Transfer (nie)wiedzy

Jak wiadomo z felietonu "Praca (po)płaca" (CW nr 2/2000), zmieniłem miejsce pracy. Na zapytanie, gdzie się przeniosłem, odpowiem zagadką: proszę znaleźć na Drugiej Stronie (http://www.apple.com.pl/kuba) połączenie z moim życiorysem, a dowiedzą się Państwo, co i gdzie teraz robię. Podpowiedź: rusza się. Ale nie o nowej pracy chcę dziś pisać, tylko o starej. Ostatecznie dwa lata to szmat czasu i wiele się przez ten czas wydarzyło. Kiedy zaczynałem pracę, to w firmie było kilka komputerów oraz jeden serwer, który wieszał się tak często, że mój poprzednik został z roboty wywalony. Ale tego dowiedziałem się po kilku miesiącach, gdy już udało mi się ustabilizować system komputerowy. To jeden z symptomów amerykańskiej organizacji pracy: wszystko, zaw-sze i wszędzie jest OK. Dopiero bliższe przyjrzenie się sprawom pozwala zauważyć pęknięcia, a czasami całkiem spore dziury w całości.

Jak wiadomo z felietonu "Praca (po)płaca" (CW nr 2/2000), zmieniłem miejsce pracy. Na zapytanie, gdzie się przeniosłem, odpowiem zagadką: proszę znaleźć na Drugiej Stronie (http://www.apple.com.pl/kuba) połączenie z moim życiorysem, a dowiedzą się Państwo, co i gdzie teraz robię. Podpowiedź: rusza się. Ale nie o nowej pracy chcę dziś pisać, tylko o starej. Ostatecznie dwa lata to szmat czasu i wiele się przez ten czas wydarzyło.

Kiedy zaczynałem pracę, to w firmie było kilka komputerów oraz jeden serwer, który wieszał się tak często, że mój poprzednik został z roboty wywalony. Ale tego dowiedziałem się po kilku miesiącach, gdy już udało mi się ustabilizować system komputerowy. To jeden z symptomów amerykańskiej organizacji pracy: wszystko, zaw-sze i wszędzie jest OK. Dopiero bliższe przyjrzenie się sprawom pozwala zauważyć pęknięcia, a czasami całkiem spore dziury w całości.

Jesteśmy przygotowani do takiego podejś-cia, bo komuna, czyli poprzedni nieudacznicy u władzy, nic innego nie robiła, tylko usiłowała przekonać, że jest wspaniale, a będzie jeszcze lepiej. Tu na razie czasami jest dobrze, bo jednak od czasu do czasu ktoś coś zrobi porządnie.

Tak było i ze mną. Choć nikt specjalnie na palce mi nie patrzył, starałem się tak zbudować system informatyczny w firmie, aby był stabilny i odporny na krecie działania użytkowników. Najlepszym testem jest w takim przypadku wyjazd na wakacje. Jeśli po trzech tygodniach wszystko działa, to znaczy, że naprawdę jest OK.

Oczywiście, trzeba wymieniać taśmy archiwizujące, ale poprawnie napisane skrypty uwzględniają lenistwo oraz zapominalstwo sekretarki, która być może wsadzi nową kasetę, a może nie, bo właśnie śpieszy się na balangę. Po ostatnich wakacjach znalazłem tylko kilka ostrzeżeń - system przeżył.

Tym większe było moje zaskoczenie, gdy przyszło mi wykonać przekazanie władzy. Poinformowałem firmę o odejściu dobre trzy tygodnie przed faktem i myślałem, że w tym czasie uda się znaleźć zastępcę. Ba, nawet wskazałem administratora, który akurat opuścił sąsiednią placówkę i znał pi razy drzwi moje podwórko. Ale jakoś widać nie potrafił dogadać się co do kasy, więc gdy wróciłem z wakacji to czekał już na mnie młody człowiek, świeżo po studiach.

Prędko okazało się, że na studiach uczą ekonomii zakupów sprzętu oraz co to jest TCO (Total Cost of Ownership, całkowity koszt utrzymania sprzętu), ale zajęć praktycznych jakoś widać było mało.

Już pierwszego dnia, gdy na chwilę udałem się na stronę, młody Człowiek, chcąc popisać się przed recepcjonistką i zeskanować jej zdjęcie, podłączył skaner SCSI do portu szeregowego PC (taka sama wtyczka). Na szczęście już z daleka widać było co robi, więc mój wrzask powstrzymał go od włączenia urządzeń i spalenia obu.

Dalsze szkolenie z obsługi systemu odbywało się już na poziomie sekretarskim, tj. pokazywania, jak wsadza się kasetkę DLT do napędu, jak podnosi się komputer z CD-ROM oraz jak wymienić kasetę z tonerem w drukarce. Zastanawiam się, co mój następca zrobi, gdy np. serwer NT powiesi się na amen albo gdy jeden z użytkowników wymaże te ważniejsze pół dysku na laptopie. Obiecałem wprawdzie szefowi technicznemu firmy, że gdyby coś to ja zawsze będę pod telefonem, ale przecież nie będę mógł wpadać co chwila.

Tym bardziej że sam muszę nauczyć się dużo nowych rzeczy. Nie wiem, kto będzie mi profesorem, bo mój poprzednik w nowym miejscu odszedł ponad rok temu...

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200