Dlaczego nie istnieje sztuczna świadomość globalna

Jarosław Badurek ostatnio wyraził nadzieję (Maszynowe informacje, CW nr 1/2000) na "wyłonienie się nowego rodzaju sztucznie kreowanej świadomości globalnej". Nie sądzę, aby było to uzasadnione i trafne oczekiwanie w stosunku do społeczeństwa informacyjnego.

Jarosław Badurek ostatnio wyraził nadzieję (Maszynowe informacje, CW nr 1/2000) na "wyłonienie się nowego rodzaju sztucznie kreowanej świadomości globalnej". Nie sądzę, aby było to uzasadnione i trafne oczekiwanie w stosunku do społeczeństwa informacyjnego.

Jest kilka powodów, dla których nawet najbardziej zaawansowana i szeroko, prawdziwie globalnie, stosowana technika nie wywoła skutków społecznych i psychologicznych na taką samą skalę. Globalna telekomunikacja oraz dzięki niej używane masowe produkty i usługi informatyczne wcale nie muszą oznaczać globalizacji w sferze tzw. świadomości. Głoszenie takiej tezy oznacza wiarę w wątpliwy determinizm historyczno-ekonomiczny, którego przykładem był np. marksizm i jego teza, iż "byt kształtuje świadomość". Nasza wiedza, umiejętności poznawcze i praktyczne, opinie czy ideały są warunkowane tym, co i jak się produkuje, jakimi narzędziami (także informatycznymi) się posługujemy, również tym, kto je wytwarza, sprzedaje czy posiada (dzierżawi). Wysuwanie z tego faktu tezy, że może to doprowadzić do wyłonienia się globalnej informatycznej świadomości jest jednak nieuzasadnione. Myślę nawet, że jest to teza w pewien sposób niebezpieczna.

Jarosław Badurek pisze - w formie przesłanki - że "jako ludzkość jesteśmy na drodze ku jednemu społeczeństwu planetarnemu" oraz - w formie wniosku - że "globalne standar- dy technologiczne współtworzą równie globalną świadomość, będącą wyróżnikiem społeczeństwa informacyjnego". Przyznaje wprawdzie, że "jednemu" nie oznacza "jednolitemu", lecz dodaje równocześnie, że rozwój technik informatycznych i ich unifikujący charakter będzie oznaczać jeszcze większą standaryzację, czyli swoistą amerykanizację sfer życia (podobnie jak było z coca-colą i filmem), kształtowanych przez technikę. W tym rozumowaniu ma jednak miejsce pomieszanie znaczeń terminów i wyciąganie wątpliwych wniosków.

Mikroelektronika i informatyka ujednoliciły wiele technologii, zestandaryzowały odmienne sposoby produkcji, komunikacji, badań podstawowych. Wpływ monopolistyczny amerykańskich i japońskich koncernów informatycznych jest tu wyraźny i proces ten bez wątpienia będzie się pogłębiał, czego dowodzi przemysł motoryzacyjny czy kultura masowa. Ale globalizacja i ujednolicanie technicznych standardów oraz dominacja w produkcji i sprzedaży narzędzi informatycznych nie oznaczają jednoznacznego - jak sugeruje Jarosław Badurek - determinowania w sferze świadomości.

Bo co to jest świadomość? Nie wdając się w niuanse i zawiłości terminologiczne (a jest ich bez liku), chcę ją zdefiniować jako refleksyjne, czyli skierowane na siebie samo, odczuwanie własnej indywidualności i odrębności (ale również przynależności do gatunku) w postrzeganiu, myśleniu, decydowaniu i wartościowaniu swojego otoczenia. Samoświadomość, zarówno indywidualna, jak i zbiorowa, własnych doznań, intelektu, woli i wartości jest - moim zdaniem - charakterystyczną cechą świadomości jako takiej. Nie ma sensu snucie dywagacji, czy tak rozumianą świadomość da się zrealizować w maszynach cyfrowych, w robotach sterowanych przez komputery. W tej sprawie mam jasne zdanie - maszyny nie mają samoświadomości (w tym znaczeniu nie są też inteligentne), chociaż dorównują człowiekowi, ale wręcz przewyższają go w szybkości liczenia czy podejmowania (w zasadzie "bezmyślnych", bo nie samoświadomych) decyzji. Nie mam tu jednak miejsca i czasu argumentować na rzecz tej tezy, gdyż dyskusja o tym toczyła się już na łamach Computerworlda w minionym roku.

Co to jest społeczna świadomość

Mimo to mówienie o sztucznie stwarzanej świadomości społecznej ma do pewnego stopnia sens. Widzę to jednak inaczej niż robią to zwolennicy sztucznej inteligencji. Na początek postawmy sobie pytanie filozoficzne o to, czym w ogóle jest "świadomość społeczna". Trzeba przyznać, że w tym zwrocie pobrzmiewają nuty starych ideologicznych haseł (młodzi czytelnicy Computerworlda mogą ich już nie pamiętać) propagandy marksistowskiej. Kiedyś oznaczała ona polityczny i edukacyjny program stworzenia pożądanej, klasowej i jednocześnie uniwersalnej, postępowej, jak mniemano, świadomości. Do jej stworzenia miała się przyczynić głównie indoktrynacja ideologiczna, ale również, co miało miejsce w ZSRR, technika i jej masowe upowszechnienie. Był to mit, który w zasadzie się skończył. Jego echa wciąż jednak w dziwny sposób pobrzmiewają w niektórych dyskus-jach o informatyce i społeczeństwie informacyjnym.

W jakimś sensie można mimo to mówić o społecznej świadomości bez ideologicznych i politycznych założeń. Na pewno w każdym typie społeczeństwa, w konkretnych okresach historycznych istnieje szczególny rodzaj zbiorowej samoświadomości, który jako fakt socjologiczny wyróżnia ją od innych społeczności. Jest to bez wątpienia zbiorowa wiedza utrwalona w tożsamości etnicznej, klasowej i narodowej. Szczególnie ważnym rodzajem świadomości zbiorowej jest nauka, a zwłaszcza jej metodologiczna część. Nie tylko wyniki i badania podstawowe oraz ich wdrożenia, ale również dyskusje i refleksja nad celem samego poznania naukowego, jego społecznymi skutkami, wartościami i ideałami poznawczymi stanowią ważną formę samoświadomości społeczeństwa. Jest ona wprawdzie kształtowana tylko przez pewne grupy społeczne, lecz wchodzi do zbiorowej mądrości społeczeństw, nawet ludzkości.

Czy taka refleksyjna świadomość społeczna jest w jakikolwiek sposób determinowana i kształtowana przez technikę? Czy informatyka, jej narzędzia oraz telekomunikacja mają szczególny udział w powstaniu takiej świadomości? Inaczej jeszcze, czy bez informatyki świadomość ta nie powstałaby w ogóle?

Moim zdaniem same zdolności obliczeniowe najszybszych nawet komputerów i najlepsze zespoły badawcze sponsorowane przez światowe giganty komputerowego przemysłu same przez się nie wykreują żadnej nowej jakości myślenia, żadnej sztucznej inteligencji. Jarosław Badurek mimo to oczekuje, że coś takiego powstanie, gdyż "świadomość na gruncie informatycznym jest progową funkcją dynamicznej gęstości danych", z której to możliwości technicznej wyłoni się (jest to kwestia pieniędzy i czasu - przyznaje) "nowy rodzaj sztucznie kreowanej świadomości globalnej".

To nieprawda. Spotęgowanie mocy obliczeniowych maszyn nie zapewni im świadomości, na pewno też nie doprowadzi do powstania ich samoświadomości jako istotnej cechy świadomości jako takiej. Przekraczanie kolejnych progów techniki informatycznej nie zaowocuje nową jakością, jeśli nie podążą za tym zmiany społeczne i psychiczne wśród twórców i użytkowników tej techniki. Wszak świadomość, a tym bardziej samoświadomość, są funkcją biologiczno-społecznego faktu życia, a nie funkcją "gęstości danych" jakiejkolwiek techniki. Ponadto świadomość to produkt ewolucji trwającej wiele milionów lat. Rozwój techniki (jej swoista ewolucja) to tylko fragment ewolucji naturalnej i nic jej nie da przyspieszenie czy spotęgowanie. W takich warunkach technika nie zrodzi z siebie żadnej świadomości.

A mimo to istnieje pewna postać społecznej świadomości warunkowanej przez technikę. Powstaje ona w społeczeństwie informacyjnym (informatycznym), o którym toczy się dyskusja w Computerworld. Jest ona funkcją konkretnych społeczności, w których informatyka zmienia pewne aspekty ich życia, a nie funkcją samej techniki. Trzeba jednak ten fakt poprawnie i bez emocji opisywać, analizować i prognozować. Proponuję zatem, aby kwestie te rozważać na konkretnych przykładach złożonych zależności między technikami informatycznymi a pewnymi rodzajami społecznych zachowań, grup, instytucji i celów.

Społeczeństwo informatyków?

Nasycenie różnych dziedzin życia sprzętem komputerowym, oferta usług informatycznych, coraz to nowe gadżety elektroniczne - wszystko to będzie narastało i po pewnym czasie może osiągnąć pewien punkt krytyczny. Jeśli bowiem codzienne życie będzie wymuszało na nas korzystanie ze sprzętu gospodarstwa domowego naszpikowanego elektroniką, praca w biurze nie będzie mogła się obyć bez obsługi złożonych systemów, a rozrywka (jeśli jeszcze starczy nam na nią czasu) też będzie wymagała co najmniej znajomości parametrów coraz to nowszych generacji sprzętu multimedialnego, to wizja życia w takim środowisku nie rysuje się wesoło. Jakich umiejętności praktycznych i jakiej wiedzy będzie wymagało od nas życie w społeczeństwie informacyjnym, które będzie tak mocno zdominowane przez informatykę. Czy nie będziemy musieli być informatykami, może nie programistami, lecz zaawansowanymi znawcami wyrafinowanych narzędzi informatycznych?

Na pewno nie uśmiecha się nam taka wizja życia w społeczeństwie informacyjnym. Nie chcę wciąż przechodzić od jednego edytora tekstu do drugiego ani głowić się nad tym, jak skonfigurować komputer, który zresztą w momencie zakupu staje się już przestarzały. W każdym z nas istnieje psychologiczna granica kompetencji i rozumienia techniki. Nie mówię, że jest to w ogóle granica przyswajania czegoś nowego, tego co ciekawe, poszukiwania nowej wiedzy, uczenia się. Jako istoty myślące jesteśmy w tym nieograniczeni. W społeczeństwie informacyjnym proces edukacji będzie w zasadzie ustawiczny, jak słusznie stwierdził w dyskusji Maciej M. Sysło (Edukacja dla społeczeństwa informacyjnego, CW nr 43/99). Sami jednak powinniśmy decydować o tym, czego chcemy się uczyć. Na pewno jednak nie chcemy spożytkowywać swej energii poznawczej na rzeczy zbędne, choć same w sobie skądinąd ważne.

W społeczeństwie informacyjnym, najbardziej nawet nasyconym elektroniką i narzędziami informatycznymi, powinniśmy być nie informatykami, lecz zwykłymi użytkownikami informacji bez znajomości jej logiczno-informatycznej strony. Zgoda, ktoś powie, ale czy chcieć to móc? Wszak przemysł komputerowy będzie tylko wzmagał ekspansję ofert rynkowych i nie da się uniknąć elementarnej znajomości informatyki. Myślę jednak, iż nie musi to oznaczać, że użytkownik będzie zmuszony do studiowania coraz bardziej opasłych instrukcji obsługi dowolnego urządzenia elektronicznego. Trwały jest już w końcu trend w konstrukcji maszyn liczących narzędzi bez konieczności zawiadywania podstawowymi ich systemami operacyjnymi. Interfejs użytkownika i narzędzia informatycznego są coraz prostsze i bardziej przyjazne, jak głoszą slogany reklamowe. Wyraża się to np. w zmniejszeniu udziału wzroku analizującego instrukcje znakowe na rzecz głosu sterującego coraz bardziej zminiaturyzowanymi narzędziami.

Tendencja ta ma zresztą przyczynę nie tyle w możliwościach techniki, ile w wymogach rynku, wzrastającej roli konsumenta. To mechanizmy rynkowej gospodarki, swoboda kształtowania opinii, łatwość dostępu do informacji, instytucje ochrony obywatela jako konsumenta powodują, że technologie informatyczne zaczynają współgrać (choć są również konflikty) z prawami demokratycznego społeczeństwa informacyjnego. Dlatego nie będziemy w końcu musieli być informatykami. Jaka jednak będzie rola techniki informatycznej w społeczeństwie informacyjnym?

Uważam, że nie można przeceniać wpływu techniki, nawet najbardziej zaawansowanej, na rodzaj i rozwój społeczeństwa. Wzajemne zależności poszczególnych rodzajów techniki (technologii pozyskiwania energii, surowców, maszyn i narzędzi) i społecznych warunków (gospodarki, stosunków własnościowych, politycznych, administracji, nauki) są bardzo złożone. W poszczególnych epokach kształtowały się one różnie, zmieniały proporcje między nimi. W zasadzie jednak społeczeństwo jest przyczyną, a technika skutkiem, jeśli chodzi o jakikolwiek społeczny twór powstały na ich wzajemnym przecięciu się. W tym też sensie ewentualna społeczna świadomość, wynikła z oddziaływania informatyki na społeczeństwo, może być tylko grupową umiejętnością, samoświadomością używania danych narzędzi zawsze jednak w konkretnych warunkach. Nie będzie ona miała globalnego charakteru, chociaż globalne mogą być narzędzia, bo warunki społeczne są zawsze konkretne i zmienne. Więcej będzie w tej świadomości niewiedzy czy ograniczeń niż bezbłędnego (maszynowego) działania. Obawiam się, że tak stawiając sprawę, narażę się na sprzeciw tych, którzy są zafascynowani możliwościami techniki. Ale nawet jeśli podadzą swoje kontrargumenty, to i tak dowiodą, że nie przynależymy do żadnej "globalnej informatycznej świadomości", lecz do partykularnych punktów widzenia.

--------------------------------------------------------------------------------

Marek Hetmański jest pracownikiem Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200