Wybieramy Bahamy

Robienie złota z ołowiu, czy też - mówiąc szerzej - bogactwa z niczego, było marzeniem ludzkości od zarania dziejów. Przez setki lat próbowali tego alchemicy. Celu nie osiągnęli, ale przynajmniej położyli podwaliny chemii. Wnieśli też to i owo do kultury, czego przykładem jest choćby powieść Alchemik, znajdująca się ostatnio na szczycie listy bestsellerów.

Robienie złota z ołowiu, czy też - mówiąc szerzej - bogactwa z niczego, było marzeniem ludzkości od zarania dziejów. Przez setki lat próbowali tego alchemicy. Celu nie osiągnęli, ale przynajmniej położyli podwaliny chemii. Wnieśli też to i owo do kultury, czego przykładem jest choćby powieść Alchemik, znajdująca się ostatnio na szczycie listy bestsellerów.

Alchemikiem doby współczesnej nie chciał zostać pewien Francuz, niejaki Serge Humpich. Większość z Państwa zapewne słyszała o tej historii, bo prasa popularna szeroko rozpisywała się o jego przypadku, przypomnę więc tylko najważniejsze fakty. Monsieur Humpich skonstruował kartę elektroniczną, którą mógł płacić za towary i usługi, nie wydając jednocześnie ani grosza. Zamiast jednak spędzić resztę życia na spokojnym i dostatnim żywocie, zaoferował instytucji zarządzającej systemem kart płatniczych swoje konsultacje w poprawie bezpieczeństwa systemu. A ta najpierw zażądała dowodu w postaci transakcji trefną kartą, a potem oskarżyła naszego bohatera o kradzież. Epilog sprawie dopisał sąd, skazując Serge'a Humpicha na dziesięć miesięcy "w zawiasach" i symbolicznego franka grzywny.

Warto w tym miejscu dodać, że - jak to często bywa - życie naśladuje literaturę. W latach 80. Janusz A. Zajdel napisał książkę Limes Inferior. Jeden z jej bohaterów otrzymuje od tajemniczej szajki do przetestowania urządzenie takie samo, jak "złota karta" naszego Francuza. Karl Pron - bo tak nazywa się owa postać - okazuje się jednak osobnikiem daleko rozsądniejszym od Serge'a Humpicha. W jednej ze scen widzimy go w restauracji luksusowego hotelu - rozbawionego, lekko podchmielonego, otoczonego wianuszkiem dziewcząt. Karl Pron dostaje co prawda po gębie w ciemnej bramie, ale to chyba sprawiedliwsze niż cyniczny pozew i upokarzający proces na oczach całego świata, co było udziałem nieroztropnego Francuza.

Wiadomość, jaką francuski wymiar sprawiedliwości wysłał do świata hakerów, można by streścić następująco: "W razie poinformowania instytucji o dziurze w jej systemie informatycznym zostaniecie potraktowani tak samo, niezależnie od tego, czy coś ukradliście, czy też tylko odkryliście problem. Korzystajcie więc z takich dziur do woli - fundując sobie wczasy nad ciepłym morzem, kupując drogie samochody czy zażywając innych ziemskich radości, a wyjdziecie na tym lepiej". Jeżeli do tej pory istniała grupa hakerów "ideowych" (takich, którzy łamią zabezpieczenia dla samej przyjemności łamania), to zapewne wkrótce oni znikną. Wybiorą spokojne życie na Bahamach. Na naszym podwórku także głośno o hakerach. Jak donosi komputerowy dodatek Gazety Wyborczej, prokuratura w Krakowie ma zamiar już wkrótce wnieść oskarżenie przeciw dwudziestolatkowi ze Śląska, który włamał się do prywatnego komputera pewnego biznesmena i usunął zawartość dysku. Można przypuszczać, że skazanie włamywacza jest tylko kwestią czasu.

Słychać też, że pion bankowości detalicznej Banku Handlowego (handlobanku) wynajął grupę hakerów, aby przetestowała zabezpieczenia nowego systemu informatycznego, który już wkrótce ma pozwolić klientom na operacje na ich kontach za pośrednictwem Internetu. Cel chwalebny, sposób zrealizowania go - zrozumiały, choć zachodzę w głowę, kto jest stroną umowy i jak zdefiniowane jest "dzieło" (jeśli podpisano umowę o dzieło).

Widać więc, że mądrzej działają instytucje nad Wisłą niż nad Sekwaną. Sobie życzmy, abyśmy takie obrazki oglądali jak najczęściej. A panu Serge'owi Humpichowi, żeby wygrał zapowiadaną apelację.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200