 1. Dziś w przypadku spółek budujących indeks Dow Jones kształtuje się on 6 do 1, a w przypadku spółek informatycznych i internetowych jest wielokrotnie wyższy. Owa nadwyżka to właśnie wartości niematerialne, których jednak nie potrafimy odpowiednio oszacować. Uniwersytet Berkeley przy współpracy agend rządowych i organizacji komercyjnych prowadzi badania, mające na celu stworzenie nowych indeksów obrazujących rozwój nowej ekonomii, wykraczających poza udział technologii informatycznych w nakładach inwestycyjnych na badania i rozwój, czy wartość transakcji dokonywanych przez Internet, ale ilustrujących zmiany wartości gospodarki narodowej, wyrażonej głównie w wartościach niematerialnych, w miarę adaptowania kolejnych zdobyczy technicznych i organizacyjnych ekonomii cyfrowej.

O niestałości reguł rządzących elektroniczną gospodarką świadczy też nietrafiona przepowiednia dotycząca zniknięcia pośredników na linii producent-klient. Przewidywano, że Internet umożliwi bezpośrednie dotarcie producenta do końcowych użytkowników, co z kolei spowoduje spadek cen ze względu na wyeliminowanie łańcucha pośredników. Tymczasem liczba pośredników wzrosła. Stworzono firmy na podstawie zupełnie nowych modeli biznesowych, np. odwrotnej aukcji, portale umożliwiające zawieranie kontraktów między dostawcami i odbiorcami czy też gromadzące ofertę produktów i usług z całej branży i oferujące wartość dodaną w postaci analiz i porównań produktów, dodatkowych serwisów informacyjnych. Błąd wcześniejszej prognozy wynikał być może z poszukiwania możliwości jak największego obniżenia kosztów działalności, a nie poszukiwania wartości dodanej, jaką może zaoferować Internet.

Szansa dla Europy

Badania przeprowadzone przez firmę Andersen Consulting pokazują, że stosunek europejskich menedżerów do technologii internetowych i wagi uczestniczenia w gospodarce elektronicznej szybko się zmienia. Powszechne jeszcze rok temu podejście: poczekamy, zobaczymy zastępuje potrzeba szybkiego działania. Europejczykom sprzyja fakt, że nowoczesna gospodarka w głównej mierze opiera się na usługach, które są dość łatwe do skopiowania, wymagają jednak znaczących nakładów początkowych na technologie, reklamę i marketing. Powstaje pytanie, czy Europa powinna dosłownie kopiować pomysły rodzące się w USA wg atutów tamtego kraju, czy też spróbować stworzyć coś nowego i nieco innego z wykorzystaniem własnych zalet. Przykładowo, w Europie w większym stopniu niż w USA wykorzystuje się telefonię komórkową GSM. W Stanach Zjednoczonych funkcjonuje wiele niekompatybilnych standardów i nie zanosi się na to, by sytuacja miała się szybko zmienić. Nowe usługi oferowane przez operatorów sieci komórkowych spotykają się z dużym zainteresowaniem Europejczyków i są szybko adaptowane. Prawdopodobnie szybko zostaną zaakceptowane internetowe serwisy informacyjne dostosowane do możliwości odbioru telefonów komórkowych, możliwości dokonywania transakcji bankowych i w handlu detalicznym. Fenomen francuskiego Minitela pokazuje, że Europa jest w stanie przyjąć pewien nowy model oparty na wykorzystaniu technologii komputerowych, zaufać mu i stworzyć odpowiednią bazę produktów i usług przeznaczonych na tę platformę.

Druga szansa to wykształcona kadra specjalistów. Niezależnie od ostatecznego kształtu nowej ekonomii z pewnością będzie się ona opierać na ludzkiej wiedzy i umiejętnościach. Strategia edukacji powiodła się w Irlandii. Przed 15 laty kraj ten notował 20-proc. bezrobocie. Rząd zdecydował się ponieść wysokie nakłady na nowoczesne szkolnictwo, z naciskiem na szkolnictwo wyższe w zakresie zarządzania i technologii. Dziś bezrobocie nie przekracza 5%, a Irlandia jest celem inwestycji wielkich zachodnich koncernów informatycznych. Nie bez znaczenia dla adaptacji cyfrowej ekonomii były zakończone sukcesem projekty jej zastosowania w administracji.

Najistotniejsza jest chyba jednak zmiana stosunku Europejczyków do podejmowania nowych wyzwań, wprowadzania zmian, a nie poddawania się im. Wiedza i umiejętności to tylko narzędzie. Nie wystarczy również kreatywność, oznaczająca zdolność tworzenia nowych rozwiązań. Potrzebna jest innowacyjność - wprowadzanie rozwiązań w życie.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200