Wieści z terenu

Ratunku!

Ratunku!

Szef musiał napisać sprawozdanie dla Jeszcze Większego Szefa. Lokalnemu Informatykowi zawsze wydawało się z jego punktu postrzegania świata pracy, że Szef jest najwyższą instancją. Nic z tego. Może dla niego był, natomiast w wymiarze bezwzględnym nad Szefem istniał jeszcze inny Szef, nad którym był zapewne jeszcze ktoś i tak prawie w nieskończoność. Lokalny nie wziął pod uwagę, że świat widziany z pozycji pszczółki inaczej wygląda niż z poziomu właściciela pasieki. Tak więc Szef włączył komputer i rozpoczął walkę na śmierć i życie z edytorem tekstu. Do niedawna jeszcze wydawało mu się, że wystarczy umieć naciskać klawisze, aby cała robota szła jak z płatka. Od paru miesięcy przechodził niemiłe rozczarowania, albowiem okazało się, że trafianie paluchami w klawiaturę w żaden sposób nie zwalnia od myślenia. Tekst, który miał sklecić, angażował zarówno jego kończyny, jak i mózg. Można powiedzieć, że i jedno, i drugie szło mu wyraźnie niegramotnie. Ale trudno, skoro sprawozdanie ma być przejrzyste i schludne, trzeba wykorzystać najnowsze zdobycze techniki.

Siedział Szef już dobre pół godziny przed ekranem i zdołał zmajstrować zaledwie kilka zdań. Bo jeśli wymyślił już tekst, przelać go do komputera też nie był w stanie szybko i sprawnie. To mu się zgubiła gdzieś litera i musiał wymazywać cały fragment wpisanego tekstu, aby dodać brakującą bukwę. To znowu zrobiła mu się linia odstępu, z którą walka zajęła mu parę ładnych minut. Jednym słowem - same kłody pod nogi.

Jakby tego wszystkiego było mało, w pewnym momencie nastąpił błysk, pisk i na ekranie zapanowała złowroga ciemność. "Lokalny, ratuj mnie z opresji!" - błagał Informatyka Szef. Lokalny z Serwisowym wzięli komputer do przeglądu, w trakcie którego okazało się, że płyta główna straciła bezpowrotnie swe właściwości. Po zamontowaniu nowej, objawił swe prawdziwe oblicze dysk, z którego nie chciał ładować się system. Lokalny z Serwisowym cuda wyprawiali - jakieś dyskietki ratunkowe, odzyskiwanie plików im tylko znanymi metodami. "Szefie, masz może kopie archiwalne swych wszystkich dokumentów, które pisałeś do tej pory?" - nieśmiało zapytał Lokalny. "A co to i po co?" - Szef, jak widać, nic takiego nie posiadał.

Chłopcy jednak stanęli na wysokości zadania i po wielodniowych zmaganiach odratowali bezcenne pliki autorstwa Szefa. "Szefie, oddajemy ci komputer sprawny z nie naruszoną zawartością" - Lokalny z Serwisowym z dumą w głosie oznajmiali ów radosny fakt swemu przełożonemu, który również nie posiadał się z radości. Po godzinie jednak w pokoju Lokalnego Informatyka pojawił się z marsową miną Szef. "Nie naruszona zawartość powiadasz?! To gdzie k... jest mój ostatni tekst?! Pół godziny straciłem na jego pisanie!".

Według mnie Szef miał stuprocentową rację, gdyż pracownicy wykonali zadanie niedokładnie i sprzeniewierzyli część jakże nieocenionej twórczości przełożonego. A przecież zapewniali, że oddają komputer z nie zmienioną zawartością. Oj, zbyt pochopnie się chwalili. Nie wiem też, co by się działo, gdyby niczego nie byli w stanie odratować.

Piotr Schmidt

(agent zakładowy)

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200